Robert Mazurek: Ministrem sportu ma być Mateusz Morawiecki. Gdzieś słyszałem to nazwisko. Proszę powiedzieć, skąd ten pomysł? Radosław Fogiel: - Tak, to nazwisko mogło się panu obić o uszy. To już nie jest pierwsza sytuacja, kiedy premier obejmuje jakiś resort, tymczasowo oczywiście. Tak, to od marszałka Piłsudskiego się zaczęło. - Marszałek Piłsudski miał trochę więcej resortów. Pan premier Morawiecki się jednak tutaj ogranicza. Był moment, że był ministrem finansów, jeżeli dobrze pamiętam. Ministrem finansów był w trochę bardziej naturalny sposób. Był nim, zanim został premierem, zatrzymał tę tekę. - Ja pamiętam sytuację z rządów Prawa i Sprawiedliwości 2005-2007, kiedy pan premier Kaczyński też był ministrem czegoś, bo chwilowo był wakat. Skąd ten pomysł? - Pomysł wynika stąd, że pierwszy kandydat, który był brany pod uwagę, o którym pan premier mówił w zeszłym tygodniu, z przyczyn osobistych,których nie znam, nie zdecydował się objąć stanowiska. A co to był za kandydat? - Panie redaktorze, jeżeli nie chciał, wycofał się, to nie drążmy. Teraz, dopóki nie będzie "dograna" osoba, która przejmie ten resort, to przechodzi pod jurysdykcję premiera. Formalnie pan premier będzie ministrem sportu. Ja cały czas lansuje profesora Krasnodębskiego, znakomity znawca skoków narciarskich, naprawdę - przydałby się w rządzie. Panie pośle, mamy już pierwszy konflikt w łonie koalicji? W zasadzie zanotowałem dwa poważne rozdźwięki zdań, a jeden całkiem serio konflikt. Mówię o tym, że wicepremier Gowin powiedział, że żaden poseł Porozumienia nie zagłosuje za zniesieniem limitu - mowa oczywiście o słynnej 30-krotności. Powiedzmy naszym słuchaczom, że jeżeli zarabiają powyżej 12 tysięcy złotych miesięcznie - czego oczywiście życzymy wszystkim - to dotychczas tylko do 30-krotności tej kwoty, czyli do 143 tys. rocznie płacili ZUS-u. Teraz będą musieli płacić więcej. To ma swoje dobre i złe strony. Z jednej strony będą zarabiali teraz mniej, ale w przyszłości dostaną trochę większą emeryturę. W każdym razie Jarosław Gowin mówi twardo: Stop. Nie zagłosuje za tym. - Zanim do Jarosława Gowina, to jeszcze dwa słowa o samej 30-krotności. Faktycznie, jakkolwiek byśmy wszystkim nie życzyli 12 tysięcy i więcej, to sytuacja jest taka, że jest to około 5 procent zatrudnionych - 300 tysięcy z hakiem, więc - po pierwsze - to nie jest zmiana jakaś bardzo szeroka... Nie chodzi przecież o 30-krotność, nie chodzi o ZUS i nawet nie chodzi o te 5 miliardów złotych, czy jak słyszymy teraz 7, bo różne wyliczenia padają. Chodzi o to, że to jest taki pierwszy moment, kiedy ktoś w łonie PiS-u, w łonie koalicji, mówi: "Nie. My tego nie zrobimy i teraz albo Jarosławie Kaczyński się posuniesz i zgodzisz się z tym, co robimy albo..." - no właśnie, co albo? - Mam nadzieję, że "albo" bez jakiś strasznych następstw. Czyli teraz, przy każdej ustawie, rząd będzie musiał najpierw w łonie własnej koalicji wszystko ustalać? Szliście z jednej listy. Tego nie było w poprzedniej kadencji. - To są dwie strony tego medalu, bo w poprzedniej kadencji oczywiście również była większość działań ustalanych z liderami partii koalicyjnych, współtworzących Zjednoczoną Prawicę. Tu faktycznie jest bardzo mocne stanowisko pana premiera Gowina i jego otoczenia. Czym to się skończy? - My w tym momencie nie zamierzamy się z tego wycofywać. Liczymy, że uda się przekonać kolegów z Porozumienia, że jest to likwidacja pewnego kuriozum, bo takiego wyłomu w zasadniczo progresywnym systemie podatkowym - tutaj mamy regresywny - im więcej zarabiasz, tym mniej płacisz. Rozumiem, że przekonacie ich argumentami. A jak oni nie dadzą się przekonać? Bo już rzecznik Porozumienia mówił, że absolutnie nie ma o tym mowy. - Jest jeszcze drugi argument. Tworzymy koalicję i jak słusznie pan redaktor zauważył, szliśmy z jednej listy, szliśmy z jednym programem i też nie bardzo sobie wyobrażam sytuację, w której jednak część naszych - mówię o klubie Prawa i Sprawiedliwości - posłów, zaczyna negować. Pytam, co jeśli tak będzie, co jeśli oni naprawdę nie będą głosowali za tym projektem? - Liczymy w takim razie, że te brakujące głosy znajdą się w innych miejscach sali sejmowej. Dobrze, na lewicy na przykład. Pytam, co z nimi dalej? Pytam, co z Porozumieniem dalej? - Jesteśmy w trakcie negocjowania umowy koalicyjnej. Czyli nie chce im pan pogrozić tutaj palcem tak? - Panie redaktorze, ja liczę, że takie drobne niesnaski jednak nie sprawią, że... To inna drobna niesnaska. Jarosław Gowin w tygodniku "Sieci" powiedział - cytuję: "Położę się Rejtanem, jeśli ktoś będzie próbował ograniczać wolność słowa zwolennikom ideologii gender". I zostałoby pozostawione same sobie, gdyby nie to, że niespełna dwa tygodnie później Antoni Macierewicz postanowił korespondencyjnie - i to z trybuny marszałka seniora - odpowiedzieć, że "wiemy jak wygląda kolejna faza marksistowskiego ataku i dokąd prowadzi ideologia gender". Nie trzeba być przenikliwym analitykiem, którym nie jestem, by zauważyć znaczący rozdźwięk między Porozumieniem a twardym PiS-em. - Tutaj akurat bym się nie doszukiwał konfliktu, bo ja rozumiem wypowiedź premiera Gowina jako wypowiedź kogoś, kto jednak mówi, że "nie zgadzam się z twoimi poglądami, ale oddam życie za to, żebyś mógł je głosić". Zgoda, ale Antoni Macierewicz w ogóle tak nie mówi. I tutaj jest różnica. - Antoni Macierewicz mówił o szkodliwości ideologii nazywanej ogólnie gender jako takiej. Tutaj ja się zgadzam i podejrzewam, że i pan premier Gowin się zgadza. Rozumiem, że pan premier Gowin - zwłaszcza jako minister nauki i szkolnictwa wyższego - chce bronić wolności i wymiany myśli na uczelniach. Panie pośle, czy pan wie jak się nazywa ministerstwo, na którego czele ma stanąć Michał Woś? - Jeszcze samej nomenklatury ministerialnej nie opanowałem w stu procentach. A Michał Kurtyka? - No jedno będzie... mówi się o ministerstwie klimatu. Nie wiem, czy ta nazwa... A drugie środowiska. Tak się to na razie mówi. - ... się utrzyma. Pytam, bo w ramach upraszczania, bo bardzo wiele i premier, i premier Sasin, i minister Dworczyk mówili o upraszczaniu struktur rządu. No to proszę państwa, chciałbym, żeby państwo to zanotowali, bo może państwo w nawale obowiązków tego nie wiedzą, że mamy teraz dwa ministerstwa środowiska. Jedno jest od powietrza i to będzie Ministerstwo Klimatu, a drugiej od całej reszty, czyli Ministerstwo Środowiska. Ale jeśli państwo uważają, że to jest za mało tego bogactwa, to mamy też dwa ministerstwa od spraw zagranicznych. Jedno nazywa się Ministerstwo Spraw Zagranicznych, a drugie to jest departament europejski, ale zawiaduje nim normalny, konstytucyjny minister Szymański. - A ja nie wiem, czemu pan redaktor poddaje w wątpliwość. Ale skoro środowisko jest duże, może być dwóch ministrów. Skoro świat jest duży, też może być dwóch ministrów. - Mamy ministerstwo od klimatu. Mamy środowisko - mamy Ministerstwo Środowiska, proste? Proste. Całe życie było jedno ministerstwo... - I człowiek nigdy nie wiedział, czy on jest od tego, czy od tego... A ja pytam zupełnie poważnie. Przecież chodzi o to, że więcej pieniędzy wydajemy na obsługę tego całego urzędniczego, chciałem powiedzieć cyrku, ale powiedzmy - tego całego świata urzędniczego. - Ale to też jest trochę tak, że sprawy związane z klimatem wchodzą na - jak to się modnie mówi - na agendę w większym stopniu. W związku z tym poświęcenie im większej uwagi też jest uzasadnione. Robert Mazurek