Marcin Zaborski, RMF FM: Czy Jarosław Kaczyński dzwonił już z gratulacjami do Małgorzaty Kidawy-Błońskiej? Radosław Fogiel: Zwykle zwyczaj jest taki, że to zwycięzcy się gratuluje. No właśnie. Państwo rywalizowali w Warszawie: Jarosław Kaczyński kontra Małgorzata Kidawa-Błońska. Wynik jest taki, że zwyciężyła Małgorzata Kidawa-Błońska. Premier Kaczyński - 250 tys. głosów niecałe. Pani Małgorzata Kidawa-Błońska - ponad 400 tys. - Ja myślę, że rywalizacja w wyborach jest między partiami - w tym wypadku m.in. między Platformą Obywatelską a Prawem i Sprawiedliwością. Lider Platformy Obywatelskiej - z tego, co wiem - jeszcze nie dzwonił z gratulacjami. Którykolwiek z liderów opozycji dzwonił do prezesa Kaczyńskiego albo premiera Morawieckiego? - Nic mi nie wiadomo o tym. Domyślam się, że przez cały dzień na Nowogrodzkiej liczyliście, ile macie miejsc w Sejmie. Ile ich zdobyliście? - Zdobyliśmy wystarczająco, żeby mieć samodzielną większość. To znaczy? Ile mandatów? - Panie redaktorze, nie będę się bawił tutaj w zgadywanki. A nuż się pomylę i za chwilę Państwowa Komisja Wyborcza przywoła mnie do porządku. Nie chcę strzelać, ale ze wszystkich naszych analiz wynika, że mamy samodzielną większość sejmową. A jak Jarosław Kaczyński zareagował na to, że straciliście większość w Senacie? - Faktycznie, wygląda na to, że w Senacie jest remis ze wskazaniem, zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod uwagę barwy partyjne. No nie, remis taki, że jednak większość jest - 51 do 48 czy 49. - Ale nie jest to większość Koalicji Obywatelskiej, bo tam mamy kilka osób formalnie niezależnych. To jest właśnie ta sprawa - my uważamy, że w polityce ważne są wartości, nasi konkurenci uważają, że niekoniecznie. W związku z tym myśmy np. nie wystawili jako kandydata na senatora naszego senatora poprzedniej kadencji, pana Bonkowskiego, bo wielokrotnie nie zgadzaliśmy się zasadniczo z tym, co mówił i jego postępowaniem. Dodajmy, że nie miał żadnych zarzutów natury prawnej. Uznaliśmy, że wartości są ważniejsze. Nasi konkurenci będą posiłkować się głosami pana Gawłowskiego z zarzutami prokuratorskimi, pana Kwiatkowskiego z zarzutami prokuratorskimi. Bez wyroku sądowego. - Oczywiście. Czyli niewinnych, prawda? - Cieszę się, że pan redaktor uważa, że dużym plusem polskiego parlamentaryzmu jest to, że ludzie bez wyroków tam zasiadają. Próbuje pan włożyć mi w usta coś, czego nie powiedziałem i myślę, że to jest nieuczciwe. - Powinny być myślę trochę wyższe standardy. Będziecie próbowali przekonywać do siebie senatorów, którzy nie są dzisiaj z wami, w waszym klubie czy waszych barwach partyjnych? - Jeżeli któryś z senatorów chce poprzeć dobre projekty dla Polski, to my jesteśmy na to zawsze otwarci. Ale nie będziecie namawiać, przyciągać do siebie kogokolwiek? - Szanujemy reguły demokracji. Jeżeli taki jest układ sił w izbie wyższej, to my to przyjmujemy. Zaznaczamy jedynie, że grając w podobny sposób jak nasi konkurenci, mielibyśmy dodatkowego senatora, mielibyśmy wtedy remis, byłby klincz i byłaby zupełnie inna rozmowa. Nie. Reguły demokracji są takie, że widzieliśmy, jak to działa. Czasem jest tak, że można kogoś do siebie przyciągnąć do siebie po wyborach - tutaj opozycja będzie wam pokazywała lex Kałuża, czyli ten moment, kiedy przyciągnęliście do siebie konkretnego człowieka. - Panie redaktorze, na pewno nie uzyska pan ode mnie oświadczenia, że będziemy zniechęcać. Naturalnie, powtarzam - jeżeli ktoś, nawet w wyniku jakiegoś zbiegu okoliczności, układu gwiazd, został senatorem z listy opozycji, ale uzna, że jednak warto pracować dla Polski z biało-czerwoną drużyną Prawa i Sprawiedliwości to oczywiście kijem gonić nie będziemy. Czy obecność Zbigniewa Ziobry i Jarosława Gowina w nowym rządzie jest oczywistą oczywistością? - Oczywistą oczywistością będzie obecność członków rządu po ich zaprzysiężeniu. Ok, ale czy szefowie partii koalicyjnych tworzących Zjednoczoną Prawicę, mają pewne miejsca? - Uważam, że w ramach Zjednoczonej Prawicy, dość pewne. Nie planujemy, jeżeli nie wydarzy się - nie wiem, jakieś trzęsienie ziemi, którego nie jestem w stanie przewidzieć, nie planujemy tutaj zmian. Oczywiście, przewodniczący naszych partii, z którymi tworzymy Zjednoczoną Prawicę, jak najbardziej mają miejsce w rządzie. Sądzę, że będą sprawować te same funkcje, które sprawują dziś. A mogą być obaj wicepremierami w nowym rządzie? - To już jest pytanie do premiera, jak będzie sobie tę współpracę w ramach rządu formował. W waszym obozie nikt nie ma wątpliwości, kto powinien być teraz premierem? - Dość jasno to zakomunikowaliśmy przed wyborami, że oczekujemy kontynuacji misji premiera Morawieckiego Nie ma żadnych wątpliwości? Czyta pan np. o takim scenariuszu, że premierem mógłby być, dajmy na to, Mariusz Błaszczak, a nie Mateusz Morawiecki. - Panie redaktorze, takiego scenariusza nie widziałem i nic nie słyszałem, żeby ktokolwiek zamierzał go realizować. Na naradzie dzisiejszej na Nowogrodzkiej nie było o tym mowy? - Narada zaczęła się w momencie prawie jak wychodziłem, więc... Czyli jest być może o tym mowa? - Nie wiem, o czym jest mowa, ale jeśli miałbym stawiać jakieś pieniądze, to powiedziałbym, że nie. A potrzebny jest nowy układ resortów? Czy rząd powinien działać w dotychczasowej formule? - Nie są wykluczone jakieś zmiany kosmetyczne. Cztery lata doświadczenia pewnie dają premierowi, ministrom jakiś ogląd tego, gdzie coś można usprawnić, gdzie coś może pracować lepiej. Nie sądzę, żebyśmy mieli do czynienia z jakimiś zasadniczymi zmianami. Ponownie - to jest pytanie już do premiera, po zaprzysiężeniu nowego rządu. Jak on sobie tę pracę będzie chciał ułożyć. Ale też do PiS-u. Czy, tworząc rząd, np. będziecie brali pod uwagę wyniki poszczególnych ministrów. Dajmy na to - wicepremier Gliński w Łodzi przegrał nie tylko z kandydatem Koalicji Obywatelskiej, Tomaszem Zimochem, ale też z wiceministrem inwestycji, Waldemarem Budą, który startował z trzeciego miejsca. - Ale pytanie polega... Czy to będzie miało znaczenie dla układanki rządowej, dla obsadzania stanowisk w rządzie - wyniki poszczególnych ministrów w wyborach? - Nie. W najmniejszym stopniu. Wyniki w wyborach mają znaczenie tylko w przypadku tego, czy ktoś zdobywa mandat, czy go nie zdobywa. W kwestiach rządowych nie mają najmniejszego znaczenia.