Stanisław Gawłowski o kontaktach byłego agenta CBA Tomasza Kaczmarka, znanego jako "agent Tomek", wspomniał w ubiegłą środę podczas drugiej rozprawy ws. tzw. afery melioracyjnej. Wskazywał wówczas, że był to - jego zdaniem początek - inwigilacji ze strony PiS. Jeden z obrońców Gawłowskiego, Roman Giertych (nie stawił się dotychczas na żadnej z rozpraw - senatora reprezentują Włodzimierz Łyczywek i Rafał Wiechecki) napisał w poniedziałek na swoim profilu w mediach społecznościowych o złożeniu wniosku o wezwanie Kaczmarka na świadka "w sprawie operacji prowadzonej przeciwko posłowi Gawłowskiemu". O to, skąd Gawłowski miał wiedzę, że "agent Tomek" kontaktował się z żoną senatora, pytał we wtorek prokurator Witold Grdeń. Gawłowski odpowiedział, że wie to od żony, a kontakt miał nastąpić w 2008 lub 2009 r. Wskazywał też, że do momentu ujawnienia wizerunku Kaczmarka w mediach nie wiedział, kim jest mężczyzna. Zeznania żony Gawłowskiego Wyjaśnienia składała we wtorek także żona senatora Renata Listowska-Gawłowska (wyraziła zgodę na upublicznienie nazwiska i wizerunku). "Jestem osobą niewinną, nigdy nie popełniłam żadnego przestępstwa ani przestępstwa nie popełnił mój mąż, znaleźliśmy się na ławie oskarżonych tylko i wyłącznie z powodu tego, że mój mąż zajmuje się polityką i naraził się ludziom związanym z PiS i ojcu Tadeuszowi Rydzykowi" - mówiła. Opowiadała przede wszystkim o dwóch spotkaniach z mężczyzną, który później okazał się agentem CBA Tomaszem Kaczmarkiem. Jak powiedziała Listowska-Gawłowska, mężczyzna zaczepił ją po raz pierwszy w 2008 lub 2009 r. na dworcu PKP w Koszalinie. Opisała, że był to bardzo dobrze ubrany człowiek, który zachowywał się kulturalnie. Zaproponował jej kawę, ale odmówiła. Po raz drugi spotkała agenta w koszalińskiej galerii handlowej, gdzie - jak powiedziała - starał się ją zaczepić, proponując wspólną kawę, ale ponownie spotkał się z odmową. "Chciał zrobić na mnie dobre wrażenie, zaczął się chwalić, że ma super samochód, że moglibyśmy wybrać się na wycieczkę. Też odmówiłam" - powiedziała Listowska-Gawłowska. Zaznaczyła, że stanowczo nie zgodziła się też na propozycję odwiezienia do domu. Podkreśliła, że po tym zdarzeniu opowiedziała mężowi o zaczepiającym ją mężczyźnie. Ten poradził, aby nie denerwowała się i nie dawała nikomu prowokować. O tym, że był to Tomasz Kaczmarek, dowiedziała się i poinformowała męża po ujawnieniu w mediach wizerunku agenta. Jeden z obrońców małżeństwa Gawłowskich, Rafał Wiechecki powiedział dziennikarzom po rozprawie, że wniosek o powołanie Kaczmarka na świadka został złożony dlatego, iż obrońcy widzą "modus operandi taki sam w przypadku państwa Kwaśniewskich, jak i w przypadku państwa Gawłowskich - próby inwigilacji, próby tworzenia jakiegoś materiału dowodowego, a następnie, kiedy one się kończą i kiedy przejmuje z powrotem władzę pan Mariusz Kamiński i pan Maciej Wąsik, z powrotem zaczęły mieć miejsce". Prokurator Witold Grdeń powiedział w rozmowie z dziennikarzami, że nie rozumie wniosku obrońców. "Tydzień temu, podczas pierwszych swoich wyjaśnień pan Gawłowski wskazał, że rzekomo ten pan miał się kontaktować z jego żoną (...). I to było pierwsze wyjaśnienie, jakiekolwiek, w toku całego postępowania, gdy pan Gawłowski do tego się odnosił" - wskazał. Jak dodał prok. Grdeń, gdyby takie zdarzenie miało miejsce, Gawłowski w toku całego postępowania przygotowawczego wielokrotnie by to podnosił. Zarzuty pod adresem senatora Gawłowski oskarżony jest m.in. o przyjęcie łapówek w wysokości co najmniej 733 tys. zł w gotówce, a także w postaci nieruchomości w Chorwacji i dwóch luksusowych zegarków. Miał też nakłaniać do wręczenia łapówki dyrektorowi Zachodniopomorskiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych w Szczecinie, ukrywać pochodzenie z przestępstwa chorwackiej nieruchomości, ujawnić informację niejawną i popełnić plagiat w pracy doktorskiej. Kolejna rozprawa zaplanowana została na środę. Przesłuchani mają być teściowie pasierba Gawłowskiego, którzy mieli być zamieszani w tzw. pranie brudnych pieniędzy w związku z apartamentem w Chorwacji. Sędzia zaplanował też odebranie wyjaśnień od byłego dyrektora IMGW Mieczysława O., który miał nakłaniać swojego podwładnego do wręczenia Gawłowskiemu dwóch luksusowych zegarków.