To pierwsze takie opracowanie. Jest interesujące szczególnie w kontekście toczącej się w Polsce dyskusji o celowości przeprowadzania wyborów podczas pandemii koronawirusa. Jak czytamy w raporcie, hipotezy o wzroście zachorowań na COVID-19 po marcowych wyborach w Bawarii nie potwierdza żadna z wykorzystanych technik analizy statystycznej w żadnym z jej podwariantów, czyli ani przy porównaniu "wartości liczbowych skumulowanych przypadków COVID-19 na 100 tys. mieszkańców", ani przy porównaniu "dynamiki wzrostów", czyli "zmian procentowych między dniem bazowym (29 marca), a dniem pomiaru (13 kwietnia). - To oznacza, że nie ma statystycznych podstaw do formułowania twierdzenia o wpływie wyborów korespondencyjnych w Bawarii na wzrost zachorowań na COVID-19 - mówi Interii prof. Arkadiusz Radwan (PAN, UW), jeden z autorów opracowania. Zastrzega jednak, że wyniki badania mogą być przydatne dla projektowania podobnych rozwiązań w Polsce jedynie pod warunkiem, że będą uwzględnione również aspekty techniczne głosowania korespondencyjnego w Bawarii. - Raport, który przedstawiamy, to analiza wpływu na wybory czynników potencjalnie epidemicznych, bez uwzględnienia całości procesu wyborczego. W wymiarze politycznym szczególnie ważne jest jednak to, że w Bawarii została wypracowana ponadpartyjna zgoda przy przyjmowaniu nowych rozwiązań dotyczących głosowania wyłącznie w formie korespondencyjnej - podkreśla prof. Radwan. Zwolennicy i przeciwnicy wyborów w Polsce powoływali się na przykład bawarski - Prywatnie byliśmy krytycznie nastawieni wobec planów organizacji w Polsce wyborów prezydenckich w maju, głównie ze względu na kryzys zaufania i zakłócenia kampanii wyborczej, co rzutuje na równość szans konkurencji politycznej - wyjaśnia prof. Radwan. Współautorka opracowania, dr Sonia Horonziak (PAN), zwraca uwagę, że w debacie publicznej coraz częściej pojawiał się argument związany ze zdrowiem publicznym i bezpieczeństwem wyborów. - Zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy wyborów powoływali się na przykład bawarski. Postanowiliśmy sprawdzić, jak było naprawdę. Intuicyjnie wydawało się nam, że znajdziemy potwierdzenie obaw wyrażanych przez epidemiologów. Tak się jednak nie stało - dodaje dr Horonziak. Jak wyglądają wyniki badań w praktyce? Przypomnijmy, pierwsza tura wyborów (w formie tradycyjnej oraz korespondencyjnej) została zorganizowana w Bawarii 15 marca, druga tura (tylko w formie korespondencyjnej) - dwa tygodnie później. Autorzy opracowania chcieli zweryfikować hipotezę, iż taka formuła doprowadziła do wzrostu liczby przypadków SARS-CoV-2. Zastrzegają jednak, że nie analizują podobieństw i różnic między technicznymi (logistycznymi, higienicznymi) aspektami przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych w Bawarii, a rozwiązaniami przewidzianymi w polskiej ustawie o głosowaniu korespondencyjnym czy też w projekcie ustawy o głosowaniu mieszanym ("hybrydowym"). Skupiają się jedynie na tle prawno-politologicznym i przede wszystkim na statystycznej analizie dostępnych danych. Ważna uwaga jest taka, że w Bawarii możliwość głosowania korespondencyjnego jest znana od lat, dokładnie od 1957 r. Tym razem w I turze do głosowania było uprawnionych prawie 10 mln osób, a frekwencja wyniosła 58,6 proc. Z kolei w II turze - obejmującej tylko te okręgi, w których nie doszło do rozstrzygnięcia - mieliśmy do czynienia z pierwszym przypadkiem w historii, aby forma korespondencyjna ("listowna") była jedyną dostępną formą głosowania. To oczywiście efekt zagrożenia związanego z rozprzestrzenianiem się koronawirusa. Odbyła się ona w 34 okręgach (na 96), uprawnionych było ok. 4,6 mln mieszkańców, a frekwencja wyniosła ponad 57 proc. Przekładając to na liczby bezwzględne, w głosowaniu korespondencyjnym 29 marca wzięło udział ok. 2,6 mln wyborców. Dla porównania - w Polsce w ostatnich wyborach jesienią ubiegłego roku mogło głosować ponad 30,1 mln osób. Autorzy raportu przypominają też, że we Francji I tura wyborów samorządowych została zorganizowana tego samego dnia co w Bawarii, ale druga została przesunięta ze względu na sytuację epidemiologiczną, natomiast głosowanie w Wielkiej Brytanii - pierwotnie zaplanowane na 7 maja - ma się odbyć dopiero 6 maja 2021. Trzy techniki analizy Autorzy raportu sprawdzili - przyjmując 29 marca za tzw. dzień bazowy i 13 kwietnia za tzw. dzień pomiaru - czy rzeczywiście doszło do większej liczby zakażeń. - To właściwy okres, ponieważ wystarcza, aby ujawniły się przypadki zakażeń wirusem SARS-CoV-2 i jednocześnie nie jest za długi, dzięki czemu nie pojawiają się inne zmienne różnicujące, tj. czynniki, które mogłyby wpłynąć na wynik badania - tłumaczy prof. Radwan. Naukowcy - jak zaznaczają - wykorzystali w swoich badaniach trzy techniki analizy statystycznej, obejmujące różne zbiory badawcze. W pierwszym przypadku chodziło o wszystkie okręgi wyborcze w Bawarii z rozróżnieniem na te, w których była potrzeba zorganizowania drugiej tury wyborów (34) i te, gdzie wystarczyła jedna tura (62). W drugim - o okręgi, w których przeprowadzono II turę, gdzie zmienną ciągłą byłą frekwencja wyborcza, zaś w trzecim - o porównanie Bawarii z sąsiadującą Badenią-Wirtembergią oraz z austriackim Tyrolem, a także z całą Republiki Federalnej Niemiec. Wnioski z tych trzech badań? Jak czytamy, na podstawie przeprowadzonych analiz, opartych na urzędowych danych, "nie można potwierdzić statystycznej zależności między zorganizowaniem wyborów korespondencyjnych a wzrostem liczby zachorowań na COVID-19". Chodzi nie tylko o zasady przeprowadzania wyborów, ale o szerszą politykę antyepidemiczną Ważne są jednak okoliczności, w jakich doszło do podjęcia decyzji o przeprowadzeniu II tury jedynie w formie korespondencyjnej. Jak zwraca uwagę prof. Arkadiusz Radwan, stosowne przepisy zostały uchwalone w atmosferze ponadpartyjnej zgody. - I chodzi tu nie tylko o nowe zasady przeprowadzania wyborów, ale o szerszą politykę antyepidemiczną. Już 16 marca Bawaria ogłosiła stan klęski żywiołowej, potem 25 marca - dzięki poparciu wszystkich partii - została uchwalona ustawa o ochronie przed infekcjami, która przyznała m.in. szerokie uprawnienia bawarskiemu rządowi do podejmowania działań w ramach walki z pandemią. Współpraca stron została opisana jako "wielki moment parlamentaryzmu w Bawarii". W efekcie Bawaria nie mierzyła się z wyzwaniem upolitycznienia pandemii COVID-19, ani koniecznością trwonienia sił i zasobów na walkę polityczną zamiast walki z pandemią - mówi prof. Radwan, dodając, że "z bawarskim konsensem wszystkich frakcji parlamentarnych jaskrawo kontrastuje ostry spór polityczny w Polsce". - Co istotne, sami politycy namawiali wyborców do uczestnictwa w wyborach w tej formie, więc obywatele nie mierzyli się z dylematem moralnym związanym z samym pójściem na wybory, który pojawia się w przypadku polskim - dodaje dr Horonziak, współautorka badania. Również z tego powodu, jak twierdzą autorzy, przykład Bawarii był przez każdą ze stron sporu interpretowany odmiennie. A wiarygodność danych była dla wyborców zależna od tego, kto je przytaczał. - Pokazuje to erozję debaty publicznej, skoro zwaśnione strony nie potrafią się ze sobą zgodzić nie tylko co do wartości, czy co do interpretacji, ale także co do samych faktów - uważa prof. Radwan. Jego zdaniem, pandemia przypomniała światu, jak ważna jest nauka. - Nie jesteśmy biochemikami ani epidemiologami, dlatego nie mogliśmy pomóc w pracach nad testami, terapiami ani szczepionkami chroniącymi przed COVID-19. Mogliśmy się jednak zająć się innymi obszarami, w których odczuwalne mogą być skutki pandemii. Takim obszarem jest demokracja i wybory, ale także walka z fake newsami. Nasze badanie ma pomóc w świadomym, opartych na faktach podejmowaniu decyzji o organizowaniu wyborów. Ma także przeciwdziałać szerzeniu nieprawdziwych informacji na temat wpływu wyborów korespondencyjnych na zagrożenie epidemiczne. Istnienia takiego wpływu nasze badanie nie potwierdza - podsumowuje prof. Radwan.