"To trudno opowiedzieć na pytanie, czy to było trudne. To było męczące i było w pewnym sensie też bolesne, bo musiałem wracać do spraw, o których wolałbym zapomnieć" - powiedział Roman Polański dziennikarzom po zakończeniu prawie 9-godzinnego przesłuchania. Na wniosek obrońców reżysera było ono niejawne. Potwierdził, ze nadal darzy polski wymiar sprawiedliwości absolutnym zaufaniem i wyraził nadzieję, ze postępowanie ekstradycyjne nie przeszkodzi w realizacji jego filmu. Reżyser w lipcu planuje rozpocząć w Warszawie zdjęcia do filmu o szpiegowskiej aferze Alfreda Dreyfusa. Jak powiedział mec. Jerzy Stachowicz, w trakcie posiedzenia sądu Roman Polański składał bardzo obszerne wyjaśnienia i odpowiadał na szereg szczegółowych pytań sądu i obrońców. "Na tym etapie możemy powiedzieć jedno - że obrona będzie zmierzała do wykazania, że wniosek o ekstradycję jest bezzasadny, przede wszystkim dlatego, że istnieje szereg obiektywnych dowodów wskazujących na to, iż została przed sądem amerykańskim zawarta ugoda i że kara, o której była w niej mowa, została wykonana. A to wskazuje na to, że wniosek o ekstradycję jest po prostu bezpodstawny" - powiedział dziennikarzom mec. Jan Olszewski. USA chcą ekstradycji Polańskiego, ponieważ w 1977 r. reżyser został zaocznie uznany przez sąd w Los Angeles za winnego uprawiania seksu z nieletnią Samanthą Gailey (obecnie Geimer). Polański przyznawał, że doszło do seksu z Gailey, ale odbyło się to za jej przyzwoleniem. Amerykańskie prawo seks z nieletnią uznaje za gwałt. Przed ogłoszeniem wyroku reżyser potajemnie opuścił USA, obawiając się, że sędzia nie dotrzyma warunków zawartej z nim ugody.