Nowelizacja ustawy kompetencyjnej jest jednym z punktów uzgodnionego przez premiera i prezydenta na Helu kompromisu w sprawie ratyfikacji Traktatu z Lizbony. PiS chciał mieć ustawowe gwarancje, że jedynie zgoda prezydenta, rządu i parlamentu może być w przyszłości podstawą do odejścia od kompromisu z Joaniny (zakłada korzystny dla Polski mechanizm blokowania decyzji w UE) lub od protokołu brytyjskiego (ogranicza stosowanie Karty Praw Podstawowych). Prace nad ustawą kompetencyjną trwają w Kancelariach: Premiera i Prezydenta; swój projekt przygotowuje również klub PiS. Koncepcję Dorna przedstawiła czwartkowa "Rzeczpospolita". Propozycja zakłada, że jeśli rząd będzie chciał odstąpić od mechanizmu z Joaniny albo od protokołu brytyjskiego - musiałby zwrócić się o opinię do parlamentu (pozytywna opinia powinna być uchwalona większością dwóch trzecich głosów). Po jej uzyskaniu rząd powinien ogłosić stanowisko i wówczas prezydent mógłby zwrócić się do Senatu o zgodę na zarządzenie referendum. Dorn, jak powiedział w czwartek dziennikarzom w Sejmie, proponuje, by opinia w formie uchwały była przyjmowana przez Sejm i Senat większością dwóch trzecich głosów. Byłaby to deklaracja polityczna, po której rząd mógłby zmienić stanowisko w sprawie mechanizmu z Joaniny lub protokołu brytyjskiego. - Opinia zawarta w uchwale parlamentu nie jest jednak konstytucyjnie wiążąca dla rządu - zaznaczył. Dlatego, dodał Dorn, po wydaniu tej opinii prezydent mógłby w czasie od 6 do 9 miesięcy podjąć decyzję o zarządzeniu referendum w tej sprawie. - Do tego czasu rząd nie mógłby na forum Rady Europejskiej nic zrobić - zaznaczył. Jak dodał, referendum byłoby wiążące, gdy frekwencja wyniesie powyżej 50 proc. Natomiast, zaznaczył, gdyby frekwencja była niższa - miałoby charakter opiniodawczy. Podkreślił, że jeżeli referendum przyniosłoby wynik wiążący "rząd byłby w jedną albo drugą stronę związany". Gdyby miało charakter niewiążący, Rada Ministrów musiałaby określić na nowo swoje stanowisko. W opinii Dorna, wprowadzenie przepisów, które proponuje, nie wymaga zmian w konstytucji. - Ten system umożliwiłby każdemu rządowi odpieranie nacisków związanych z odstąpieniem od mechanizmu z Joaniny, bądź protokołu brytyjskiego. Wiązałby się z długim, rozciągniętym na rok procesem politycznym - podkreślił Dorn. - Nie można byłoby tu robić jakiś rzeczy z zaskoczenia - dodał polityk. Według niego, mechanizm, który przedstawił "odwodziłby także naszych partnerów z UE" od prób przekonania polskiego rządu do zmiany stanowiska w tej sprawie. - Nawet gdyby zdarzył się rząd, który miałby pomysł, że warto tym naciskom ulec, to też byłby w sytuacji o wiele trudniejszej niż w obecnym stanie prawnym - uzasadnił.