Szef kolegium Instytutu Pamięci Narodowej Sławomir Radoń powiedział, że kandydaturę Przewoźnika wyklucza ustawa dyskwalifikująca kandydata, wobec którego w archiwach Instytutu jest choćby najmniejsza informacja o jego możliwych związkach z tajnymi służbami PRL. - Jest mi bardzo przykro, bo znam pana Przewoźnika i bardzo go cenię, ale ustawa jest nieubłagana - powiedział dzisiaj Radoń. Dodał, że Przewoźnik nie zgłosił formalnie swej kandydatury w konkursie na prezesa IPN, ale gdyby się zgłosił, kolegium musiałoby go odrzucić. Radoń powołał się na artykuł 11 ustęp 2 ustawy IPN, który stanowi: "Na stanowisko prezesa Instytutu Pamięci nie może być powołana osoba, która pełniła służbę, pracowała lub była współpracownikiem organów bezpieczeństwa państwa". Kolejny ustęp głosi: "Na stanowisko prezesa Instytutu Pamięci nie może być powołana również osoba, co do której w archiwach podlegających przekazaniu do Instytutu Pamięci lub w innych archiwach państwowych znajduje się informacja o tym, że istnieją wobec niej przesłanki przewidziane w ust. 2". - Nie możemy brać pod uwagę kogoś, wobec którego są nawet najmniejsze podejrzenia - oświadczył Radoń. Podkreślił, że nawet gdyby Sąd Lustracyjny oczyścił Przewoźnika z zarzutu agenturalności (jeśli Przewoźnik wystąpiłby do sądu o tzw. autolustrację), to nie miałoby to wpływu na możliwość jego kandydowania na prezesa. Sam Przewoźnik nie chciał komentować wypowiedzi Radonia. - Nigdy w życiu tego człowieka nie widziałem, nie był moim agentem - mówi w rozmowie z RMF były funkcjonariusz SB, Paweł K., o którym "Rzeczpospolita" napisała, że jego informatorem miał być właśnie Andrzej Przewoźnik. Zdaniem Pawła K. to, co się dzieje wokół Przewoźnika, to gra polityczna. Wczorajsza "Rzeczpospolita" donosiła, że w archiwach IPN w Krakowie odnalazło się oświadczenie funkcjonariusza SB Pawła K. (nazwiska nie ujawniono) z 1990 r. Ten starszy kapral SB nie przeszedł wtedy weryfikacji i żeby trafić do służb specjalnych III RP, napisał oświadczenie, w którym ujawnił swych agentów - jednym z nich miał być Przewoźnik - dziś sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Przewoźnik zaprzeczył, że był agentem i ocenił, że nagłośnienie tej sprawy teraz, kiedy zamierza kandydować na szefa IPN, jest nieprzypadkowe. Zapowiedział, że w celu obrony swego dobrego imienia "podda się wszystkim procedurom"; nie sprecyzował jednak, czy wystąpi do IPN o przyznanie statusu pokrzywdzonego czy też wniesie do Sądu Lustracyjnego o autolustrację. 30 czerwca formalnie wygasła 5-letnia kadencja Leona Kieresa jako prezesa Instytutu; obecnie pełni on obowiązki prezesa - do czasu objęcia funkcji przez następcę, którego wybierze już nowy Sejm. 18 maja kolegium IPN nie zdecydowało się na poparcie żadnego z dwóch kandydatów startujących w konkursie na nowego prezesa - ani Kieresa, ani Leszka Bullera - i rozpisało nowy konkurs. Do 31 lipca mogą się zgłaszać chętni do startu w nowym konkursie na prezesa Instytutu. To kolegium IPN organizuje konkurs i przedstawia Sejmowi kandydata na prezesa. Na razie nie wpłynęła oficjalnie żadna kandydatura. Wiadomo, że startować chce Bogdan Borusewicz, opozycjonista z czasów PRL i działacz NSZZ "Solidarność". Możliwości ubiegania się nie wykluczali wcześniej Przewoźnik oraz historyk IPN Antoni Dudek (który według "Życia Warszawy" zrezygnował jednak z kandydowania). Dudek powiedział, że decyzję tę podął już wcześniej, ale ogłosił ją właśnie w związku ze sprawą Przewoźnika. - Były spekulacje, że ktoś z IPN podjął jakąś grę, chciałem to uciąć - dodał. Prezesa IPN wybiera Sejm większością trzech piątych głosów; wybór musi zaakceptować Senat. Wybór nowego prezesa może wywołać spory. Pierwszego szefa IPN wybierano przez wiele miesięcy w latach 1999-2000.