- Kupa dymu i ognia; przeleciałem ze 20 metrów. Przewróciłem się. Znalazł mnie kolega - w takich słowach o tragicznych zdarzeniach w kopalni Mysłowice-Wesoła opowiada w rozmowie ze stacją TVN24 Tomasz Majcherczyk, jeden poszkodowanych. - Nie było nic widać na pół metra. Duszno... Próbowałem powietrze łapać, ale nie było czym oddychać. Później to powietrze przyszło, ale tak gorące, że zaczęło mnie parzyć - relacjonuje. O tym, co wydarzyło się pod ziemią, przejmująco opowiada również Adrian, drugi ranny w wypadku górnik. - Pierwszy był wybuch, a potem kurz, z takimi lecącymi kulami żaru - mówi. Tam nikt nie myślał tylko o sobie, wszyscy myśleliśmy o sobie nawzajem. Nasi koledzy leżą na górze, w krytycznym stanie, także nie da się o tym zapomnieć - podkreśla. "Nie wiem, czy tam wrócę" - Pamiętam jedynie, że wynosili mnie koledzy - dodaje Antoni Wyroba, kolejny poszkodowany. - Wciąż wracam wspomnieniami do tego dnia. Nie wiem, czy tam wrócę - mówi nie kryjąc wzruszenia. Do wypadku w kopalni Mysłowice-Wesoła doszło w poniedziałek ok. godz. 20.55 na głębokości 665 m. W rejonie zagrożenia znajdowało się 37 górników. 36 z nich udało się uratować. 42-letniego kombajnisty dotąd nie odnaleziono. W szpitalach leczonych jest w sumie 21 górników. Spośród nich trzech jest w stanie krytycznym, a czterech kolejnych w bardzo ciężkim. W sobotę w kopalni kontynuowana była akcja ratownicza związana z próbami dotarcia do zaginionego 42-latka.