- Tylko w 2020 roku aż 4246 interwencji łódzkich ratowników medycznych dotyczyło dzieci. W sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia najmłodszych najczęściej obserwowaną reakcją opiekunów jest panika. Chociaż trudno jej się dziwić, warto zdać sobie sprawę, że jedną z jej przyczyn jest brak umiejętności udzielenia pierwszej pomocy - powiedział Adam Stępka z Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi, radząc jak pomagać w przypadkach najczęściej zdarzających się wypadków z udziałem najmłodszych. Jak wyjaśnił Stępka, sposób postępowania przy zakrztuszeniu zależy od wieku dziecka. Jeśli poszkodowane jest niemowlę, to to powinniśmy położyć je na swojej dłoni, wzdłuż przedramienia, pochylić na kolanie w dół i wykonać pięć uderzeń między łopatki. Pochylenie główki dziecka na wyprostowanej ręce jest bardzo ważne, gdyż siłą grawitacji wszystkie ciała obce i płyny mogą zostać ewakuowane. Co robić przy zakrztuszeniu się? - Po uderzeniach między łopatki, przekładamy dziecko na druga rękę, twarzą do góry i wykonujemy pięć uciśnięć klatki piersiowej. Ich zadaniem jest zmniejszenie objętości płuc i spowodowanie wypchnięcia ciała obcego na zewnątrz. Jeśli dziecko nie przestaje się krztusić, powtarzamy całą procedurę. Gdy mimo tych działań niemowlę straci przytomność i stanie się wiotkie, musimy podjąć standardową resuscytację krążeniowo-oddechową - tłumaczył ratownik. U dzieci starszych, w wieku szkolnym i przedszkolnym, ryzyko zachłyśnięcia jest mniejsze, bo one są po fazie sensorycznego poznawania świata, gdy wszelkie przedmioty są wkładane do ust. Najczęściej dochodzi do zachłyśnięcia pokarmem. Wówczas klękamy przy dziecku, opieramy je o nasz tułów, pochylamy głową do przodu i wykonujemy pięć uderzeń między łopatki. Jeśli to nie pomoże, dalej postępujemy inaczej niż w przypadku niemowlęcia. Obejmujemy dziecko oburącz i wykonujemy ucisk nadbrzusza - od pępka w kierunku mostka. Zadaniem tego uciśnięcia jest wpływ na przeponę, zmniejszenie objętości płuc i wypchnięcia ciała obcego. - Zdarza się, że spanikowani rodzice łapią dziecko za nóżki i obracając je głową w dół, próbują "wytrząsnąć" z niego przedmiot, którym ono się krztusi. Jednak jest to nie tylko nieskuteczne, ale może też, zwłaszcza u młodszych dzieci, doprowadzić do bardzo poważnych obrażeń okolicy bioder i kolan - zaznaczył ratownik. Dziecko wysmarowane masłem Dzieci, które już zaczynają chodzić, bardzo często padają ofiarą oparzeń. Zdaniem eksperta, w tym przypadku najważniejsza jest prewencja - najczęściej dochodzi do takich wypadków w domu, dlatego jeśli mamy pod opieką kilkulatka, powinniśmy dbać o to, by w zasięgu jego rąk nie umieszczać np. naczyń z gorącymi płynami. Gdy już dojdzie do oparzenia wrzątkiem, jak najszybciej ściągamy z dziecka zamoczone ubranie - bo ono wciąż parzy - i chłodzimy oparzenie. Robimy to wodą o temperaturze pokojowej. - Nie smarujemy tłuszczem, nie wkładamy całego dziecka do wanny z zimną wodą, bo to może mu dodatkowo zaszkodzić. Takie przypadki znamy z codziennej pracy w pogotowiu, np. po wezwaniu do poparzonego trzylatka znajdujemy malca od stóp do głów wysmarowanego masłem, bo ktoś słyszał, że oparzenia trzeba smarować tłuszczem - podkreślił Stępka. Jak dodał, zespół ratownictwa w pierwszej kolejności musi zabezpieczyć poszkodowanego przed bólem, więc czym prędzej podaje mu leki przeciwbólowe. "Dopiero gdy dziecko jest wprowadzone w stan śpiączki farmakologicznej, możemy je umyć i prawidłowo opatrzyć oparzenia np. specjalnymi hydrożelami, które chłodzą i uśmierzają ból. Tego typu środki są dostępne w aptekach i każdy rodzic powinien je w domu posiadać" - wyjaśnił. "Wypadków można uniknąć" Poza tym warto zaopatrzyć domową apteczkę w podstawowe bandaże dziane, opaskę elastyczną, środek do dezynfekcji, np. wodę utlenioną, ale pamiętajmy, że nie przemywamy nią rany lecz jedynie jej brzegi. Dzieci doznają też często biegunek, więc warto mieć zestaw elektrolitów, a także odpowiedni do wieku środek przeciwgorączkowy i dobry termometr. Latem przydadzą się żele na ukąszenia i przyrząd do wyciągania kleszczy. - Większości wypadków najmłodszych można byłoby uniknąć, gdyby opiekunowie byli przewidujący. Jeśli dziecko zaczyna raczkować, to stół czy biurko nie jest dobrym miejscem do nauki chodzenia. Zdarza się dużo przypadków, gdy te maluchy spadają i doznają najczęściej urazów głowy - zaznaczył Stępka. Jego zdaniem, rodzice znają swoje dzieci i wiedzą, jak one reagują, dlatego nie powinni zwlekać z wezwaniem pomocy, gdy stan ich pociechy się pogarsza, choć w takich przypadkach jak zaostrzenie infekcji, powinni udać się raczej do lekarza rodzinnego czy nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej niż do pogotowia. - Jeżeli dochodzi do gwałtownego pogorszenia stanu dziecka, występuje np. silna duszność, szczekający kaszel, urazy wszelkiego rodzaju i gorączka, która nie reaguje na podanie leków, wezwanie jest zawsze uzasadnione. Większość młodych rodziców mieszka teraz bez doświadczonych babć, więc zdarza się że jesteśmy wzywani do rzeczy błahych, jak kolka, kleszcz u dziecka, ale są też bardzo poważne przypadki jak utrata przytomności, zatrzymanie krążenia, poważny uraz. Sam pamiętam pierwszoklasistę, który w pierwszym dniu wakacji doznał złamania otwartego przedramienia. Mimo tak poważnego urazu, którego nabawił się na przydomowej trampolinie, nie uronił ani jednej łzy - podkreślił Stępka.