"W grupie manifestujących na ulicach polskich miast, w tym szczególnie w Warszawie, są tacy, którzy po prostu wyrażają swoje niezadowolenie wobec treści orzeczenia Trybunały Konstytucyjnego, tacy, którzy próbują wykorzystać politycznie zaistniałą sytuację i ich jedynym celem jest obalenie rządu demokratycznie wybranego i przejęcie władzy, i są również tacy, których można śmiało określić rewolucjonistami lewackimi, którzy poczuli moment do tego, aby wzniecać bunty i te agresywne zachowania, wulgarne hasła, chuligańskie wybryki, wandalizm i łamanie wolności i praw innych osób, które z tym się nie utożsamiają. Ja bym takie trzy grupy wymienił, nie można wszystkich wrzucić do jednego worka" - powiedział minister Czarnek na antenie Polskiego Radia 24. Czarnek zaapelował "szczególnie do tych, którzy tylko wyrażają swoje niezadowolenie z orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego". "Ja rozumiem państwa, macie państw prawo do swojego poglądu, to jest zupełnie oczywiste w wolnym, demokratycznym państwie, tylko zwróćmy uwagę na to, że to dzieje się w szczycie pandemii koronawirusa i to wszystko może kosztować, a nawet już na pewno będzie kosztować ogromnym zagrożeniem dla zdrowia tego społeczeństwa" - mówił. Dodał, że miejscem na takie debaty nie są ulice miasta, zwłaszcza w pandemii koronawirusa, ale parlament i sale konferencyjne uniwersytetów lub Ministerstwa Edukacji i Nauki. Czarnek: Zachowania satanistyczne Pytany, czy ruch utożsamiany ze Strajkiem Kobiet ma potencjał rozwojowy, wyraził przekonanie, że "zwłaszcza sposób formułowania tez i postulatów, niebywała agresja i wulgarność, (...) zachowania, które mogą być odczytywane wręcz jako zachowania satanistyczne, to nie są rzeczy, które mogą się przebić w polskim społeczeństwie". Jego zdaniem, polskie społeczeństwo "jest naprawdę dzisiaj zaniepokojone i żyje w nieustannym stresie związanym z zagrożeniem życia i zdrowia w pandemii koronawirusa i zagrożeniem miejsc pracy związaną z kryzysem wywołanym pandemią na całym świecie". "Ludzie boją się o swoją prace i przyszłość i spotykają się z agresją tłumu, który skanduje hasła i tezy, wnioski, postulaty, które są skandaliczne, które nie pasują nie tylko do jakiegokolwiek przyzwoitego człowieka, ale w ogóle do rzeczywistości państwa wolnego i demokratycznego" - ocenił. "To jest ten element rewolucji, który jest groźny. To są te postulaty, które są groźne, ale nie generalizujmy, wśród tych uczestników manifestacji są również tacy, którzy podnoszą swoje argumenty i postulaty, które nie są tak agresywne i wulgarne i z tymi jest szansa na to, żeby dyskutować, ale nie na ulicach, bo mamy pandemię koronawirusa" - powiedział.