3 czerwca mężczyzna zadzwonił do Kancelarii Prezydenta RP i powiedział, że zabije Rafała Trzaskowskiego. Informację o groźbach Służba Ochrony Państwa przekazała policji. Poinformowany o nich został też prezydent Warszawy. Złożył zawiadomienie o przestępstwie i wniosek o ściganie sprawcy. Tego samego dnia 41-latek został zatrzymany; usłyszał zarzut kierowania gróźb karalnych. Podejrzany przyznał się do winy. Po decyzji sądu trafił do aresztu. Dzięki Trzaskowskiemu mężczyzna mógł opuścić areszt Rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu prok. Łukasz Wawrzyniak potwierdził, że do prokuratury wpłynęło oświadczenie pełnomocnika prezydenta Warszawy o wycofanie wniosku o ściganie podejrzanego Tomasza G. Dzięki temu mężczyzna mógł opuścić areszt. "Prokurator wydał zarządzenie o cofnięciu tego wniosku, uchylił tymczasowy areszt wobec tego mężczyzny. Należy się spodziewać, że do końca tygodnia zapadnie decyzja o umorzeniu postępowania ze względu na brak wniosku o ściganie i ukaranie sprawcy gróźb" - powiedział prok. Wawrzyniak. Jak poinformował reprezentujący 41-latka mec. Jerzy Szajkowski, we wtorek mężczyzna opuścił areszt i został odwieziony do domu. Na co cierpi mężczyzna? "Gazeta Wyborcza", która poinformowała o zwolnieniu mężczyzny z aresztu, podała, że 41-latek cierpi na rzadkie schorzenie genetyczne - pląsawicę Huntingtona. Ma też astmę, jaskrę, chore stawy i płuca. Gazeta podała, że po zapoznaniu się z opisaną na jej łamach sytuacją mężczyzny Rafał Trzaskowski zdecydował o rezygnacji ze ścigania mężczyzny, który mu groził.