Oto historia o tym, jak w Wielki Piątek, będący jednocześnie 10. rocznicą katastrofy smoleńskiej, podczas największej od 100 lat pandemii prowadzącej do krachu gospodarczego, miesiąc przed wyborami prezydenckimi, dochodzi do radioaktywnego pożaru w Czarnobylu. Brzmi nieźle? Jak pomysł na bestseller? Być może ktoś się zainspiruje, bo autor tej internetowej anegdoty, Jakub Sieczko, jest lekarzem i chyba nie ma czasu chwytać za pióro. Bo żyjemy w ciekawych czasach. Rzeczywistość dostarcza tematów, których nie wymyśliliby najlepsi autorzy. Nic, tylko pisać. Toteż literaci, zarówno ci uznani, jak i początkujący, lepiej lub gorzej, ale piszą. Do łask wróciło prowadzenie diariusza. "Dziennik z czasów zarazy" - to popularna fraza w mediach społecznościowych, bo właśnie w tej przestrzeni publikowane są zapiski. Profesjonaliści wybierają różne strategie: są narracje zażarcie polityczne, opisy stanu wewnętrznego, a także recenzje filmów, seriali i książek. Kaczyński bohaterem literackim Manuela Gretkowska, pisarka, scenarzystka i działaczka społeczna, w swoim dzienniku zarazy ostro krytykuje rządzących. Dostaje się Dudzie, Kaczyńskiemu, Morawieckiemu i pomniejszym politykom PiS. O absurdzie wyborów prezydenckich w trakcie epidemii pisze bez ogródek: "My jesteśmy bydłem wyborczym, które chcą zagnać do ubojni politycznej. Nigdy "urna" nie miała tak dwuznacznej wymowy. Wmówi się seniorom, że są bohaterami głosującymi za pisowską Polską. PiS doszedł do władzy po trupach smoleńskich i dorwie się do niej po zmarłych na zarazę. Dwie - zdrowotna i polityczna - zarazy naraz, Polska to przeżyje?". Nad prezesem pastwi się z taką swobodą, że łezka w oku się kręci: "Kaczyński nie mógł sobie odmówić w 10. rocznicę Smoleńska przyjemności paradowania z wieńcem w licznej asyście. Tak zachowuje się narodowa relikwia, trup narodowy. Może chodzić bez maski, rękawiczek, trzymania odległości. On już niczym się nie zarazi (wszystkim z Nowogrodzkiej zrobiono testy), bo nie ma w nim żadnego życia, ludzkich odruchów po śmierci brata". W podobnym tonie, choć bez takiego pazura, swoje obserwacje na Facebooku publikuje Andrzej Saramonowicz - dramaturg i scenarzysta, autor powieści "Pokraj". Wpisy, które są analizą medialnych doniesień, opatruje tytułem ZMAŁPYCHWSTANIE. "Jak to jest, że w 2021 r. będzie można zorganizować igrzyska olimpijskie w Tokio i mistrzostwa Europy w piłce nożnej w 20 miastach europejskich, po których będą śmigać setki tysięcy kibiców, ale nie da się zorganizować bezpiecznie wyborów w Polsce? A może to rząd Polski ma jakieś lepsze dane, ale z niewiadomych powodów nie chce się nimi podzielić z MKOl i UEFA, narażając tylu niedoinformowanych ludzi na niebezpieczeństwo? Jak długo można pozwalać politykom na bajdurzenie głupot i odnoszenie się do nich z powagą, która nie przystoi ludziom myślącym?", pyta autor. Eufemistycznie mówiąc, Saramonowicz nie darzy rządu szczególną miłością. Kaczyńskiego i jego polityczne podnóżki krytykuje od dawna, jednak nieudolność władzy z ostatnich tygodni dostarcza świeżych inspiracji. Abyśmy też nie zapomnieli, w jakim kraju przyszło nam żyć, chorować i tracić pracę, Saramonowicz wrócił do publikowania wiersza Wiktora Woroszylskiego o prostym, ale wymownym tytule "Państwa faszystowskie". Swego czasu robił to codziennie. Dalej od polityki jest Bartosz Żurawiecki, krytyk filmowy, autor powieści "Trzech panów w łóżku, nie licząc kota". U Żurawieckiego rządzą absurd, groteska i gejowskie impresje: "Wprowadzili przepis, że członkowie rodziny muszą zachować do ciebie dystans co najmniej dwóch metrów. Boże! Czekałem na to całe życie! Poza tym w sklepach ustalili specjalne godziny tylko dla gejów, żeby mogli swobodnie kupować towary. Niezwłocznie pobiegłem do Biedry. Jedyny wymóg jest taki, że trzeba najpierw rozebrać się do naga i zdezynfekować całe ciało. Drobiazg! Personel bił mi brawo, gdy schylałem się po mydło. Z godzinę chodziłem po sklepie i nie mogłem się zdecydować - kupić Grześka czy Pawełka? W końcu wziąłem obu. Osłodzą mi życie eremity". W innym miejscu można przeczytać: "W Biedronce przecenili tulipany z 7,99 na 2,99 zł za bukiet. Nie wiem, co o tym myśleć. Kupiłem 50 bukietów. Będę miał co jeść, jak się skończy tofu bezglutenowe". Izolacja po angielsku O ile Saramonowiczowi czy Żurawieckiemu bliżej do królów jednego tweeta, o tyle dziennik Wioletty Grzegorzewskiej, autorki "Stancji" i "Guguł", to całkiem udana literacka korespondencja z Wysp o trudach, złudzeniach i marzeniach czasu epidemii. "- Pobawmy się w 'świat bez pandemii' - zagaduje mnie Julka w czasie spaceru. - Dobra, więc wyobraź sobie, że idziemy na basen. - Wolałabym na lody. - No to idziemy do tamtej lodziarni na starym rynku. Bierzemy po trzy gałki. Jakie smaki wybierasz? - Czekoladowy, śmietankowy i... malinowy. A ty? - Ja to może rumowe z rodzynkami. - Ble. - Spogląda na biały budynek teatru. - A co to znaczy 'Waiting for Godot'? - pyta, pokazując plakat. - To taka sztuka Irlandczyka. - Nazywał się Godot? - Nie, nazywał się Beckett. W tej sztuce dwaj bezdomni włóczędzy czekają na coś, co nigdy nie nastąpi. - To prawie tak jak my". W innym miejscu pisarka pozwala sobie na liryczność, opis czasów epidemii w dobrym literackim stylu: "W litewskim sklepiku na starym mieście w Hastings kupiłam czarny, słodkawy chleb i pachnący miodem susz z nagietka (wyobrażając sobie, że pochodzi z fikcyjnej, ale jednak litewskiej, doliny Issy), a u Arabów herbatę z kardamonem. Dochodzę do siebie po wielu dniach zamroczonych gorączką. Jestem osłabiona. Zamiast oglądać Netflixa czy pisać obiecaną książkę dla dzieci, wsłuchuję się od świtu w szum fal albo obserwuję przez okno spacerowiczów. Ludzie biegają, robią zdjęcia, układają z kamieni przyrzeczenia, odliczają jak Robinson patykiem na piasku kolejne dni lockdownu. Niektórzy leżą na kamienistej plaży po kilka godzin, wypatrują statków, które teraz nie kursują, gapią się na mewy, rozkwitające na rabatach tulipany, płynące chmury; czytają książki. Mijamy się z niepewnym uśmiechem. Jest duszno i upalnie. Prawie nikt nie nosi maski nad morzem. Mała dziewczynka ustawia na ławce przy deptaku plastikowe figurki, a potem podnosi jasną głowę i woła po angielsku do mamy: - Czy ten wirus zmieni nas w animalsy?". Literatura epoki COVID-19 to nie tylko dzienniki. Łukasz Orbitowski ("Inna dusza" czy "Szczęśliwa ziemia") i Szczepan Twardoch ("Morfina", "Król", "Królestwo") stworzyli literacki duet. Poczytni autorzy wpadli na pomysł, by naprzemiennie publikować w internecie powieść detektywistyczną w odcinkach. Przygody detektywa Zdzisława Zarazka to humorystyczna opowieść improwizowana na bieżąco, codziennie. Jak podają na stronie powieści (www.nazarazezarazek.pl) autorzy: "Piszemy ją na zmianę. Nie ustalamy niczego z wyprzedzeniem, zaskakujemy siebie nawzajem tak samo, jak chcemy zaskakiwać i bawić czytelników, samemu również bawiąc się pisaniem". Pisarska akcja ma też cel charytatywny. Autorzy zachęcają do wpłat na pomoc m.in. lekarzom. O to, aby czytelnikom było lżej w czasie przymusowej izolacji, dba Wojciech Chmielarz, autor powieści kryminalnych, publikując w odcinkach powieść "Prosta sprawa". Chmielarz wrzuca fragment pisany na gorąco i... pozostaje otwarty na sugestie, pomysły czytelników. Jak sam zastrzega, nie ma planu książki, pisze bez redakcji, spontanicznie. "Na spotkaniach wielokrotnie mówiłem, że mam ochotę napisać taką prostą sensację. Westernową. O facecie, który przyjeżdża do miasteczka, zabija wszystkich złych i wyjeżdża. Ale jakoś nie potrafiłem się do tego zabrać. A wczoraj sobie pomyślałem: a może by teraz spróbować?", tłumaczył Chmielarz na FB 13 marca. Jego powieści można także słuchać w wersji audio. Gryzipiórek w Zoomie W ostatnich latach pisarze chętnie występowali na żywo. Targi książki, spotkania autorskie, premiery... W czasie społecznej kwarantanny imprezy z autorami przeniosły się do internetu. Literackie rendez-vous w sieci organizują wydawnictwa i stowarzyszenia książkowe. Unia Literacka zaprasza na codzienne spotkania online ze swoimi pisarzami, nazwane wdzięcznie "UL z książkami". Podobnie działa agencja autorska Opowieści, gdzie obok pisarzy zapraszani są twórcy z innych dziedzin. Jak to wygląda w praktyce? Spotkania wypadają różnie. Pisarze to nie korporacyjne zwierzęta i nie zawsze w Zoomie czy innym Skypie sobie radzą. Ale lepsze to niż nic. Za pióro, a raczej klawiaturę, chwycili liczni amatorzy. Chociaż można się spodziewać, że najbardziej groteskowa postać woli mocy - jak kiedyś grafomanię opisał Milan Kundera - rozkwitnie podczas kwarantanny, to kto wie, czy pośród tego słownego popiołu nie zalśni diament.