W środę ok. godz. 20.20 przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk opuścił gmach warszawskiej prokuratury, gdzie przebywał ponad 9 godzin. - Nie jestem upoważniony do udzielania jakichkolwiek informacji dotyczących śledztwa. Nie mogę narzekać na gościnność prokuratury, dostałem kawę, herbatę, wodę. To wszystko, co mogę powiedzieć - stwierdził. Pytany przez dziennikarzy, czy prokuratura chce postawić mu zarzuty, odpowiedział, że był przesłuchiwany wyłącznie jako świadek. - Nie jest moją rolą spekulowanie, jak będzie wyglądała dalsza praca prokuratury - dodał. - Poinformowałem pana prokuratora, że zjawiłem się ze względu na szacunek przede wszystkim dla państwa polskiego. Zdaję sobie sprawę, że najlepiej byłoby, gdybyśmy mieli sobie wyjaśniać w sposób cywilizowany wszystkie sprawy i wątpliwości, ale poinformowałem także, że mój urząd objęty jest pełnym immunitetem zgodnie z prawem europejskim - relacjonował były premier. - Skorzystam z immunitetu wtedy, kiedy dojdę do wniosku, że celowo wykorzystywane są sprawy przeciwko mnie po to, aby utrudnić lub uniemożliwić mi sprawowanie funkcji przewodniczącego Rady Europejskiej. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, ale jeśli tak, to nie będę się wahał - zapowiedział Tusk. - Z cała pewnością wielogodzinne przesłuchiwanie nie ułatwia pełnienia obowiązków (szefa Rady Europejskiej - red.), ale jest to mój publiczny obowiązek. Nie jestem tu by ubolewać - powiedział. Jak stwierdził, szkoda, że przesłuchanie nie odbyło się w Brukseli. W jego ocenie można było w tym celu wykorzystać placówki konsularne. Prokuratura: Nie przewidujemy dalszego przesłuchiwania Tuska - Szef RE został przesłuchany w charakterze świadka. Zeznania pana przewodniczącego, były niezbędne dla wszechstronnego wyjaśnienia sprawy - poinformował rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej prok. Michał Dziekański. - Wezwanie było zgodne z obowiązującymi przepisami - dodał. Według prokuratora, długość przesłuchania była uwarunkowana treścią zeznań świadka. Jak przekazał, nie może ich ujawnić ze względu na tajność śledztwa. - Na obecna chwilę czynność została zakończona, okoliczności, które miały być wyjaśnione - wyjaśniono - powiedział. Dodając, że prokuratura nie przewidujemy dalszego przesłuchiwania Donalda Tuska. Giertych: Macierewicz maczał w tym palce Dlaczego przesłuchanie szefa RE trwało tak długo? - Z pewnością nie pomagał fakt, że było ono protokołowanie ręcznie - relacjonował na antenie TVN2 Roman Giertych, pełnomocnik Donalda Tuska obecny w czasie przesłuchania. - Wielokrotnie mi się to zdarzało ale 20 lat temu, gdy zaczynałem pracę - powiedział, dopytywany o to, czy protokołowanie ręczne to normalna praktyka. Giertych stwierdził, że przesłuchanie można było przeprowadzić znacznie szybciej. Podkreślił też, że miało ono tajny charakter. - Sprawa jest traktowana politycznie, bo Donald Tusk jest traktowany przez obecną władzę jako zagrożenie polityczne - ocenił. - Wydaje się, że sprawa koncentruje się na wszystkim tym, co się wydarzyło po Smoleńsku. Natomiast przesłuchanie dotyczyło różnych kwestii, które obejmowały szeroki okres - relacjonował. - Mam wrażenie, że i przy tym przesłuchaniu Macierewicz maczał palce. Widać było ten rys polityczny od początku do końca - powiedział. Dopytywany o jaki rys polityczny chodzi, powiedział, że nie może ujawniać szczegółów. - Nie ma postawionych żadnych zarzutów karnych. Wszedł i wyszedł jako świadek. Nie było żadnych oświadczeń, co do przyszłości. W momencie wyjścia był stan taki, że Donald Tusk nie ma żadnych zarzutów - podkreślił Giertych. Przekroczono uprawnienia? Śledztwo dotyczy "przekroczenia uprawnień przez członków kierownictwa Służby Kontrwywiadu Wojskowego, wskutek podjęcia współpracy ze służbą obcego państwa bez wymaganej zgody prezesa Rady Ministrów". Za przestępstwo przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariusza publicznego grozi do trzech lat więzienia. Ustawa o służbach kontrwywiadu i wywiadu wojskowego stanowi, że podjęcie przez szefów tych służb współpracy z "właściwymi organami i służbami innych państw" może nastąpić po uzyskaniu zgody prezesa Rady Ministrów, który przed wyrażeniem zgody zasięga opinii ministra obrony narodowej. W grudniu 2016 r. ujawniono, że w tym śledztwie postawiono zarzuty byłym szefom SKW Januszowi Noskowi i jego następcy Piotrowi Pytlowi; trzecim podejrzanym jest Krzysztof D., b. dyrektor szefa gabinetu SKW. Powołując się na niejawny charakter postępowania, prokuratura nie podaje żadnych szczegółów. Według "Gazety Wyborczej", w 2011 r. Nosek "wystąpił do premiera Tuska o zgodę na podjęcie współpracy z Rosjanami; Tusk zgodę wydał". "GW" dodała, że porozumienie ostatecznie podpisano we wrześniu 2013 r., ale nie wprowadzono go w życie, bo zaczął się kryzys rosyjsko-ukraiński. "GW" twierdzi, że wyrażając zgodę, Tusk nie konsultował się z MON - czego wymaga ustawa. Zdaniem "GW", przesłuchany już b. szef MON Tomasz Siemoniak miał powiedzieć, że Tusk się z nim nie konsultował, ale "prawdopodobnie nie miałby zastrzeżeń". Brak konsultacji Siemoniak uznał za "drobne uchybienie", a opinia MON nie była dla premiera wiążąca.