"Wiem jednak, że człowiek ten został zlikwidowany przez Oddział II, a rozpuszczony w kwasie solnym dla zatarcia śladów zbrodni" - zeznał po wojnie ppłk Józef Skrzydlewski. Podobne "wspomnienia" miały posłużyć UB do pogrążenia sanacyjnych naukowców. Ppłk Skrzydlewski zdradził bezpiece to, na co liczyła najbardziej. Gdy wiceprokurator wojewódzki Miłosz Chmiel zapytał go o specjalne środki narkotyczne wytwarzane przez dr. Krzewińskiego, padły słowa, które planowano wykorzystać do oskarżenia pracowników polskiego wywiadu o prowadzenie zbrodniczej działalności przeciwko komunistom: "Stwierdzam jednak, że zastrzyków tych urzywano [błąd ortograficzny znalazł się w treści oryginalnego protokołu - przyp. autora] przeciw osobom podejrzanym o powiązania ze Zw. Radzieckim lub Komunistyczną Partią Polski. Świadczy o tem to, że najczęściej były stosowane w Samodzielnych Referatach Informacyjnych, których działalność obejmowała wschodnie tereny kraju". W toku śledztwa prowadzonego w latach 1951-1953 przez Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego ustalono, że przedwojenni naukowcy pracujący w Samodzielnym Referacie Technicznym Oddziału II prowadzili testy biologiczne na ludziach, na których ciążyły wyroki śmierci. Skrzydlewski pełnił w tym procederze niebagatelną rolę - dostarczał "obiekty badawcze" do Twierdzy Brzeskiej nad Bugiem, gdzie wybudowano specjalną komorę eksperymentalną. W ostatniej części cyklu "Bakterie made in Poland" prezentujemy sensacyjne zeznania osób zaangażowanych w przedwojenne badania nad bronią biologiczną. W tekście pominęliśmy zeznania szefa pracowni bakteriologicznej SRT, dr. Jana Golby, o których pisaliśmy w poprzednim artykule. Skruszony lekarz Jednym z głównych bakteriologów przedwojennego polskiego wywiadu był dr med. Józef Alfons Ostrowski. W trakcie przesłuchania przyznał, że podawał więźniom kanapki z szynką i pasztetem, do których aplikował wcześniej jad kiełbasiany. Zwłoki ofiar wrzucał do rzeki Prypeć przy granicy z ZSRR. Zapewne po to, aby Sowieci myśleli, że zostali rozstrzelani przez polską straż graniczną, przy próbie nielegalnej przeprawy na terytorium II RP. To ryzykowne rozwiązanie zostało później zastąpione rozpuszczaniem ciał w roztworze kwasowym. Wedle protokołów UB Ostrowski łudził się, że po złożeniu zeznań komuniści zrezygnują z politycznego procesu. "Wyrażał zdanie, że on sam przyszedł już do siebie po strasznym momencie aresztowania, już nie jest »zszokowany«. Radził się mnie i pytał, czy jest możliwość, aby po śledztwie sprawy w ogóle nie było. Bardzo by sobie tego życzył bo jako lekarz miałby karierę skończoną (...) - Odpowiedziałem, że to nie wykluczone, może on być tylko świadkiem lub może to będzie tylko cicha sprawa" - czytamy w raporcie oficera śledczego. Wbrew zapewnieniom, które funkcjonariusz złożył Ostrowskiemu, Bolesław Bierut nie miał zamiaru wyciszać tej sprawy, ani go ułaskawiać. Dla komunistycznej propagandy "zbrodnicza działalność sanacji" była bowiem zbyt cenna. Szczególnie że z wypowiedzi Ostrowskiego wynikało, że tajnych laboratoriów, w których mogły być prowadzone eksperymenty na ludziach, powstało na terenie II RP znacznie więcej, niż szacowała bezpieka. W okolicach 1936 roku jego przełożony, dr Jan Golba, udał się do Lwowa na spotkanie z wybitnym polskim bakteriologiem dr. Fejglem. Celem wizyty miało być omówienie kwestii związanych z pracowniami bakteriologicznymi w Równem, Łucku, Tarnopolu i innych miejscowościach na wschodzie kraju. Zważywszy na fakt, że naukowcy robili testy głównie na sowieckich szpiegach, pracownie te musiały być dla polskiego wywiadu kluczowe (co sugerował także wspomniany wcześniej ppłk Skrzydlewski). Trzy lata wcześniej Ostrowski sam udał się do dwóch takich placówek, gdzie przeprowadził eksperyment z jadem kiełbasianym. "W Łuńcu na placówce KOP-u [Korpusu Ochrony Pogranicza - przyp. autora] pokazano mi człowieka lat około 40, narodowości rosyjskiej, średniego wzrostu, bruneta, typ inteligenta. Człowiekowi temu podałem toksynę botulinową, zmieszaną z kiszką pasztetową rozsmarowaną na bułce" - zeznał. Mężczyzna zmarł po dwóch dniach. Bakterie w proszku Kolejną z przesłuchiwanych była biolog Janina Gebarska-Mierzwińska, której główne zadanie w SRT polegało na ustaleniu najlepszej pożywki uzjadliwiającej jad kiełbasiany. "W wyniku szeregu prac, rezultaty, których były jej sygnalizowane przez dr. Golbę i dr. Ostrowskiego, Mierzwińska ustaliła, że jak najlepszą pożywką, dającą najbardziej zjadliwą toksynę botulinową okazał się bulion z mięsa wołowego odtłuszczonego, wątroba wieprzowa, sól w stosunku 0,5 proc., pepton w ilości 1 proc. i alkalizacja przy pomocy ługu sodowego" - zapisano w raporcie UB. Gebarska-Mierzwińska przekazywała pożywki z toksyną dr. Ostrowskiemu, a ten wysyłał je w postaci wysuszonego proszku dr. Golbie. Sproszkowaną toksynę umieszczano następnie w specjalnym pokoju pancernym. Naukowcy pracowni prowadzili ponadto czterodniowe szkolenia dla oficerów wywiadu z przechowywania bakterii. Jednorazowa grupa kursantów składała się z 10 do 12 osób. "Kurs rozpoczynał się od zapoznania uczestników z wymaganiami poszczególnych bakterii. W tym celu pod moim kierownictwem kursanci przygotowywali zasadnicze pożywki, uczyli się przesiewów, a następnie obserwowali wzrost i zachowanie bakterii na poszczególnych pożywkach, co miało im ułatwić diagnozę", zeznała biolog. Obiektem badań Gebarskiej-Mierzwińskiej były również bakterie paratyfusu. Biolog miała utrzymywać całą kolekcję niebezpiecznych szczepów, z których "doświadczalnie wybierała najbardziej zjadliwe celem dalszych badań". Mikroby hodowała w bulionach, na pożywce z krwią, w mleku i na kiszonej kapuście. Najbardziej zjadliwe wysuszała, po czym dostarczała Golbie w postaci jasnokremowego proszku. Zwiększoną produkcję bakterii tyfusowych Gebarska-Mierzwińska rozpoczęła tuż przed wybuchem wojny, w połowie 1939 roku. Prace prowadziła do 4 września, gdy personel pracowni bakteriologicznej zaczął szykować się do ewakuacji do Rumunii. W trakcie śledztwa biolog zeznała, że celem badań nad groźnymi bakteriami była produkcja środków materialnych, mających zastosowanie w prowadzeniu dywersji zespołowej i indywidualnej oraz "szpiegostwa na terenie Związku Radzieckiego, jak również mających zastosowanie w walce z elementami rewolucyjnymi w Polsce". Oprócz tego Gebarska-Mierzwińska wspominała, że dr Golba utrzymywał kontakty z dr. Marstenem i dr. Zienkiewiczem z działu III Instytutu Przeciwgazowego w Warszawie. Śledczym z UB udało się ustalić, że znajdowało się tam tajne laboratorium, w którym również prowadzono badania nad toksynami wytwarzanymi przez zarazki. Z kolei Ostrowski tak wspominał współpracę pomiędzy SRT i Instytutem: "Golba często bywał u ówczesnego kierownika Instytutu Przeciwgazowego ppłk. Berczowskiego oraz u Marata.(...) Szczegółów ich rozmów i przeprowadzanych doświadczeń nie znam. Nie ulega jednak dla mnie wątpliwości, że współpraca ich była na odcinku zagadnień przygotowania wojny gazowej i bakteriologicznej ze Zw. Radzieckim". Śmiercionośne wynalazki Kluczową rolę w badaniach prowadzonych przez Samodzielny Referat Techniczny odgrywał także szef pracowni mechanicznej Jan Kobus. Jego główne zadanie polegało na produkcji urządzeń wykorzystywanych w doświadczeniach Golby i Ostrowskiego. Wedle dokumentów bezpieki Kobus zamontował na podwoziu samochodu specjalny kompresor, który miał rozpylać w Warszawie niegroźne dla życia i zdrowia bakterie. Śledczy uznał jednak, że mikroby były niebezpieczne, toteż napisał w raporcie, że polscy naukowcy przeprowadzili zbrodniczy eksperyment, mogący zabić przypadkowych mieszkańców stolicy. Innym zadaniem zespołu Kobusa był montaż specjalnej komory ciśnieniowej, w której umieszczano ofiary przetrzymywane w areszcie Twierdzy Brzeskiej nad Bugiem. Do środka dr Golba miał wtłaczać zawiesinę tyfusu. Oprócz tego szef pracowni mechanicznej zlecił zamontowanie rury ołowiowej przy wannie, w której przetrzymywano zwłoki. Do wanny wlewano mieszaninę kwasu solnego i siarkowego, a to, co w niej pozostało, wylewano rurą do wykopanego dołu. Ppłk Skrzydlewski tak oto opisywał jedną ze swoich wizyt w areszcie brzeskim: "Po krótkim czasie Golba powrócił z łazienki oświadczając, że nie nastąpił całkowity rozkład zwłok poddanych działaniu kwasu, gdyż w wannie pozostały jeszcze kości ludzkie. Golba opowiadał mi, że człowiek którego zwłoki znajdowały się w wannie (...), został uśmiercony przez podanie mu kanapki z mięsem, którą uprzednio nasycono jadem kiełbasianym (...). Nazwiska człowieka uśmierconego w ten sposób nie znałem. Wiem jednak, że człowiek ten został zlikwidowany przez Oddział II, a rozpuszczony w kwasie solnym dla zatarcia śladów zbrodni". Działalność przedwojennych bakteriologów - w szczególności sugestie, że mikroby miały służyć zwalczaniu komunistycznej opozycji - powodowała, że Bierut przewidywał dla nich najwyższy wymiar kary. Ze względu na silne naciski ze strony Moskwy pracownicy SRT uniknęli jednak pokazowego procesu i szubienic. Ostrowskiego i Golbę skazano na 13 lat pozbawienia wolności, Gebarską-Mierzwińską na 7, a Kobusa na 4. Wyroki skrócono następnie o połowę, powołując się na ustawę o amnestii z 22 lutego 1947 roku. * Artykuł powstał w oparciu o materiały Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, znajdujące się w zbiorach Instytutu Pamięci Narodowej Autor: Adam Gaafar Dziennikarz i publicysta historyczny. Specjalizuje się w tematach związanych z dziejami propagandy politycznej i II wojną światową.