Ostatnie dwa tygodnie trudno uznać za pomyślne dla prokuratora generalnego, szefa CBA, a nawet samego premiera. Właściwie gdzie stąpnąć, tam przykrość. Druga rozprawa w sprawie Janusza Karczmarka i druga miażdżąca dla prokuratury opinia sądu. Nie dość, że uznano, iż zatrzymanie było bezzasadne, to jeszcze poręczenie w wysokości 100 tys. zł i zatrzymanie paszportu było niepotrzebne. Na dodatek nie bardzo wiadomo, gdzie ta afera korupcyjna, która okazała się takim wstrząsem, że doprowadziła do przyspieszonych wyborów. Na razie nic nie wskazuje na to, że w Ministerstwie Rolnictwa ktoś, zwłaszcza Andrzej Lepper, chciał wziąć łapówkę; wiele wskazuje natomiast na polityczną prowokację. A prawnicy mówią nawet o podżeganiu przez funkcjonariuszy CBA do przestępstwa. Najbardziej łagodnie oceniając rzecz całą, mamy do czynienia ze skrajną nieudolnością ukochanej służby specjalnej PiS. Cała późniejsza akcja, ze słynnym już filmem z 40 piętra hotelu Marriott, wygląda na tuszowanie sprawy i manipulowanie opinią publiczną. Prawie codziennie pojawiają się przecież nowe informacje o telefonach, które zatajono w owej dramatycznej prezentacji, o wątpliwościach, jakie budzi sam film, którego głównym celem było - i co, trzeba przyznać, udało się - skierowanie wszystkich dociekań w wątki poboczne. Niedawno sąd przyznał zadośćuczynienie Emilowi Wąsaczowi za bezzasadne zatrzymanie, co było już jego trzecią wygraną z duetem Ziobro-Karczmarek (wtedy panowie jeszcze zgodnie współpracowali, zwłaszcza na konferencjach prasowych). W sprawie prywatyzacji PZU żadnej afery korupcyjnej dotychczas nie wykryto, a zatrzymanie potrzebne było w celach pokazowych, gdyż następnego dnia Sejm miał debatować nad sprawozdaniem komisji śledczej badającej tę sprawę jeszcze w poprzedniej kadencji. Prokuratura musiała więc pokazać, że pracuje dynamicznie. Czytaj więcej w Polityce.