Według informacji uzyskanych przez PAP przerwanie prac przez PKW nie oznacza, że przerwane zostaną prace terytorialnych komisji wyborczych - prace przy ustalaniu wyników wyborów mają być kontynuowane. "W związku z wtargnięciem dużej grupy osób do pomieszczeń Kancelarii Prezydenta RP - zajmowanych na potrzeby Państwowej Komisji Wyborczej związane z ustaleniem wyników wyborów - stwarzającym zagrożenie dla bezpieczeństwa pracy PKW, pracowników KBW i dokumentacji wyborczej, Państwowa Komisja Wyborcza postanawia przerwać pracę do czasu usunięcia tego zagrożenia" - podano w uchwale podpisanej przez przewodniczącego PKW Stefana Jaworskiego. Wcześniej Biuro Prasowe PKW informowało, że delegację protestujących zaproszono na rozmowę. Rozmowa ta jednak - według biura - powinna odbyć się w innym pomieszczeniu niż sala konferencyjna. Protestujący utrzymywali, że mogą rozmawiać tylko w obecności mediów. Na miejsce przyjechała policja. "Z informacji, jakimi dysponujemy wynika, że osoby, które jako pierwsze weszły do budynku, zrobiły to na zaproszenie przedstawicieli PKW. Policja do chwili obecnej nie była proszona o jakąkolwiek interwencję w stosunku do konkretnych osób. Jesteśmy na miejscu wyłącznie dlatego, żeby zapewnić bezpieczeństwo osobom zgromadzonym oraz dbać o to, aby nie doszło do naruszenia porządku, a także żeby nie miała miejsca sytuacja, która będzie niepotrzebnie eskalować jakikolwiek konflikt" - powiedział PAP rzecznik komendanta stołecznego policji Mariusz Mrozek. Wtargnięcie protestujących do siedziby PKW negatywnie oceniło PiS, podkreślając, że nawet uzasadniony protest powinien być wyrażany "w ramach przedsięwzięć, które przewiduje system demokratyczny". Zanim grupa protestujących wtargnęła do siedziby PKW przed budynkiem odbył się protest pod hasłem "Stop manipulacjom wyborczym" z udziałem m.in działaczy Ruchu Narodowego, Kongresu Nowej Prawicy i Stowarzyszenia Solidarni 2010. Część protestujących weszło do budynku. Będąca wśród nich Ewa Stankiewicz ze Stowarzyszenia Solidarni 2010 oświadczyła, że w związku z nieprawidłowościami i "gigantycznymi fałszerstwami" dotyczącymi wyborów protestujący żądają natychmiastowej dymisji wszystkich członków PKW. "Przyszliśmy tutaj upomnieć się o to, żeby wszyscy członkowie Państwowej Komisji Wyborczej natychmiast złożyli dymisję i opuścili ten lokal" - powiedziała Stankiewicz. "Jedyne, czego się dopominamy, to żeby w Polsce były uczciwe wybory" - podkreśliła. Po pewnym czasie część przebywających w sali konferencyjnej PKW protestujących podeszła do zamkniętych drzwi wejściowych, by je otworzyć i wpuścić do środka innych. Po zdemontowaniu drzwi do środka weszło kilkanaście kolejnych osób. Następnie przed drzwiami stanęli policjanci, którzy nie wpuszczają nikogo do środka. Do protestu przyłączyli się m.in. Robert Winnicki - jeden z liderów Ruchu Narodowego oraz poseł, polityk KNP Przemysław Wipler, który oświadczył, że protest będzie prowadzony do skutku, czyli do momentu spełnienia żądań protestujących. Wcześniej w czwartek Wipler odebrał protokoły z posiedzeń PKW od początku 2014 roku. Zwrócił się o nie, bo chce się dowiedzieć, jak przygotowywane były tegoroczne wybory. Zapowiedział, że będzie "analizował w oparciu o te dokumenty, czy nie miało miejsce przestępstwo niedopełnienia obowiązków przez członków Państwowej Komisji Wyborczej". Zaznaczył, że informacje na ten temat zamieści w internecie. Oprócz dymisji członków PKW protestujący wysuwali też żądania unieważnienia niedzielnych wyborów samorządowych i powtórzenia ich oraz zmiany obecnego prawa wyborczego. W wydanym w czwartek wieczorem oświadczeniu dla mediów rzecznik prasowy PiS Marcin Mastalerek podkreślił, że partia "zdecydowanie negatywnie ocenia wydarzenia pod siedzibą PKW". "Wtargnięcie do instytucji państwa i jej okupacja nie są rozwiązaniem problemu i mogą tylko pogłębić chaos, który jest związany z przedłużającym się procesem podania wyników wyborów samorządowych" - napisał przedstawiciel PiS. Jak podkreślił, nawet dobre intencje i słuszne obywatelskie niezadowolenie nie mogą być powodem tego rodzaju działań. "Niepokój obywateli, w sytuacji kiedy w uzasadniony sposób została podważona wiarygodność procesu wyborczego, powinien być wyrażany w ramach przedsięwzięć, które przewiduje system demokratyczny" - zaznaczył Mastalerek. W czwartek wieczorem protest przeciwko "fałszerstwom wyborczym" odbył się także w Krakowie. Według policji uczestniczyło w nim ok. 700 osób. Protestujący z biało-czerwonymi flagami przeszli z Rynku Głównego pod budynek, w którym mieści się Wojewódzka Komisja Wyborcza. Podkreślali, że demonstracja ma charakter ponadpartyjny, domagali się unieważnienia wyborów i przeprowadzenia ich ponownie. W proteście uczestniczyli m.in. narodowcy.