Leokadia Borkowska mimo sędziwego wieku i podupadającego zdrowia wciąż śledzi wydarzenia, którymi ekscytuje się cała Polska. I ma swoje zdanie na ten temat. - Jak żyję sto trzy lata, to takiego chamstwa nie widziałam - komentuje z udziałem posła Stanisława Łyżwińskiego. Pani Leokadia urodziła się w 1903 roku. Z okazji jej urodzin odwiedził ją wiceprezydent Ełku Artur Urbański. Złożył życzenia i wręczył kwiaty. - Kiedy Rosjanie przywieźli nas do Ełku z Tajna koło Rajgrodu (obecnie województwo podlaskie), 28 lutego 1945 roku, zamieszkaliśmy w majątku poniemieckim, w którym potem powstał PGR - wspomina pani Leokadia. - Umiałam piec chleb, przyszli więc do mnie lekarze, którzy zakładali tu szpital. Przynieśli worek mąki. Zrobiłam zaczyn, zaglądam do niego na drugi dzień, a on nic nie rośnie. Co jest? Przecież tyle lat piekłam chleb. Okazało się, że lekarze przynieśli mi gips w worku. Oddałam im więc swój chleb - opowiada gazecie. Pani Leokadia jest otoczona opieką i miłością. Mieszka ze swoją córką Zofią Kosakowską i jej mężem. Często odwiedzają ją wnuki - ma ich sześcioro oraz dziesięcioro prawnuków. Jedna z wnuczek Grażyna Markowska spisuje opowieści babci. Pani Leokadia pytana przez "Gazetę Olsztyńską" o przepis na długowieczność, odpowiada: "Trzeba pamiętać, co powiedział Adam Mickiewicz. To nie sztuka żyć i umrzeć, ale sztuka żyć i żyć". - Nie trzeba się martwić i denerwować. Trzeba wypoczywać, długo spać, zdrowo jeść, nie chodzić w za ciasnych butach. Wtedy będzie żyło się aż do śmierci - żartuje staruszka.