Demonstracja przed Sejmem była reakcją na odrzucenie przez Sejm w środę, w pierwszym czytaniu, obywatelskiego projekt komitetu "Ratujmy Kobiety 2017", który zakładał liberalizację obowiązujących przepisów ws. aborcji. Do skierowania tego projektu do prac w sejmowej komisji zabrakło 9 głosów. W głosowaniu w tej sprawie nie wzięło udziału 10 posłów Nowoczesnej. Troje posłów PO: Joanna Fabisiak, Marek Biernacki i Jacek Tomczak głosowało przeciw skierowaniu projektu do komisji, za co zostali wykluczeni z partii. Innych siedemnastu posłów Platformy nie uczestniczyło w środowym głosowaniu. Manifestujący nie szczędzili gorzkich słów pod adresem opozycji parlamentarnej; została ona nazwana "pseudoopozycją" oraz "tchórzami". "Oddaj mandat", "Rząd i opozycja - jedna koalicja" , "Pogonimy" - takie hasła padały pod adresem zarówno polityków obozu rządzącego jak i opozycji. Uczestnicy skandowali też: "opozycja to my". Uczestnicy sobotniej manifestacji przed Sejmem mieli ze sobą transparenty z takimi napisami jak: "Brak legalnej aborcji zabija", "Hańba"; przynieśli także flagi m.in. Partii "Razem" oraz Inicjatywy Polskiej. Wznosili hasła: "Wolną Polskę obronimy, prawa kobiet wywalczymy"; "Nie ma równości bez solidarności". Ze sceny do uczestników przemawiali m.in. przedstawiciele Partii Razem, Inicjatywy Polskiej oraz Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Wicepełnomocniczka komitetu "Ratujmy Kobiety" Anna Karaszewska powiedziała, że nie ma złudzeń, że 10 stycznia, kiedy Sejm odrzucił obywatelski projekt liberalizujący przepisy dot. aborcji, przejdzie do historii jako "dzień hańby". "Odrzucenie projektu 'Ratujmy kobiety' w pierwszym czytaniu, pokazuje dobitnie, że kobiety, których prawa są dzisiaj brutalnie łamane, zostały same. Opozycja parlamentarna zawiodła, jest niewydolna, skupia się na wewnętrznych problemach partyjnych, zamiast realizować swój nadrzędny cel, jaki jest słuchanie obywateli i obywatelek" - powiedziała Karaszewska. Jej zdaniem, opozycja parlamentarna nie była w stanie zmobilizować się, uszanować wysiłku obywateli oraz bronić wizji nowoczesnego państwa. "To był skandal" - oceniła. Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z Partii Razem stwierdziła, że w Sejmie nie ma żadnej partii, która "na serio" traktowałaby prawa kobiet. "I nie ma żadnej różnicy czy dana partia mówi o sobie konserwatywna czy liberalna, czy nazywa się obywatelską czy nowoczesną. Wszystkie partie po raz kolejny pokazały, że za nic mają nasze zdrowie, przyszłość, naszą wolność i nasze życie" - powiedziała Dziemianowicz-Bąk. "Posłowie po raz kolejny zawiedli nas (...). W polskim Sejmie nie ma żadnej partii, która miałaby odwagę stanąć po stronie kobiet, w ławach sejmowych obok prawicowych fanatyków, siedzą zwykłe tchórze" - powiedziała działaczka Partii Razem. Dodała, że kiedy PiS "przepycha przez Sejm kolejny barbarzyński projekt, posłowie PO i Nowoczesnej, boją się własnego cienia". "To tchórze, to ludzie, którzy nie mają elementarnej odwagi, żeby stanąć po stronie setek tysięcy obywatelek" - stwierdziła Dziemianowicz-Bąk. Jak podała PAP Komenda Stołeczna Policji, w kulminacyjnym momencie, w demonstracji przed Sejmem brało udział ok. 800 osób. Sami organizatorzy - jak powiedziała PAP rzeczniczka Partii Razem Dorota Olko - oceniają liczebność zgromadzenia na ok. cztery tysiące osób. Podobne demonstracje jak ta w stolicy odbywały się też w sobotę w innych miastach m.in. w Krakowie. W demonstracji na Rynku Głównym udział wzięło co najmniej 500 osób. Na transparentach trzymanych przez uczestników widniały napisy: "Nie twoja macica, nie twoja decyzja", "Dość pogardy wobec kobiet", "Za godność waszą i naszą". Protest przebiegł spokojnie. Policja nie odnotowała żadnych niepokojących incydentów.