Nurkowie z Fundacji "Na Tropie" przez ponad tydzień szukali w Jeziorze Dywickim koło Olsztyna ciała zaginionej w 1996 r. Joanny Gibner. Dziewczyna została zamordowana. Dlaczego przerwano poszukiwania? "Zlokalizowaliśmy jedno miejsce, w którym sonar pokazuje nam anomalie, coś jakby kształt czaszki. Mamy wrażenie, że jesteśmy blisko odnalezienia szczątków Joanny, ale zabrakło nam dnia - dwóch nurkowania" - powiedział prezes Fundacji "Na Tropie" Janusz Szostak. Dodał, że poszukiwania Joanny przerwano ze względu na inne obowiązki nurków oraz z powodu bardzo dużej mętności wody. Szostak przyznał, że nurkowie będą chcieli wrócić do Dywit jesienią, kiedy woda będzie mniej mętna. "Na dnie jeziora jest ok. 2 metrów mułu, to dodatkowo utrudnia pracę" - powiedział Szostak. Przyznał, że mimo to nurkom udało się zlokalizować jedno "bardzo prawdopodobne miejsce zatopienia ciała". Jesienią ma być ono dokładniej spenetrowane. "Do tego czasu będę studiował akta sprawy. Proszę też wszystkich ludzi, którzy wiedzą, co się stało z ciałem Joanny o rozmowę. Pomóżmy matce tej dziewczyny zrobić córce grób. Ona się już dość w życiu nacierpiała. Gwarantuję rozmówcom anonimowość" - powiedział Szostak. Prosi, by wszelkie osoby wiedzące, co się stało ze zwłokami Joanny Gibner kontaktowały się z nim pod nr tel. 502 226 215. Tajemnicze zaginięcie Joanna Gibner zaginęła w 1996 r., trzy tygodnie wcześniej wzięła ślub z mieszkańcem podolsztyńskich Dywit Markiem W. Znała go zaledwie kilka tygodni. Już w czasie przyjęcia weselnego mąż i teściowa szarpali dziewczynę i popychali. Joanna skarżyła się też matce, że mąż ją poddusza. O zaginięciu Joanny poinformował jej mamę mąż. Twierdził, że Joanna nie wróciła na noc do domu. Angażował się w poszukiwania, m.in. wystąpił w programie telewizyjnym o zaginionych. Nagrał emisję tego programu na wideo, a kasetę z nagraniem podpisał "Telewizyjny debiut Marka". Jak się po latach okazało, jego znajomi wysyłali też z zagranicy kartki podpisane "Joanna", w których zaginiona dziewczyna miała informować, że poukładała sobie życie na nowo. Po kilku latach od zaginięcia żony Marek W. związał się z Emilią F. - miał z nią dwoje dzieci. Pewnego dnia przerażona dziewczyna przyszła na policję i powiedziała, że obawia się o swoje życie, bo partner ją bije, a przed laty zabił żonę - Joannę Gibner. Emilia F. powiedziała też, że brat męża, który pomagał zatopić zwłoki Gibner, szantażuje Marka W. tą wiedzą. W śledztwie okazało się, że oprócz braci W. o zbrodni wie jeszcze kolega Marka - Tomasz H., który pomagał przewozić zwłoki w torbie. Zatrzymani bracia W. zeznali, że torbę z ciałem obciążyli złomem i zatopili w Jeziorze Dywickim. Brat Marka narysował nawet prowizoryczną mapę tego miejsca. Ale nie udało się zweryfikować ich zeznań. Marek W. odsiedział za zamordowanie żony wyrok, wyszedł z więzienia i zmarł w Anglii. Nie wiadomo, co zrobił z ciałem Joanny. Jego brat i Tomasz H., którzy prawdopodobnie wiedzą, co się stało ze zwłokami dziewczyny, nie chcą tego ujawnić ani matce, ani poszukiwaczom. "Dlatego jesteśmy skazani na trudne przeczesywanie tego jeziora" - powiedział Szostak. Mimo wielu kosztownych i skomplikowanych poszukiwań, prowadzonych m.in. przez nurków z Marynarki Wojennej, ciała Joanny Gibner nie odnaleziono. Obecne poszukiwania prowadzone przez Fundację "Na Tropie" są finansowane z internetowej zbiórki i - jak powiedział Szostak - prawdopodobnie są ostatnią szansą na znalezienie szczątków Joanny.