Chodzi o zapisy tak zwanej umowy prywatyzacyjnej podpisanej z konsorcjum składającym się z portugalskiej firmy Eureko i BIG Banku Gdańskiego. Inwestor strategiczny kupił jedną trzecią udziałów w PZU, ale mimo to umowa podpisana przez Skarb Państwa dawała mu prawo do obsadzenia połowy miejsc w radzie nadzorczej i konsultowania kandydata na szefa tej rady. Prokuratura chce sprawdzić czy w tej sprawie urzędnicy reprezentujący państwo podejmowali "racjonalne decyzje". To nie jedyna sprawa dotyczącą prywatyzacji PZU prowadzona przez prokuraturę w Warszawie. Toczy się w niej też kilka innych postępowań wyjaśniających. Między innymi o rzekome założenie podsłuchów w gabinetach kierownictwa firmy czy utrudniania przejęcia dokumentacji PZU przez nowe kierownictwo Zakładu. Najwyższa Izba Kontroli ujawniła w styczniu raport dotyczący prywatyzacji PZU. Według Izby, winnym całego zamieszania jest były prezes firmy Władysław Jamroży i były minister skarbu Emil Wąsacz. NIK stwierdził, że Jamroży podpisał umowę z Deutsche Bankiem na sprzedaż akcji BIG Banku Gdańskiego należących do PZU, dzień przed podpisaniem przez ministra Skarbu Państwa umowy z konsorcjum Eureko i BIG Banku Gdańskiego na sprzedaż 30 proc. akcji PZU. Jak przyznają przedstawiciele NIK-u, Jamroży miał prawo samodzielnie zawrzeć umowę jednak "krytycznie należy ocenić to, że tej decyzji prezes nie skonsultował z organami statutowymi spółki" - uważa NIK. Najcięższe oskarżenia w raporcie NIK-u padają pod adresem byłego ministra skarbu Emila Wąsacza, który zataił przed rządem informację o tym, że konsorcjum Eureko - Big Banku Gdańskiego za cenę 30 procent akcji PZU uzyskiwało de facto pozycję inwestora strategicznego. Rząd nie wiedział o tym podejmując decyzję o prywatyzacji PZU. Sam Jamroży twierdzi, że transakcja była korzystna spółki, a on sam nie miał obowiązku informowania inwestorów o umowie. - Raport Najwyższej Izby Kontroli dotyczący mojej działalności jako prezesa PZU, nie zawiera wobec mnie żadnych zarzutów prawnych i ekonomicznych - uważa Władysław Jamroży.