Pan Michał - właściciel działki - twierdzi, że zależy mu tylko na tym, by budowa nowego wału została wydłużona o pół kilometra. Jego zdaniem pozwoli to - oprócz osiedla - ochronić przed wielka wodą także kolektory i zabytkowy staw. O swojej działce nic nie wspomina i ma żal do władz miasta, że w wielu wypowiedziach, w różnych, mediach wina została zrzucona na niego. - To nie dlatego, że to są tereny rolnicze czy tereny ogródków działkowych, ale chroni tylko dlatego, że są uzbrojone - mówi pan Michał, dodając, że kiedy słyszy, że to on zalał Kozanów, to dziwi się, że miasto broni się w tak nieładny sposób. - Przecież nie ja budowałem te osiedla. Ja tylko czekam, aż mnie zlinczują (...) Jest kampania wyborcza, to muszą znaleźć jakiegoś kozła ofiarnego - dodaje. Marcin Garcarz - rzecznik prezydenta odpiera te zarzuty. Twierdzi, że pretensje można mieć tylko do polskiego prawa, które nie pozwala wywłaszczać właścicieli terenów, na których maja powstać wały. Ani jednak rzecznik prezydenta, ani wrocławscy parlamentarzyści nie są wstanie przypomnieć sobie daty spotkania przed powodzią, na którym i urzędnicy i posłowie rozmawialiby na temat przyspieszenia prac nad powodziową specustawą. Barbara Zielińska-Mordarska