Wikiński stawił się przed gmachem Corazziego w Radomiu w sportowym stroju. Miał na sobie koszulkę, na której widniał napis z wynikiem Napieralskiego w pierwszej turze wyborów (13,68 proc. głosów). Po krótkiej rozgrzewce obiegł dookoła magistrat - w sumie ponad 500 m, w towarzystwie kilkorga młodych współpracowników SLD. W ub. tygodniu na konferencji prasowej w Radomiu Wikiński założył się z dziennikarką "Gazety Wyborczej" Małgorzatą Rusek o wynik Napieralskiego w pierwszej turze wyborów. Polityk SLD twierdził, że jego kandydat otrzyma co najmniej 15 proc. głosów, a według dziennikarki Napieralski miał otrzymać słabsze poparcie wyborców. - Jako szef sztabu wyborczego Grzegorza Napieralskiego pomyliłem się w swoich szacunkach w zaokrągleniu o 1 proc. Dotrzymuję słowa pomimo, że jest to na granicy błędu statystycznego, bo dla mnie uczciwość i dotrzymanie słowa w polityce jest najważniejsze - mówił w środę Wikiński. Dodał, że kiedy ponad tydzień temu zakładał się z dziennikarką głęboko wierzył w "fenomenalny wynik" swojego kandydata. Wikiński zaznaczył, że pomylił się nie tylko on, bo sondaże pracowni badania opinii publicznej były też dalekie od realnych wyników. Zaproponował, żeby od 4 lipca (druga tura wyborów) prezesi pracowni badania opinii publicznej, które pomylą się w swoich sondażach, także, symbolicznie, w dzień po ogłoszeniu wyników wyborów, biegali dookoła siedziby Państwowej Komisji Wyborczej w Warszawie. Wikiński już raz przegrał zakład z premierem Donaldem Tuskiem. Chodziło o to, czy Jerzy Buzek po zwycięstwie PO w wyborach do Parlamentu Europejskiego zostanie jego przewodniczącym. Poseł SLD był zdania, że Buzkowi się to nie uda. W związku z przegranym zakładem w tej sprawie, Wikiński honorowo przekazał swoją poselską pensję na konto radomskiej Caritas.