PSL ma plan na walkę o samorządy. "Kaczyński myśli, że ludzie są głupi"
"PSL rzuca się Rejtanem" w sprawie zniesienia dwukadencyjności samorządów - mówi Interii jeden z dobrze poinformowanych ludowców. W oficjalnych rozmowach politycy PSL wskazują, że chcą zmienić "durny" przepis. Za kulisami słychać jednak, że sprawa dwukadencyjności to element strategii, która ma pomóc PSL-owi przetrwać wybory parlamentarne w 2027 roku.

W skrócie
- PSL dąży do zniesienia dwukadencyjności w samorządach, argumentując to potrzebą wsłuchiwania się w głos społeczny i nielogicznością obecnych przepisów.
- W przypadku niepowodzenia projektu, PSL zapowiada wsparcie obywatelskiej inicjatywy wprowadzającej dwukadencyjność dla parlamentarzystów, choć wymagałoby to zmiany konstytucji.
- Według naszych rozmówców zniesienie ograniczenia kadencji ma wzmocnić poparcie w samorządach i pomóc partii w przetrwaniu w przyszłych wyborach, choć oficjalnie motywacją jest reakcja na oczekiwania społeczne.
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
W niedzielę Władysław Kosiniak-Kamysz obiecał "zrobić wszystko", by przekonać koalicjantów, inne partie i prezydenta do ustawy znoszącej dwukadencyjność w samorządach. Projekt obecnie czeka na wysłuchania publiczne, zaplanowane na koniec października.
Jednak lider Polskiego Stronnictwa Ludowego poszedł o krok dalej. Zapowiedział, że jeśli ustawa upadnie, to jego partia wesprze inicjatywę obywatelską związaną z wprowadzeniem dwukadencyjności dla posłów i senatorów. Nietrudno wyobrazić sobie zwolenników takiego rozwiązania, ale jest o tyle trudne, że wymagałoby zmiany konstytucji.
Dlaczego PSL zależy na jednej ustawie tak bardzo, że jako argumentu używa rozwiązania, które uderzy w polityków praktycznie wszystkich formacji?
- Nie traktujmy tego w charakterze szantażu. To przedstawienie głosu w dyskusji - mówi Interii Jakub Stefaniak, polityk PSL i sekretarz stanu w KPRM. - A ta dyskusja toczy się w całej Polsce i co ważne - nie tylko na spotkaniach partyjnych, ale z różnymi grupami społecznymi, np. przedsiębiorcami. Większość osób sygnalizuje, że dwukadencyjność bardziej tłumaczyłaby się na poziomie parlamentu niż samorządu - mówi dalej Stefaniak.
Jednak w mniej oficjalnych rozmowach z politykami PSL słyszymy, że powodów jest więcej.
Zniesienie dwukadencyjności i plan na wybory parlamentarne
Osoby blisko kierownictwa partii w rozmowie z Interią wskazują, że zniesienie dwukadencyjności to jeden z elementów planu, który ma pozwolić partii na polityczne przetrwanie w wyborach parlamentarnych w 2027 roku. W jaki sposób? Między innymi dzięki poparciu w samorządach.
- Samorządowcy bardzo żywiołowo na to reagują. A samorządowcy, to nie tylko lokalni włodarze. To całe środowiska skupione wokół nich. Ale w Sejmie swojej reprezentacji nie mają. PSL wystąpił z projektem, żeby ich wysłuchać i obronić. Są za to wdzięczni i myślę, że będą jeszcze bardziej - mówi nam jeden z rozmówców.
Dalej dodaje, że Polskie Stronnictwo Ludowe w najbliższym czasie ma się skupić na "odbiciu" PiS-owi małych i średnich miejscowości oraz na rywalizacji z Konfederacją, która również zainwestowała sporo swojego potencjału w walce o elektorat wiejski.
Jeśli ustawa PSL-u upadnie, w 2029 dojdzie do zmiany władzy w 1500 gminach. To ponad 60 proc. wszystkich jednostek samorządu - wyliczał w rozmowie z Łukaszem Szpyrką poseł Michał Pyrzyk z PSL. W normalnych warunkach każde wybory samorządowe to wymiana około 30-40 proc. lokalnych włodarzy.
Zatem potencjał do wdzięczności i poparcia samorządowców za "uratowanie" ich kolejnych kadencji jest, choć ludowcy oficjalnie tego nie przyznają. Maciej Samsonowicz - lider PSL Gdynia i doradca szefa MON podkreśla jedynie, że PSL to "jedyna partia, która stawała po stronie samorządów w batalii z ustawą PiS".
Za i przeciw ograniczeniu kadencji. "PSL rzuca się Rejtanem"
Stefaniak natomiast powtarza, że priorytetem jest zlikwidowanie "lekko durnych" przepisów, a nie samorządowe poparcie w 2027.
- Jest takie powiedzenie: umiesz liczyć, licz na siebie. Ludzie też bardzo szybko zapominają. To nie jest główny powód, dla którego chcemy wprowadzić zmiany. Bardziej patrzyłbym na to przez pryzmat oczekiwań społecznych i tego, że jest przepis, który jest lekko durny. Hipotetycznie, gdyby została utrzymana dwukadencyjność, to Rafał Trzaskowski nie mógłby kandydować w Warszawie, Aleksandra Dulkiewicz w Gdańsku. Ale Trzaskowski mógłby kandydować w Gdańsku, a Dulkiewicz w Warszawie - zaznacza w rozmowie z Interią.
Istnieje spore prawdopodobieństwo, że w jednym i drugim mieście, gdzie Platforma ma spore poparcie, wygraliby ten bój. To jest kompletnie nielogiczne z punktu widzenia kogoś, kto chce być samorządowcem i zna problemu swojego miasta - podkreśla dalej Stefaniak.
Taki głos wybrzmiewa także w rozmowie z innymi ludowcami, którzy wskazują, że kiedy PiS wprowadzało ustawę o dwukadencyjności samorządów, miała ona przede wszystkim charakter "antypeowski". Jednak to nie Platforma Obywatelska, ale PSL - jak to ujmuje jeden z rozmówców Interii - "rzuca się Rejtanem" za zniesieniem dwukadencyjności.
Robi to, korzystając z argumentu o zmianie konstytucji, bo chce, by ustawa na pewno była odebrana jako sukces PSL. Hasło o zmianie konstytucji pojawia się mimo tego, że jak na razie koalicjanci wypowiadają się o projekcie wyrozumiale.
Koalicja poprze projekt PSL? Większość pod znakiem zapytania
- Z tego, co wiem, Platforma patrzy przychylnie na tę ustawę. Wbrew temu, co myśli Jarosław Kaczyński, ludzie nie są głupi. Wiedzą, że mogą rozliczyć burmistrza czy prezydenta. Doskonale wiedzą też, po co ta ustawa została wprowadzona. Kaczyński nie był w stanie wygrać w dużych miastach i chciał się pozbyć prezydentów z Platformy. Wójtowie dostali przy okazji rykoszetem - mówi nam Jakub Stefaniak.
Szef sejmowej komisji samorządu terytorialnego Michał Krawczyk z KO wskazuje w rozmowie z Interią, że nie jest w stanie wskazać stanowiska swojego klubu, bo ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła. Dodaje jednak, że osobiście zgadza się proponowanymi rozwiązaniami.
To samo mówi minister spraw wewnętrznych i administracji Marcin Kierwiński. W "Graffiti" w Polsat News, że jest "gorącym zwolennikiem wycofania z obrotu prawnego rozwiązań wprowadzonych przez PiS".
Podobne głosy słychać w klubie Lewicy. - Nie jestem i nigdy nie byłem zwolennikiem dwukadencyjności - podkreśla Tomasz Trela, który z ramienia swojej formacji zasiada w komisji samorządowej. - Ten, kto chce się pozbyć swojego wójta, burmistrza czy prezydenta, może to zrobić w drodze referendum. Zorganizowaliśmy takie w Łodzi w 2010 roku - zaznacza w rozmowie z Interią poseł.
Wskazany kontrargument nie jest odosobniony. W konsultacjach społecznych obawę przez "zabetonowaniem" stanowisk w samorządzie wskazało 80 proc. uczestników.
Trela sugeruje również, że głośne zapowiedzi PSL o ewentualnym ograniczeniu kadencji posłów i senatorów, jeśli ograniczona będzie kadencja samorządów, to element kampanii Kosiniaka-Kamysza, który szykuje się do listopadowych wyborów władz centralnych w swojej partii.
- Rozumiem, że pan premier próbuje wszystkich zainteresować. Jest w trakcie kampanii wyborczej wewnątrz PSL-u i podejrzewam, że to może być tym spowodowane. Niemniej jednak, jeżeli dojdzie do głosowania, a skoro jest projekt w Sejmie, to pewnie dojdzie, to z czystym sumieniem zagłosuję za zniesieniem dwukadencyjności. Obecne rozwiązanie jest krzywdzące. Jak słyszę argumentację, że jak już ktoś zostanie wójtem, to może pełnić funkcję dożywotnio, to albo ktoś nie zna samorządu, albo nigdy w kampanii samorządowej nie brał udziału - mówi Interii Tomasz Trela.
Jakub Krzywiecki
Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz na jakub.krzywiecki@firma.interia.pl














