Dziś młodzieżówka SLD - Federacja Młodych Socjaldemokratów - złożyła do rzecznika praw obywatelskich skargę na Radziszewską za jej "homofobiczne" wypowiedzi. Natomiast władze SLD zapowiedziały, że skierują do premiera Donalda Tuska list, w którym będą się domagać jej odwołania. Chodzi m.in. o słowa Radziszewskiej, które padły w wywiadzie dla tygodnika "Gość Niedzielny". Pełnomocnik rządu ds. równego traktowania, zapytana, czy szkoła katolicka może zostać pozwana do sądu za to, że odmówiła zatrudnienia "zdeklarowanej lesbijki", powiedziała: "Oczywiście nie. I właśnie nowa ustawa precyzuje takie sytuacje (wcześniej nie było to uregulowane). Szkoły katolickie czy wyznaniowe mogą się kierować własnymi wartościami i zasadami, i mają prawo odmówić pracy takiej osobie". Radziszewskiej nie martwią jednak zarzuty SLD i FMS. - Ja się bardzo cieszę z tego kolejnego wniosku, bo przynajmniej jest państwa zainteresowanie tym co robię, a sprawa równego traktowania nie jest ani sprawą popularną, ani łatwą, ani zrozumiałą, więc bardzo się z tego cieszę (...) Im częściej SLD i organizacje lewicowe będą krzyczeć, że należy mnie odwołać, tym lepiej, bo ja mam okazję powiedzieć co robię - powiedziała minister. Odnosząc się do swojej wypowiedzi dla "Gościa Niedzielnego", powiedziała, że nie zamierza się z niej wycofywać. Dodała, że była to konkretna odpowiedź na konkretne pytanie i jej słowa nie miały nic wspólnego z dyskryminacją ze względu na orientację seksualną. - Ten przepis dotyczy tylko i wyłącznie tego, że Kościoły, związki wyznaniowe, czy instytucje kościelne każdego Kościoła mogą nie przestrzegać zasady równego traktowania w zatrudnieniu. Każdy Kościół ma swoje wartości etyczne i może być takie stanowisko, na którym wymaga się, by zatrudniona osoba była lojalna wobec tej etyki danego Kościoła. A przecież elementem etyki danego Kościoła może być strój lub sposób przyrządzania potraw. I każdy Kościół, każdy związek wyznaniowy w tym wypadku traktuje indywidualnie każdą sprawę - powiedziała Radziszewska. Minister nie wykluczyła jednak, że być może w wywiadzie dla "Gościa Niedzielnego" powinna tę kwestię doprecyzować. - Zabrakło trzech dodatkowych zdań, które by to wyjaśniały. Wtedy nie byłoby tej burzy - dodała. Radziszewska pytana, czy jest zadowolona ze swojej działalności jako pełnomocnika, powiedziała, że bardzo ciężko pracuje, a materia łatwa nie jest. - Zawsze się jest między młotem i kowadłem. Tym bardziej, że taki urząd piastuję po raz pierwszy w historii Polski - zaznaczyła. Jej zdaniem jednak urząd pełnomocnika ds. równego traktowania jest w Polsce bardzo potrzebny, gdyż Polacy nadal za rzadko zwracają uwagę na to, że ludzie spotykają się z daleko posuniętą dyskryminacją i często do końca życia nie mogą się wyleczyć z traumy, jaką to u nich powoduje. Minister odniosła się także do swoje wypowiedzi w programie "Dzień Dobry TVN", gdzie wystąpiła wraz z Krzysztofem Śmiszkiem z Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego. Według "Gazety Wyborczej" Radziszewska powiedziała tam, że "tajemnicą poliszynela" jest homoseksualna orientacja Śmiszka. Radziszewska tłumaczy, że była przekonana, iż wiedza o orientacji seksualnej Śmiszka jest publicznie znana. Przyznała też, że teraz żałuje swych słów i nie chciała, by Śmiszek poczuł się nimi urażony. - To było parę słów za dużo. Żałuję tego i przeprosiłam publicznie - zaznaczyła. *** W dyrektywie europejskiej z 2000 r. jest zapis, który zezwala organizacjom kościelnym, publicznym, a także prywatnym na niezatrudnianie osób o innych przekonaniach: "Różnica traktowania oparta o religię lub wyznanie osoby nie stanowi dyskryminacji gdy, z racji charakteru tej działalności lub w kontekście w jakim jest wykonywana, religia lub wyznanie osoby stanowi istotne, uzasadnione i usprawiedliwione wymaganie zawodowe, odnoszące się do etosu organizacji." Wymagania zawodowe - zobacz dyrektywę europejską z 2000 r.