Po godzinie 17. zakończyła się konferencja prasowa na temat raportu przygotowanego przez resort skarbu. W konferencji wzięli udział sekretarz stanu w Ministerstwie Skarbu Państwa - Małgorzata Ostrowska, prezes KGHM Stanisław Szpecik, prezes Poczty Polskiej Leszek Kwiatek i prezes PZU Życie Ireneusz Nawrocki. W raporcie wskazano na pogorszenie wyników finansowych firm, utratę pozycji rynkowej i ważnych partnerów. - Trzeba zmienić formy nadzoru właścicielskiego Skarbu Państwa na spółkami. Większą rolę mają odegrać rady nadzorcze. Ministerstwo Skarbu Państwa chce lepszego kontaktu ze spółkami, poprzez przedstawicieli w radach nadzorczych. Do tej pory przedstawiciele ci często nie byli aktywni i ma się to zmienić - powiedział Ostrowska. Każdy z prezesów przestawił plany zmierzające do poprawy sytuacji w poszczególnych spółkach. Gabinet Leszka Millera zapoznał się dzisiaj z "Raportem otwarcia". Ministerstwo Skarbu Państwa uważa że spółki są w fatalnym stanie. Rząd uważa, że dokumenty ukazują szokującą prawdę. Opozycja twierdzi, że raport o stanie spółek Skarbu Państwa to temat zastępczy. Raport zarzuca władzom spółek m.in. działanie bez planu strategii; chybione inwestycje; brak realistycznych prognoz finansowych i nieuzasadnione wydatki na reklamę, darowizny i sponsoring. Dotyczy m.in. takich spółek, jak KGHM Polska Miedź, Totalizator Sportowy, Poczta Polska, Grupa PZU SA oraz Państwowa Agencja Inwestycji Zagranicznych. - Krytycy tych decyzji (wymiany zarządów spółek - przyp. INTERIA) po przeczytaniu raportu chwilę się zastannowią, czy warto było wytaczać takie ciężkie działa, chroniąc niekompetentnych zarządów i broniąc niekompetentnych ludzi - mówi szef rządu. Innego zdania jest szef sejmowej komisji skarbu, Wiesław Walendziak. Według niego, raport powstał na polityczne zamówienie, a jego celem nie jest zdemaskowanie nadużyć. - Raport otwarcia rząd przedstawił już w pierwszych dniach istnienia. Jak rozumiem, chce teraz wrócić do tematu po ponad pół roku rządzenia. Myślę, że chce wrócić dlatego, że notowania rządu gwałtownie pikują w dół i trzeba mieć jakiś temat zastępczy - uważa Walendziak. Tajemnicą poliszynela jest, że spółki publiczne stały się dla całej polskiej klasy politycznej znakomitą synekurą, czyli płatnymi stanowiskami nie wymagającymi zbyt duzo pracy. W Polsce jest dziś 2000 takich firm, a ich zarządy i rady nadzorcze to w sumie 25 000 stanowisk. Płace zatrudnionych tam osób osiągają łącznie wartość 3 miliardów złotych rocznie. Ostrowska: to nie propaganda, to rzetelne zbadanie sprawy - Wbrew temu, co mówił pan poseł Walendziak, w wielu sprawach, które są opisywane w raporcie, zawiadomienie o przestępstwie zostało złożone do prokuratury w stosownym czasie i zgodnie ze stosowną procedurą - zapewniła Małgorzata Ostrowska, wiceminister skarbu. Dzisiejszy gość Faktów RMF powiedział, że raport o stanie spółek Skarbu Państwa jest przedstawiany dopiero teraz, po 7 miesiącach rządów gabinetu Leszka Millera, gdyż stanowi on "rzetelne zbadanie sprawy". - W tym raporcie każde zdanie, które jest napisane, jest poparte dokumentami. [...] To jest wyraz ogromnej dbałości o to, żeby majątek Skarbu Państwa został dobrze zarządzany. Dlatego tak długo być może trwały te prace, ale po to także, żeby nie posądzić o coś, co nie miało miejsca. Najłatwiej rzucać jakieś kalumnie i zarzuty. Myśmy chcieli dokładnej informacji popartej dokumentami i wtedy można było zrobić to, co dzisiaj czynimy - powiedziała Ostrowska. Na pytanie, czym ekipa Leszka Millera, która jest teraz w spółkach Skarbu Państwa, różni się od ekipy Mariana Krzaklewskiego i Jerzego Buzka, wiceminister skarbu odpowiedziała: "Mam nadzieję, że przede wszystkim kompetencją, że do zarządów spółek wybierani są fachowcy w zdecydowanej większości, że członkowie rad nadzorczych po przywróceniu im także ich uprawnień - które zostały w poprzedniej kadencji zabrane - będą mogli też elastyczniej i szybciej reagować na nieprawidłowości w spółkach". Przeczytaj cały wywiad Czy po wymianie zarządów spółek jest lepiej? - przykład Poczty Polskiej Jak informuje "Życie Warszawy", szczecińska firma DUO znów będzie dostarczać paliwo dla Poczty Polskiej - została bowiem wyłoniona w przetargu. Gazeta pisze, że o wyniku przetargu wiedziało już przed jego rozstrzygnięciem. Podobnie jak część pracowników Poczty Polskiej, którzy szeptali o tym w korytarzach firmy. Na kilka dni przed oficjalnym zakończeniem prac komisji gazeta wiedziała, że DUO otrzyma kilka Zakładów Transportu Samochodowego. Wiedzą tą podzielił się z "ŻW" jeden z pracowników PP, który oświadczył, że przetarg jest zwykłą formalnością. DUO będzie dostarczać paliwo do trzech, jednych z największych, ZTS-ów: Warszawa, Warszawa 2 i Bydgoszcz. W ciągu roku sprzeda PP około 20 mln litrów paliw, czyli ponad 42 proc. całej dostawy. Mimo że rada PP nie zaaprobowała wyników przetargu, dyrektor Poczty Leszek Kwiatek podpisał dokumentację przetargową i zaraz też zawarto umowę z DUO - pisze stołeczny dziennik. Firma DUO już wcześniej, w 2000 r., wygrała kuriozalny przetarg na dostarczanie paliw PP - miała m.in. o ponad 1 mln zł droższą ofertę i nie dołączyła specyfikacji cen - przpomina gazeta. Lepper: raport o spółkach Skarbu Państwa "polityczny" Lider Samoobrony Andrzej Lepper jest zadowolony z powstania raportu o spółkach Skarbu Państwa ale uważa, że jest on "polityczny", bo pomija sytuację w tych firmach za czasu poprzednich rządów koalicji SLD-PSL. - Dobrze, że on jest, ja to pochwalam. Ale z drugiej strony to jest typowo polityczny raport, bo tylko przeciwnika. A wy panowie z SLD i PSL, lata 1993-97 to co, wtedy spółek Skarbu Państwa nie było? A Kaczmarek to co? Ministrem już był i też prywatyzował - mówił Lepper dziennikarzom na jednym z bazarów w Białymstoku. Wcześniej spotkał się tam z mieszkańcami miasta. Według lidera Samoobrony raport powinien obejmować ostatnie 12 lat, a nie tylko 4 lata funkcjonowania spółek za rządów koalicji AWS-UW. Czego nie ma w raporcie Są jednak historie, których w raporcie nie znajdziemy. Reporter RMF dotarł do umowy o pracę, którą w 1997 roku z jedną ze spółek należących do koncernu KGHM podpisał Leszek Miller. Wynika z niej, że dwudziestokilkuletni syn premiera zajmował w spółce stanowisko pełnomocnika zarządu do spraw kapitałowych. Do jego obowiązków należało "reprezentowanie spółki i prowadzenie negocjacji". Leszek Miller junior nie miał wyznaczonego czasu pracy, otrzymywał wynagrodzenie w wysokości 5000 zł plus premie uznaniowe. Umowa z synem ówczesnego szefa MSWiA został zawarta tuż przed wyborczą porażką SLD w 1997 roku. Była to umowa na 5 miesięcy (pracował więc w spółce jeszcze za rządów AWS). Kontraktem zainteresowała się Najwyższa Izba Kontroli. Zarząd KGHM nie zgodził się jednak na jego ujawnienie kontrolerom, twierdząc, że skarb państwa ma w spółce zbyt mało udziałów, by NIK mógł badać działania kombinatu.