Z dr. Przemysławem Potockim z Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW rozmawia Robert Walenciak.Robert Walenciak: Jak tam lewica? Ma szansę w wyborach? Ile może zebrać? Dr Przemysław Potocki - Wydział Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW: - Jeśli mówimy o konkretnych procentach, to ok. 10-11 proc. Mało! W sondażach ma więcej. - To wynika z obecnego układu sił, a także z tego, jak działają inne podmioty na rynku wyborczym. Po pierwsze, Platforma Obywatelska, która wciąż, jeśli chodzi o elektorat, ma silny segment lewicowy. Po drugie, PiS, które wysłało silne impulsy socjalne w ramach programu 500+ i nie tylko. A sytuacja ekonomiczna wpłynie na wynik wyborów, podobnie jak sytuacja na rynku pracy, która cały czas jest relatywnie dobra. Zdecydowanie lepsza niż pod koniec kadencji PO. No i trzeci element to sama debata medialna i pozycja, którą zajmuje w niej lewica. Bez bonusu w postaci obecności w parlamencie lewicy jest po prostu trudno. Ma wielki kłopot z przebiciem się w mediach. Co to za ludzie te 10-11 proc., skąd się biorą, gdzie są? - Generalnie lewicowość w Polsce, ta orientacja polityczna, jest orientacją elitarną. O! - Elitarność wynika z tego, że w stosunku do osób o poglądach prawicowych lewicowców jest wyraźnie mniej. Na podstawie danych sondażowych można szacować, że ok. 15-16 proc. Także jeśli chodzi o pewne uwarunkowania strukturalne. Zapominamy o tym, ale rok 2014 miał szalenie istotne znaczenie dla polskiej sceny politycznej. Dlaczego? - Mieliśmy inwazję na Krym i widzieliśmy w sondażach, jak dominujący na rynku segment centrowy stał się segmentem drugim. Na prowadzenie wysunął się segment prawicowy. Można powiedzieć, że w dużym stopniu spowodowane to było lękiem przed zbliżającym się konfliktem, niepokojami, a także falą rosnącego patriotyzmu. Dlatego doszło do przetasowania, jeśli chodzi o układ sił na rynku politycznym, i beneficjentem tego stało się PiS. A lewica? - Przeciwnie! Znalazła się na o wiele gorszej pozycji z racji tego, że jest ciągle oskarżana o prorosyjskość, co utrudniało jej funkcjonowanie. To jedna rzecz. A na poziomie, powiedziałbym, demograficznym elementem, który teraz oddziałuje na pozycję lewicy i na PiS, jest fakt, że osób w wieku poprodukcyjnym jest więcej niż tych w wieku przedprodukcyjnym. Dane GUS są następujące: w 2018 r. osób w wieku przedprodukcyjnym było 6,936 mln,natomiast w wieku poprodukcyjnym - 8,206 mln. Osób sędziwych, czyli takich, które mają 80 i więcej lat, jest ponad 1,7 mln. W roku 2000 było ich tylko 774 tys. Przybyło milion. - Do tego jedno zastrzeżenie - większość to kobiety. A gdy popatrzymy na dane dotyczące poziomu religijności, kobiety są bardziej religijne niż mężczyźni. Gdyby zatem ktoś szukał źródeł stabilności poparcia dla PiS, jedno z nich już ma. Społeczeństwo nam się starzeje. - To oczywiście ma szerokie konsekwencje. Powoduje, że orientacje konserwatywne są trwałe i umacniają się. Ma również konsekwencje polityczne, bo trzeba dopasowywać przekaz polityczny do odbiorców. Owszem, polityk kształtuje poglądy w społeczeństwie, wpływa na opinię publiczną i postrzeganie rzeczywistości, ale musi to robić, uwzględniając istniejący układ wartości, postaw i stereotypów. Z tego punktu widzenia lewicowi liderzy mogą mieć kłopot, bo każdy z tworzących koalicję podmiotów sięga do innych grup wiekowych. - Lewica zawsze zyskiwała, kiedy potrafiła ze swojej wielonurtowości skorzystać. I wydaje się, że tym razem udało się to osiągnąć. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce w roku 2007, kiedy była koalicja Lewica i Demokraci. Wtedy zdobyła 13,15 proc. głosów. - Mamy liderów, którzy reprezentują różniące się środowiska, ale one są komplementarne. Po pierwsze, jest lider SLD, odwołujący się do szerszego elektoratu, dla którego ważnym elementem jest sentyment do PRL i poczucie dumy z tego, co w tamtym okresie zrobiono. Po drugie, mamy samorządowca, który wbrew przeciwnościom uosabia mit self-made mana, dobrze osadzony w potocznej świadomości. To Robert Biedroń. Spójrzmy na jego miejsce urodzenia, drogę życiową, na Słupsk, w którym rządził. Okazuje się, że średnie miasta są dla niego istotne, on je zna, czuje i budzi tam zaufanie. Człowiek Słupska - to jego kapitał? - Właśnie. A samorząd terytorialny w badaniach jest wyraźnie lepiej postrzegany niż polityka centralna. Wreszcie środowisko Razem. Ono, z jednej strony, cieszy się względami środowisk opiniotwórczych, progresywnych. Z drugiej - w dość spójny sposób postuluje korzystanie z przykładów skandynawskich. Jeśli te trzy środowiska będą konsekwentnie odwoływać się do swoich nisz, czyli niszy peerelowskiej, samorządowo-liberalnej, wreszcie stricte socjaldemokratycznej, może to być czynnikiem katalizującym i dać efekt synergii. Czyli pozwoli zgarnąć wyborców głosujących wcześniej na SLD, Wiosnę i Razem. - Gdy porównamy wynik Zjednoczonej Lewicy z roku 2015 z wynikiem trzech podmiotów, Wiosny, Razem i SLD, z tegorocznych wyborów do Parlamentu Europejskiego, widać, że zostaje jednak dosyć duże pole do zagospodarowania. 1,8 mln głosów! Ale biorąc pod uwagę kompozycję elektoratu Wiosny i zmniejszający się elektorat Razem - wydaje się, że to górna granica obecnego potencjału wyborczego lewicy. Jak to jest, że gdy pojawiają się Razem i Wiosna, to na początku mają duże poparcie, a potem im spada? Co się dzieje? - Uważam, że te dwa podmioty nie osadziły się w istniejących socjopodziałach na lewicę i prawicę, na PiS i anty-PiS. Poza tym Wiosna była postrzegana jako pewna nowość. Mamy tradycję podmiotów, które bazują na efekcie świeżości - i Wiosna przede wszystkim na tym elemencie się opierała. Nie całkiem była to odpowiedź na potrzeby i oczekiwania pojawienia się nowej formacji lewicowej, bo w retoryce, w budowaniu wizerunku i w konkretnych działaniach jej liderów lewicowość miała charakter kontekstowy, była dopowiadana przez komentatorów na podstawie biografii liderów politycznych. Ale dodałbym, że mimo wszystko projekt Wiosny osiągnął cel. Udało się przełamać duopol PO-PiS. Czy to można nazwać sukcesem? Kwestia interpretacji. Ale punkt wyjścia zaistniał. Elektorat lewicy jest więc zbieraniną różnych grup, z różnych nisz? - Nie można stworzyć jednoznacznego portretu lewicowego wyborcy. Lewicowość ma charakter elitarny, te środowiska trzeba po prostu precyzyjnie, za pomocą segmentacji i targetowania określać i odwoływać się do nich. Trzeba docierać też do liderów środowiskowych. Poparcie dla lewicy jest zróżnicowane. Podział na Polskę A i Polskę B odgrywa tu dużą rolę. Lewica ma mateczniki i tam, w województwach Polski zachodniej, będzie jej łatwiej prowadzić kampanię. Czyli Schetyna ma rację, uważając, że lewicowy wyborca jest łatwym celem do upolowania przez jego partię? - Tak właśnie jest. Tak naprawdę przepływ głosów lewicowych zachodzi tylko między Koalicją Obywatelską a lewicą. Choć aparat partyjny KO nie za bardzo akceptuje koncesje programowe i personalne wobec lewicy. Jest opór z jego strony. Decyzja Schetyny o wyrzuceniu SLD z koalicji była ważnym ruchem dla ludzi Sojuszu? - To był taki moment, kiedy zdano sobie sprawę, że w zasadzie jedynym sensownym rozwiązaniem jest stworzenie koalicji, która skupi jak najwięcej lewicowych podmiotów, także tych, z którymi dotychczas relacje nie były dobre. I na pewno stworzenie tej koalicji spowodowało, że osoby o poglądach lewicowych, które popierały KO, zaczęły się zastanawiać, czy nie oddać głosu na lewicę. Czyli lewica wróciła do gry, jednocząc się? - Na pewno tak. To przybliża ją do celu strategicznego - jest nim powrót do parlamentu. Bo dopiero wtedy może wejść do wielkiej gry, artykułować postulaty, prezentować je tak samo jak ci, którzy tam są. A czy lewica może podebrać jakichś wyborców partii rządzącej? - To mało prawdopodobne przy tak krótkiej kampanii wyborczej. Do tego elektorat partii rządzącej jest konsekwentnie socjalizowany przez media publiczne, tak że staje się bardziej jednolity. Z drugiej strony internet, który teoretycznie powinien być obszarem swobody, w dużym stopniu kontroluje partia rządząca. Ta agenda jest po prostu narzucona. Dziennikarze również w tej grze uczestniczą, bo poddają się tej logice. PiS rozdaje karty? - Cały czas. Dane dotyczące zakresu ekspozycji medialnej poszczególnych liderów pokazują, że w przestrzeni medialnej partia rządząca ma większe atuty niż opozycja. A na, ogólnie mówiąc, ulicy? - Mamy ciekawą sytuację. Otóż dane GUS pokazują, że od II wojny światowej ok. 15 mln osób nadal mieszka na wsi, mimo że mieliśmy znaczący awans społeczny w latach 50. i 60. Ci ludzie są inni od miastowych? - Istnieje komponent wiejskiego rodzaju życia. PiS jest partią ludową, która czerpie siłę wyborczą i legitymizację głównie z tego, co się dzieje na poziomie obszarów wiejskich. Politycy tej partii próbują to przełamać poprzez działania wizerunkowe czy redystrybucyjne, ale w dużych miastach przegrywają. Czy można dotrzeć do elektoratu PiS? - Jedyny sposób to kampania bezpośrednia, rozmowa, konfrontowanie się z osobami, które mają odmienne poglądy. No i próba tworzenia alternatywnych kanałów komunikacji z osobami czerpiącymi główną wiedzę na temat polityki z mediów publicznych. Musimy także wiedzieć, że istotnym elementem elektoratu pisowskiego są osoby, które całkowicie świadomie głosują na tę partię z przyczyn ekonomicznych. Dopóki otrzymuję określone świadczenie, dopóty głosuję. I jeszcze jedno - elektorat PiS charakteryzuje się wyższym stopniem optymizmu. Poczucie dumy z tego, co robią liderzy tej partii, jest wyższe niż w przypadku partii opozycyjnych. Jest tam też żywe przekonanie o wyższości moralnej. Choć obecne wydarzenia pokazują, że partia rządząca to traci. Co jest trzonem poglądów wyborców lewicowych? Poglądy dotyczące Kościoła i jego roli w państwie, na temat PRL, Unii Europejskiej, spraw socjalnych? Co okazuje się najistotniejsze? - Na pewno jest to elektorat miejski. Propaństwowy. Lekko antyklerykalny. Impulsy socjalne nie mają dla niego dużego znaczenia, bo są to jednak osoby, które poradziły sobie w rzeczywistości kapitalistycznej. Albo są pracownikami sektora publicznego lub emerytami. Ważny jest też dla nich sposób uprawiania polityki. To znaczy? - W Polsce mamy, ogólnie mówiąc, dwie wizje prowadzenia polityki. Jedną opartą na walce, na szukaniu przeciwnika i drugą - opartą na kompromisie, dialogu, poszanowaniu różnic. Ludzie lewicy wybierają tę drugą. Gorszą ich awantury. Dlatego tym bardziej doceniłbym tych, którzy nie boją się lewicowych poglądów artykułować. Bo artykułowanie w Polsce poglądów na lewo od centrum wymaga obecnie odwagi. Marsze równości pomagają lewicy? - Pokazują, że istnieje pewien potencjał oporu, bo z jednej strony mamy obóz konserwatywny, a z drugiej kraj, który pod względem obyczajowym się zmienia, i to wyraźnie. Maleje liczba dzieci uczestniczących w zajęciach z religii, mamy rosnący odsetek dzieci urodzonych i wychowywanych w związkach pozamałżeńskich, coraz większą rolę odgrywają powtórne małżeństwa i rodziny patchworkowe. Poza tym przed społeczeństwem stoi fundamentalne pytanie: jak realizować podmiotowość w życiu społecznym? Można to robić w dwóch formułach - jako konsument i jako obywatel. PiS pokazuje, że lepiej być konsumentem. Lewica natomiast pokazuje to drugie - bycie obywatelem jest o wiele ważniejsze. W organizacjach pozarządowych silniejsza jest prawica! - Te organizacje są bardzo różne, mają różny profil działalności. Niewątpliwie fakt, że prawica od wielu lat konsekwentnie prowadzi politykę historyczną, spowodował, że potrafiła wokół siebie stworzyć wianuszek rozmaitych organizacji. Także aktywność IPN jest istotna. A lewica nie potrafiła. - Jej problemem jest to, że 18-latków, którzy mają poglądy lewicowe, jest dwukrotnie mniej niż tych o poglądach prawicowych. Wzorzec prawicowości ma lepsze warunki strukturalne do funkcjonowania w sferze publicznej. Poza tym lewica po prostu nie ma wystarczająco dużych zasobów. Ani organizacyjnych, ani finansowych. To, zdaje się, jest także poza horyzontem myślenia jej liderów, bo wymaga strategii bardziej długoplanowej niż jeden czy dwa cykle wyborcze. Na czym więc powinni się skupić? - Pole gry dla lewicy jest otwarte, obejmuje kwestie służby zdrowia, edukacji, klimatu, pozycji związków zawodowych, rynku pracy, a także relacje między państwem a Kościołem. To formacja inteligentów, a nie partia robotnicza.- Obecna sytuacja lewicy politycznej trochę przypomina tę sprzed stu lat. Należy znowu prowadzić pracę organiczną i u podstaw. Jednocześnie warunki są już inne: sposoby komunikacji, długość życia, przemiany demograficzne, style życia. To jest rozpaczliwe - zbieramy nisze i z kawałków próbujemy coś zszyć, żeby miało kilkanaście procent. I to się nie rozsypie? - Podziały między podmiotami, które tworzą lewicę, i to, jak te formacje kiedyś do siebie podchodziły, były przez media wyolbrzymiane. Na poziomie życia codziennego te różnice takiej dużej roli nie odgrywają. Więcej tych wyborców jednoczy, niż dzieli? - Osoby o poglądach lewicowych mają niewątpliwie krytyczny stosunek do tego, co się dzieje w Polsce. Ten poziom krytycyzmu jest większy niż u osób o poglądach centrowych. Poza tym są to jednak osoby charakteryzujące się nastawieniem antyklerykalnym, ale nie antyreligijnym. Akceptują Kościół jako instytucję życia społecznego, natomiast chcą, aby różnego rodzaju skandale były wyjaśniane. A zwolennicy SLD? - Tam stopień lojalności jest dosyć wysoki. Nie ma więc kwestii jego utrzymania, ważniejsza jest kwestia zmobilizowania wyborców. Żeby chcieli zagłosować i poszli do lokali. Robert Walenciak