Na początku prezydent przypomniał, że był już w tej sprawie przesłuchiwany w 2008 roku. Poproszony przez sąd o przypomnienie sekwencji zdarzeń zaznaczył, że nie pamięta więcej niż to, co powiedział już podczas poprzedniego przesłuchania. Dodał, że podtrzymuje ówczesne zeznania. - Sekwencja wydarzeń robiła ogromne wrażenie - zeznał prezydent. Powiedział, że w okresie zmiany władzy jesienią 2007 r. zjawił się u niego płk Aleksander L. i zaoferował dotarcie do aneksu z raportu weryfikacji WSI. - Pomyślałem, że to dziwne, bo przecież i tak dostęp jako marszałek Sejmu do aneksu mam - zeznał. Potem - jak mówił - zjawił się płk Leszek T., który poinformował, że ma nagrania wiążące się z korupcją wokół komisji weryfikacyjnej WSI. Prezydent zaznaczył, że podczas rozmowy T. mówił o kimś, kto był pośrednikiem w załatwieniu pozytywnej weryfikacji, ale nie wymienił nazwiska. - W rozmowie z T. przewijał się jakiś pośrednik? - zapytano świadka. - To, co zapamiętałem przekazałem prokuraturze. Z całym szacunkiem, ja miałem państwo na głowie. Nie mam żadnych dodatkowych informacji. Nie pamiętam nic więcej - powiedział Komorowski. - Nie chciałbym wnikać w motywy obu panów. Pana L. znałem jako oficera WSW i człowieka związanego z poprzednim systemem; byłem zdziwiony, że w ogóle przyszedł - zeznał prezydent. Dodał, że za swój "naturalny obowiązek" uznał poinformowanie o sprawie odpowiednich organów. - Pan Graś zasugerował, by sprawę przekazać ABW - dodał. - W tej sytuacji ABW przejęło T. w moim biurze poselskim; na tym mój udział w sprawie się skończył - oświadczył prezydent. - Pamiętam, że była to sprawa, z której chciałem się jak najszybciej wywiązać, by powiadomić odpowiednie organa państwa, ponieważ chodziło o zagrożenia związane z korupcją wokół komisji weryfikacyjnej, a więc newralgicznego punktu funkcjonowania państwa - powiedział prezydent. Pytany o szczegóły wydarzeń z 2007 roku Komorowski powiedział, że nie jest sobie w stanie nic więcej przypomnieć. Na pytanie Wojciecha Sumlińskiego o Aleksandra L., Komorowski powiedział, że L. sugerował, że może mu pomóc w dotarciu do aneksu z weryfikacji WSI, co zdziwiło prezydenta, ponieważ - jak podkreślił - w tamtym czasie ze względu na sprawowaną funkcję miał do niego nieskrępowany dostęp. - Nie pamiętam bym się zapoznawał z aneksem - oświadczył Komorowski. Podkreślił, że nie odczuwał potrzeby zapoznania się z dokumentem zbudowanym - jak mówił - głównie po to, by go zaatakować w sposób oderwany od prawdy za to, że głosował przeciw likwidacji WSI. - Podtrzymuję krytyczną opinię co do likwidacji WSI w taki sposób, w jaki zrobił to rząd PiS - powiedział prezydent. 200 pytań do prezydenta Oskarżony zapowiedział, że ma 200 pytań do prezydenta. Po uwadze Wojciecha Sumlińskiego, że dzisiejsze zeznania prezydenta nie pokrywają się z wersją przedstawioną przez niego w 2008 roku, sędzia odczytał zeznania prezydenta sprzed kilku lat. Później Komorowski odpowiadał na dalsze pytania. Ustalono m.in., że spotkanie z Leszkiem T. umówiła poseł Jadwiga Zakrzewska. Sumliński zarzucił Bronisławowi Komorowskiemu, że jego zeznania są sprzeczne z zeznaniami poseł Zakrzewskiej. "Teraz nie prowadzimy konfrontacji" - upominał go sędzia. Następnie padło pytanie dotyczące pierwszego spotkania ówczesnego marszałka z Leszkiem T. "Czy świadek podtrzymuje, że było to 21 listopada 2007 roku?". W odpowiedzi Komorowski przyznał, że ta sprawa nie była dla niego priorytetowa, dlatego nie wykluczył błędu i tego, że jego zeznania mogą się różnić od tego, co mówili inni świadkowie. By to ustalić sędzia po raz kolejny odczytał zeznania z 2008 roku. "Usłyszeliśmy dwa zeznania? Czy nie widzi pan sprzeczności w terminach spotkań? W jedynym pojawia się październik, w drugim listopad" - dopytywał później adwokat oskarżonego. Prezydent powtórzył, że mógł błędnie zapamiętać daty, ale podtrzymał swoje wcześniejsze zeznania. Dodał, że to zadaniem sądu jest ocena, czy jego zeznania są spójne. Zdenerwowany Sumliński zwrócił uwagę, że wciąż nie wie, czy "świadek mówił prawdę podczas pierwszych, czy drugich zeznań". "Nie dostaję odpowiedzi na proste pytania od prezydenta Polski" - mówił oskarżony. Komorowski odparł, że chciałby pomóc, ale "nie dysponuje lepszą pamięcią". Następnie padło pytanie dotyczące zwłoki w zgłoszeniu sprawy organom ścigania. Prezydent tłumaczył, że powiadomił Pawła Grasia, który następnie spotkał się z Krzysztofem Bondarykiem. Dodawał, że pośrednictwo Grasia w tym przypadku wydawało mu się "naturalne". Prosił też sąd o uniemożliwienie pytań sugerujących, jakoby chciał on nielegalnie zdobyć aneks od L. Sąd uchylił wiele pytań Sumlińskiego, który pytał prezydenta m.in. o to, "czy to on kłamie, czy b. szef ABW Krzysztof Bondaryk". Prezydent uznał zaś za "niegodziwe" pytanie Sumlińskiego o sprawę potrącenia syna Komorowskiego. Sąd pouczył oskarżonego, że jeśli ma problemy z zadawaniem pytań, może skorzystać z pomocy swego obrońcy. Na pytanie sędziego, dlaczego Bronisław Komorowski formalnie nie powiadomił prokuratury, świadek odpowiedział, że zrobiła to Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. "Uważałem, że w ten sposób wyczerpuje obywatelski obowiązek" - mówił. Wojciech Sumliński pytał następnie prezydenta, czy w przeszłości odczuwał jakieś naciski ze strony WSW, czy byłych WSI, a także o znajomość ludzi z fundacji Pro Civil. Wówczas Komorowski oświadczył, że jego kontakty z WSI zawsze wynikały ze zwierzchnictwa i z obowiązków. Ocenił, że zarzuty dotyczące jego rzekomym związków oficerami WSI, jakie pojawiają się od dłuższego czasu, są "absurdalne". Na koniec oskarżony wydał oświadczenie dotyczące zeznań prezydenta. Tuż po godzinie 14.00 zakończyło się przesłuchanie Bronisława Komorowskiego. Sąd odroczył sprawę do 11 lutego 2015 roku. Dlaczego prezydent zeznawał? Proces Sumlińskiego i L. - którym grozi do ośmiu lat więzienia - toczy się od 2011 r. W 2009 r. Sumliński i L. zostali oskarżeni przez warszawską prokuraturę o powoływanie się od grudnia 2006 do stycznia 2007 r. na wpływy w Komisji Weryfikacyjnej WSI i podjęcie się - w zamian za 200 tys. zł - załatwienia pozytywnej weryfikacji oficera WSI płk. Leszka T. Ten oficer tajnych służb wojska jeszcze z PRL ostatecznie został negatywnie zweryfikowany. Śledztwo zainicjował sam T., który w listopadzie 2007 r., po przegranych przez PiS wyborach, zawiadomił o sprawie ówczesnego marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego; ten poinformował o niej ABW. Sumliński nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że była to prowokacja T. wymierzona m.in. w Komisję Weryfikacyjną. Pierwsze takie przesłuchanie Ogłaszając w listopadzie br. takie przesłuchanie, sędzia Stanisław Zdun powiedział, że prezydent prosił sąd, aby - ze względu na "bezpieczeństwo i obowiązki służbowe" - rozprawa odbyła się w Kancelarii Prezydenta. Żaden przepis prawa nie reguluje tak wyjątkowej sytuacji, jak zeznania prezydenta RP w roli świadka. Nie podlega on bowiem rygorom takim, jak każdy inny obywatel, który - wezwany przed sąd - musi się stawić. Od woli prezydenta zależy zarówno stawiennictwo, jak i jego forma - np. może on zaprosić sąd do swej siedziby. W 2006 r. Lech Kaczyński - jako pierwszy urzędujący prezydent RP - stawił się w sądzie jako świadek. Zeznawał wtedy w procesie płk. SB i UOP Jana Lesiaka, oskarżonego w sprawie inwigilacji prawicy przez UOP w latach 90. (sprawę umorzono z powodu przedawnienia). Prezydent Komorowski pod ostrzałem pytań dziennikarza! Jak zakończy się ten proces?