Przesłuchanie 81-letniego hierarchy odbywa się bez udziału mediów. Dwa tygodnie temu sąd wezwał abp. Gocłowskiego w charakterze świadka, ale ten nie stawił się na rozprawie i przedstawił zaświadczenie lekarskie. Sąd zdecydował, że w tej sytuacji przesłuchanie arcybiskupa odbędzie się za dwa tygodnie w miejscu jego zamieszkania na terenie kurii gdańskiej. To już drugi raz, kiedy abp Gocłowski zeznaje przed sądem w warunkach domowych. Pierwszy raz stało się to we wrześniu 2009 r. - po opinii biegłego lekarza sądowego, który uznał, że przesłuchiwanie duchownego w sądzie może negatywnie wpłynąć na stan jego zdrowia. Hierarcha cierpi bowiem na dolegliwości kardiologiczne. Przesłuchanie sprzed 2,5 roku także odbyło się bez dziennikarzy. B. metropolita gdański abp jest przesłuchiwany w piątek jako świadek w procesie ws. Stella Maris, gdzie współoskarżonym jest b. szef pomorskiego SLD Jerzy J. Prokuratura zarzuca mu, jako prezesowi Energobudowy, wyprowadzenie z tej firmy prawie 31 mln zł, "wypranie" ok. 14 mln zł i uszczuplenia podatkowe. Na ławie oskarżonych zasiada łącznie dziewięć osób. Proces toczy się od lipca 2007 r. Jerzy J. nie przyznaje się do winy, twierdzi, że oskarżenie go miało charakter polityczny. W 2009 r. abp Gocłowski składał zeznania przed sądem w głównym procesie ws. afery w Stella Maris. Dwóch głównych oskarżonych w tym postępowaniu to: b. kapelan abp. Gocłowskiego i jego pełnomocnik w Stella Maris, ks. Z. B. oraz 45-letni b. dyrektor wydawnictwa, syn znanego trójmiejskiego adwokata T.W. (sąd pozwolił jedynie na podawanie inicjałów oskarżonych). Na ławie oskarżonych zasiada też współwłaściciel dwóch firm konsultingowych z Gdyni J.B., który w latach PRL był pracownikiem cenzury, oraz jego wspólnik K.K. Według prokuratury przestępstwo polegało na tym, że firmy konsultingowe J.B. i K.K. zawierały z różnymi spółkami kontrakty na doradztwo (jedną z nich była Energobudowa - PAP), których wykonanie powierzali z kolei wydawnictwu Stella Maris, którego właścicielem była Archidiecezja Gdańska. W rzeczywistości usługi te były całkowicie fikcyjne i zlecenia nigdy nie zostały wykonane. Pieniądze ze spółek, które zlecały fikcyjne usługi B. i K., najpierw były przelewane na konta ich firm, a później, po odjęciu kilku procent, do Stella Maris. Wydawnictwo pobierało kolejne kilka procent prowizji i na końcu większość pieniędzy wracała do osób zarządzających spółkami. Stella Maris, działając jako podmiot gospodarczy w ramach Archidiecezji Gdańskiej, była zwolniona z podatku dochodowego od osób prawnych w części przeznaczonej na cele statutowe Kościoła. Transfery pieniędzy miały miejsce w latach 1997-2001.