Chociaż nie chciał zdradzić szczegółów, wiadomo że kontrolerzy NIK dopatrzyli się wielu nieprawidłowości. Po listopadowej katastrofie w "Halembie" NIK bada procedury wyboru i zlecania prac firmom zewnętrznym w tej kopalni oraz ich kompetencje. Izba zbada także, czy zatrudnianie takich firm przez kopalnię jest uzasadnione ekonomicznie. 15 spośród 23 śmiertelnych ofiar wybuchu w "Halembie", 1030 metrów pod ziemią, metanu i pyłu węglowego, to pracownicy zewnętrznej firmy usługowej Mard. - W tej chwili jesteśmy na etapie dodatkowych przesłuchań po wizji lokalnej przeprowadzonej w kopalni - powiedział Matecki. Przesłuchania powinny się zakończyć w najbliższych dniach. Później NIK prześle protokół kontroli do kopalni. - Gdzieś w połowie lipca powinniśmy zakończyć nasze prace - przewiduje szef delegatury NIK. Matecki nie chciał mówić o wnioskach, jakie nasuwają się po trwających ponad pół roku pracach. Najpierw trzeba przesłać protokół kontroli do podpisania dyrektorowi kopalni, NIK musi poznać stanowisko kierownictwa kopalni - wyjaśnił. Prowadzona w "Halembie" kontrola jest pierwszą tego typu w górnictwie. Choć NIK wielokrotnie kontrolowała kopalnie, nie zajmowała się jeszcze kwestiami zatrudniania przez nie zewnętrznych firm. O zaangażowanie NIK w proces wyjaśniania okoliczności katastrofy w kopalni wnioskował krótko po tragedii prezydent Lech Kaczyński. Już na samym początku prac nie wykluczano, że jeżeli kontrola w "Halembie" doprowadzi do ujawnienia nieprawidłowości związanych za zatrudnianiem i działalnością zewnętrznych firm, pod tym kątem mogą być skontrolowane także inne kopalnie. W piątek Matecki powiedział, że z decyzją w tej sprawie trzeba jeszcze zaczekać. Prowadząca śledztwo w sprawie katastrofy gliwicka prokuratura postawiła dotychczas zarzuty siedmiu osobom - zarówno pracownikom "Halemby", jak i firmy Mard. Niewykluczone jest zatrzymanie kolejnych osób w związku z tą sprawą. Śledztwo powinno zakończyć się przed końcem roku. Według ustaleń specjalnej komisji, niezależnie od prokuratury badającej przyczyny katastrofy, za nieprawidłowości w kopalni, które poskutkowały śmiercią górników, odpowiada 19 osób - 16 z kierownictwa, dozoru i służby dyspozytorskiej kopalni "Halemba" oraz trzy z firmy Mard. W przedstawionym w ubiegłym tygodniu raporcie komisji eksperci uznali, że do tragedii w "Halembie" przyczyniły się liczne naruszenia przepisów. Roboty były źle zorganizowane i nadzorowane, a górnicy pracowali mimo przekroczenia dopuszczalnych stężeń metanu; czujniki metanowe ustawiano tak, aby zaniżyć ich wskazania; zlekceważono zagrożenie wybuchem pyłu węglowego. Komisja ustaliła też, że w likwidowanej ścianie wydobywczej pracowały urządzenia niespełniające norm, a pozostawiając w chodniku - zamiast zaraz wywieźć na powierzchnię - wyciągnięte ze ściany sekcje obudowy zmechanizowanej, poważnie naruszono technologię prac. Chodnik był też nieprawidłowo przewietrzany, a podziemny transport źle zorganizowany. Większości podejrzanych grozi do ośmiu lat więzienia, niezależnie od sankcji za naruszenie prawa geologicznego i górniczego, o których ma wkrótce zdecydować Okręgowy Urząd Górniczy w Gliwicach. Najwyższa kara, jaką może orzec nadzór górniczy, to zakaz sprawowania określonych funkcji w górnictwie przez dwa lata, co w wielu przypadkach oznacza tzw. śmierć zawodową. Kilka osób, wskazanych przez organy nadzoru górniczego jako współwinne naruszenia przepisów, jest już na emeryturze. Dotyczy to m.in. b. dyrektora kopalni "Halemba".