Na warszawskich Bielanach rozpędzone bmw wjeżdża z ogromną prędkością na przejście dla pieszych - zabija mężczyznę, ten w ostatniej chwili odpycha żonę i dziecko w wózku, co ratuje im życie. Miesiąc później w Poznaniu przechodzącą na zielonym świetle ośmiolatkę potrąca prowadzony przez kobietę ford. Dziewczynka umiera na oczach matki. Wypadki z udziałem dzieci czy młodych osób przyciągają uwagę mediów, ale w cieniu zostają setki innych pieszych, którzy co roku giną na polskich drogach. W 2019 r. (dane z 2 grudnia) zginęło ich 656, w 2018 r. - aż 803. Na samych przejściach w tym roku zdarzyły się 2864 wypadki - o 210 mniej niż rok temu. Zginęło w nich 190 pieszych - o 31 mniej niż przed rokiem. - Możemy powiedzieć, że jest pewna poprawa. Ale obserwujemy ją dopiero od połowy roku. Wcześniej statystyki były załamujące - mówi podinsp. Radosław Kobryś z Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji. Wypadki na przejściach stały się powodem kolejnej publicznej debaty na temat bezpieczeństwa pieszych. Pod koniec listopada powołany został parlamentarny zespół ds. bezpieczeństwa ruchu drogowego, w którego skład weszli posłowie Lewicy (przewodniczącą zespołu jest Agnieszka Dziemianowicz-Bąk), Koalicji Obywatelskiej oraz PSL-Kukiz'15. Ma on pracować m.in. nad kwestią praw pieszych, możliwością instalacji radarów przez gminy czy zwiększeniem wysokości mandatów. W Sejmie czeka też projekt poselski przygotowany przez KO, zmieniający Prawo o ruchu drogowym. Jego głównym założeniem jest przyznanie pierwszeństwa pieszym oczekującym na wejście na pasy. Zmiany w tej kwestii zapowiedział również w expose premier Morawiecki. To oni są winni Tymczasem w mediach społecznościowych larum. Kierowcy pukają się w czoło i twierdzą, że to piesi zachowują się nieodpowiedzialnie. Zmiana przepisów jeszcze pogorszy sprawę i zwiększy liczbę zabitych pieszych, którzy "już zupełnie przestaną uważać". "Inicjatywa, która przyniesie śmierć", pisze na Facebooku pewien "doświadczony kierowca". "Po prostu przybędzie klientów firm pogrzebowych", stwierdza kolejny. Jak będzie naprawdę? O opinię na temat proponowanych zmian pytam podinsp. Radosława Kobrysia. - Jeszcze nie widziałem projektu, natomiast kilka lat temu podobny pomysł był brany pod uwagę - mówi. - Prace nad nim były już zaawansowane, proponowane przepisy nie ujrzały jednak światła dziennego. My jako policjanci egzekwujemy przepisy, nie oceniamy ich. Ale wiem, że np. w Norwegii piesi oczekujący na możliwość wejścia na pasy mają pierwszeństwo. I kierowcy - w tym Polacy - jakoś sobie radzą. Uważam, że podejście tych, którzy sugerują, że po zmianie przepisów piesi będą ginąć jeszcze częściej, jest raczej nieprzemyślane. Dlaczego? Policyjny ekspert zaczyna od przypomnienia, że obecnie pieszy musi zachować szczególną ostrożność, kiedy chce przejść przez jezdnię, podobnie jak kierujący, gdy zbliża się do przejścia dla pieszych. Zadaje mi też małą zagadkę: - Proszę sobie wyobrazić, że zbliża się pani, jako kierująca, do przejścia dla pieszych. Czy jest tam jakikolwiek znak nakazujący zmniejszenie prędkości? Odpowiadam - jak się okazuje, błędnie - że nie, jest jedynie znak informujący mnie o przejściu dla pieszych. Dodaję, że mimo braku ograniczenia prędkości i tak zwalniam i upewniam się, że nikt nie podchodzi do przejścia. - No i taka jest właśnie wiedza kierujących - podsumowuje ekspert. - Tymczasem przepis, który dotyczy informacyjnego znaku drogowego o przejściu dla pieszych, wprost obliguje do zmniejszenia prędkości. To wynika z rozporządzenia w sprawie znaków i sygnałów drogowych. Ale kto o tym wie? Zdaniem podinsp. Kobrysia planowane zmiany mogą więc wywołać skutek odmienny od tego, którego obawiają się "doświadczeni kierowcy". - Sądzę, że dzięki nowym przepisom będą jeszcze bardziej czujni - albo raczej zaczną być czujni w okolicy przejść dla pieszych. W internetowych dyskusjach pojawiają się jednak argumenty, że istnieją takie przejścia dla pieszych, gdzie widoczność jest ograniczona. Przykład, który znalazłam na Facebooku: zebra na skrzyżowaniu, przy którym dość blisko jezdni stoją budynki. Jeśli pieszy wyjdzie zza nich i od razu wkroczy na pasy, kierujący nie będą mieli dość czasu na reakcję. Co na to ekspert? - Być może - bo jeszcze tego nie wiemy - nowe przepisy będą tak skonstruowane, że pieszy przed jezdnią będzie musiał się zatrzymać - odpowiada podinsp. Kobryś. - Co więcej, pieszego nikt nie zwolni z obowiązku zachowania ostrożności na drodze i ograniczonego zaufania do innych użytkowników dróg, o czym mówią art. 3 i 4 Prawa o ruchu drogowym. Obecne przepisy też nie zezwalają na wchodzenie bezpośrednio przed pojazd i przypuszczam, że nikt nie planuje ich zmienić. Dyskutuje się raczej o zmianie, w której pieszy będzie miał pierwszeństwo - powiedzmy - kiedy będzie blisko krawężnika. Dodam, że to dobrze, że istnieją kierowcy - i oby było ich jak najwięcej - którzy w ogóle zauważają takie problematyczne miejsca, bo można się spodziewać, że choć teraz nie chcą zmian, i tak będą przed przejściami zachowywać szczególną ostrożność. To samo przecież musimy robić, gdy np. zbliżamy się do przejścia dla pieszych w pobliżu przystanku i wiemy, że zza stojącego autobusu czy tramwaju mogą wyjść przechodnie. Dlatego jeszcze raz - planowane przepisy nie mogą wyłączyć zdrowego rozsądku. Nie demonizowałbym ich więc już teraz, bo szczegóły mogą zaważyć na tym, jakie to prawo będzie. I rzeczywiście - w projekcie, który znalazł się w Sejmie, mowa jest o tym, że kierowca ma obowiązek ustąpić pierwszeństwa pieszemu oczekującemu na możliwość wejścia na pasy, ale również o tym, że pieszy musi zachować szczególną ostrożność, ma się zatrzymać i upewnić, że kierujący pojazdem ustępuje mu pierwszeństwa.