Matki doskonale znają to uczucie, kiedy na świat przychodzi ukochana istota. Bianka uszczęśliwiła swoich rodziców w piękny majowy dzień, dwa lata temu. Urodziła się jako wcześniak. "Po porodzie przez 11 dni leżała pod lampami, bo miała żółtaczkę. Już jako miesięczny bobas miała badanie dna oka i nic nie wykryto. Lekarka nie zaleciła nam ponownych konsultacji. Przecież wszystko było super" - opowiada Katarzyna, mama. Mimo problemów ze zdrowiem już na początku życia dziewczynki, nic nie wskazywało, że najgorsze dopiero nadejdzie. "Przez ułamek sekundy, pod pewnym kątem i tylko dzięki temu, że za sobą miałam okno zauważyłam w lewym oku córeczki błysk. Oczko zaświeciło się. Pamiętam jak dziś, pomyślałam: "O! jak u Pyśki!" (naszej 9-letniej kotki). Gdy wspomniałam o tym rodzinie, mówili, że pewnie mi się przewidziało, aż do momentu, gdy zauważyła to też ciocia Ania. Już wtedy wiedziałam, że to może być coś poważnego. Natychmiast udaliśmy się z mężem na prywatną wizytę, a tam diagnoza: Widać guzy! Podobne zmiany w obu oczkach! Proszę natychmiast udać się do szpitala na ostry dyżur..." - relacjonuje mama dziewczynki. Najpierw szpital we Wrocławiu i poważne miny lekarzy badających dziewczynkę. "Chodź zobacz! Widziałaś?!"- powiedziała jedna z lekarek do drugiej. Katarzyna i jej mąż zamarli. Bianka od razu została skierowana do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. "Tam się nią zajmą" - usłyszeli rodzice. Diagnoza w dziecięcym szpitalu specjalistycznym była jak wyrok: Retinoblastoma - siatkówczak; nowotwór złośliwy; zajęte oba oczka; stan bardzo poważny. Rak zjada oczy Bianki. Rodzice szybko dowiedzieli się od specjalistów, że nawet jeśli uda się zachować oczy, to dziewczynka będzie niewidoma, bądź bardzo słabo widząca. "Konieczne są dalsze badania"- stwierdzali lekarze. "Jej małe ciałko zaczęło pachnieć benzyną" Aktualnie Bianka poddawana jest chemioterapii na wydziale onkologicznym w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. "Źle znosi chemię. Jest bardzo osłabiona. Teraz już tylko leży i się przytula... Gorączkuje, a na rączce, w miejscu po wenflonie zrobił się zakrzep żyły głównej. Dostała kolejny antybiotyk oraz zastrzyki w brzuch dwa razy na dobę. Za sobą ma już pełne znieczulenie i pobranie szpiku kostnego oraz płynu mózgowo-rdzeniowego w celu sprawdzenia, czy nie ma już przerzutów na inne organy. Cały czas na czczo, z chemią lejącą się w jej żyły... Jej małe ciałko zaczęło pachnieć benzyną" - relacjonuje mama. Szansą na uratowanie oczu dziewczynki jest kosztowne leczenie w Stanach Zjednoczonych u doktora Davida H. Abramsona, szefa oddziału specjalizującego się w leczeniu i operowaniu schorzeń, takich jak to, na które cierpi 2-latka. Wyjazd potrzebny jest niemal natychmiast. Jedyne co powstrzymuje rodziców, to koszty. 1,5 mln zł - tyle trzeba zapłacić, by mała Bianka mogła patrzeć na tych, których kocha. Leczenie nie jest refundowane przez NFZ. Zbiórka społeczna to jedyna szansa dziewczynki. Zostały niecałe trzy tygodnie, a Bianka wciąż nie ma nawet 10 proc. potrzebnej sumy. Rodzice proszą więc o pomoc. "BŁAGAM, pomóżcie mi.. nam... mojej 2-letniej córeczce... każda złotówka ma znaczenie. Wierzę, że Bóg da nam szansę, da Jej szansę... Dziękuję za wszystko, Kasia" - pisze mama małej Bianki. Pomagać można wpłacając pieniądze na konto Bianki, lub wysyłając sms. Zbiórkę prowadzi Fundacja Rycerze i Księżniczki. Tutaj możesz dokonać wpłaty i pomóc uratować oczy Bianki ***** Wypowiedzi mamy Bianki pochodzą z Facebooka Oba oczka widzą wianki dla Bianki oraz strony Fundacji Rycerze i Księżniczki. JK