Od soboty ruinę kolejowego budynku, gdzie matka dziewczynki pozostawiła ciało dziecka, odwiedzają setki mieszkańców Sosnowca i innych miast aglomeracji katowickiej. Wciąż przybywa płonących zniczy, kwiatów i zabawek. Niektórzy się modlą, inni dyskutują między sobą o tej bulwersującej sprawie. - To, że tylu ludzi przychodzi na miejsce, w którym znaleziono ciało Madzi, jest dowodem wielkiego współczucia, wzruszenia, empatii wobec ofiary tych wydarzeń, czyli małego dziecka. To równocześnie manifest społecznej niezgody na tego rodzaju zachowania wobec dziecka - skomentował prof. Nęcki. Jak podkreślił psycholog, tragedia półrocznej dziewczynki poruszyła wyobraźnię "praktycznie wszystkich Polaków". - Fakt, że zwłoki dziecka odkryto właśnie w tym miejscu sprawił, że miejsce to nabrało dla ludzi bardzo ważnego znaczenia. Przychodzą mi w tej sytuacji na myśl starożytne mity, w których zderzają się wartości centralne - powiedział prof. Nęcki. Jak tłumaczył, w przypadku tragedii Madzi "chodzi o zderzenie się ze sobą niewinności dziecka i okrucieństwa sytuacji". - Ludzie chcą wyrazić swój stosunek do tej sytuacji, negatywną ocenę zachowania, którego ofiarą padła dziewczynka - podkreślił psycholog. Jak powiedział, "wszystkie te zapalane znicze, kwiaty, myśli, chwile skupienia" składają się na "budowanie wielkiego manifestu moralności i etyki przeciwko złu i nieprawości". Pierwszy znicz w ruinie kolejowego budynku, gdzie znaleziono ciało małej Magdy, pojawił się w sobotę wczesnym rankiem - kilka godzin po tym, gdy policjanci zabrali zwłoki i zakończyli oględziny tego miejsca. Niedługo potem wokół płonęły już dziesiątki zniczy. Późnym wieczorem były ich setki; w niedzielę przybyły kolejne. Wśród nich leżą maskotki i zabawki, a także kartki z dziecięcymi rysunkami i zapewnieniami o modlitwie. - Chcieliśmy przyjść pomodlić się i zapalić znicz; na pomysł przyniesienia tu swojego misia wpadła nasza córka. Dzieci bardzo przeżywają tę sprawę, podobnie jak my wszyscy - powiedziała reporterom pani Ilona z Sosnowca, która przyszła tam z mężem i 6-letnią córką Anią. W pobliżu miejsca, gdzie przykryta kamieniami i śniegiem leżała mała Magda, mieszkańcy Sosnowca położyli kilkadziesiąt pluszaków; są też grzechotki i inne zabawki. "Mały aniołku, modlimy się za Ciebie" - napisano na tekturce zatkniętej wśród zniczy. Niektórzy odwiedzający to miejsce modlili się klęcząc, inni na stojąco, zdejmując czapki. - Modlitwa to najlepsze co możemy zrobić dla małej, ale i dla jej rodziny - powiedział starsza kobieta, która w niedzielę przyszła tam już drugi raz. - Mieszkam tu niedaleko, byłam już w sobotę zaraz rano - powiedziała. Rzecznik sosnowieckiej kurii diecezjalnej, ks. Jarosław Kwiecień, odwiedził tragiczne miejsce w sobotę. Modlił się za Magdę i jej rodziców. Apelował, by nie wydawać pochopnych opinii w tej sprawie. - Ci, którzy przychodzą na miejsce gdzie znaleziono ciało półrocznej Magdy, powinni zadbać o dwie rzeczy: po pierwsze, o modlitwę, ale po drugie, warto zadbać także o mniej słów - bowiem osądy, słowa, które padają na miejscu znalezienia dziewczynki, są często bardzo skrajne, bardzo krzywdzące dla całej rodziny dziecka - powiedział ks. Kwiecień. Takich skrajnych opinii można na miejscu usłyszeć bardzo wiele. Pod adresem matki dziewczynki pada wiele zarzutów. Część ludzi nie wierzy w jej wersję, że doszło do nieszczęśliwego wypadku. Dziwią się, dlaczego wcześniej kłamała i wymyśliła porwanie dziecka. Dyskutują też o roli, jaką w ujawnieniu prawdy odegrał detektyw Krzysztof Rutkowski. - Gdyby nie on, policja dalej szukałaby porywacza - przekonywał starszy mężczyzna. - Policjanci to nie barany, też by do tego doszli - nie zgadzał się z nim inny. W rozmowach przy setkach płonących zniczy powtarzają się słowa "wielka tragedia", "okropność", "nie mieści się w głowie". Mieszkańcy Sosnowca mówią, że niezależnie od tego, dlaczego naprawdę umarła dziewczynka, pozostawienie jej ciała w takim miejscu, wśród gruzu, było nieludzkie. Nie znajdują usprawiedliwienia dla matki dziewczynki. Niektórzy podejrzewają, że "chyba z nią jest coś nie tak". Wśród odwiedzających są i tacy - z reguły młodzi ludzie - którzy nie ukrywają, że przyszli z ciekawości. Zaginięcie Magdy zgłoszono 24 stycznia. Matka utrzymywała, że dziewczynka została uprowadzona. W czwartek przyznała w rozmowie z prywatnym detektywem, że porwania nie było, a dziecko zmarło w wyniku wypadku. W piątek wieczorem wskazała policjantom miejsce ukrycia ciała. W sobotę prokuratura postawiła kobiecie zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka, a sąd aresztował ją na dwa miesiące. Psychiatrzy uznali, że Katarzyna W. była poczytalna. Grozi jej od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia. Na poniedziałek - jeżeli pozwolą na to względy medyczne - planowana jest sekcja zwłok dziecka. Śledczy nie wykluczają postawienia matce innych zarzutów, jeżeli uznają, że są ku temu przesłanki. Wyniki sekcji zwłok mogą być kluczowe w tej sprawie.