Na wsi - jak donosi "Super Express" rozwieszono głośniki, z których biegną komunikaty o zarazie i... muzyka marszowa. Ci, co tego słuchają, mówią jedno: horror. Zaraza pojawiła się w środę. Przeskakiwała tak szybko, że jednego dnia cała ferma indyków na skraju wioski była już zarażona - pisze gazeta. Władze nie czekały i najpierw wydały wyrok śmierci na sześć tysięcy indyków! Faceci w białych kombinezonach i zielonych uniformach przez cały piątek zlewali kurniki jakimiś chemikaliami. Ptaki padały i zabierano je do utylizacji. Na asfalcie prowadzącym do wioski pozostały tylko indycze pióra przyklejone do drogi - donosi "Super Express" To dopiero początek walki, bo we wsi ma być wybity cały drób. Na razie usypia się ptactwo w Tisowej, ale zagrożony jest region Pardubic oraz Hradec Kralove - pisze gazeta. - To przerażające - piekli się Janusz Bańkowski, sołtys Smreczyna na Dolnym Śląsku, wsi położonej przy granicy z Czechami. - Hoduję nie tylko kury, mam też gołębie, a właśnie teraz latają one z Niemiec do Polski. I wszystkie lecą przez Czechy. Nie wiem, co to będzie - boi się sołtys. Zbigniew Jaworek, powiatowy lekarz weterynarii w Kłodzku, uspokaja. Mówi, że wszystko jest pod kontrolą. Ale drobiu od południowych sąsiadów nie można już do nas przywozić.