Straż pożarna poinformowała, że w niedzielę po południu formalnie zakończyła się akcja gaśnicza. Pożar trwał od prawie tygodnia. Spłonęło prawie 5,3 tys. ha bagiennych łąk i terenów leśnych w Biebrzańskim PN, który jest największym obszarem chronionym w Polsce. Zawiadomienie w Komendzie Powiatowej Policji w Mońkach złożyła dyrekcja Biebrzańskiego Parku Narodowego. Sprawę przejęła Komenda Wojewódzka Policji w Białymstoku i zebrane dotąd materiały przekazała prokuraturze. Dodał, że byli już przesłuchani pierwsi świadkowie. "Nie tylko Biebrzański Park Narodowy jest tutaj poszkodowanym, ale też osoby prywatne, którym spłonęły łąki" - dodał Tomasz Krupa. Zaznaczył, że kierunek w śledztwie określi prokuratura, gdy zdecyduje o wszczęciu postępowania. Mogło dojść do podpalenia Tomasz Krupa mówi, że kluczowe dla sprawy będzie zasięgnięcie opinii przez biegłych m.in. z zakresu pożarnictwa o przyczynie pożaru. Były wypowiedzi w przestrzeni publicznej, że mogło dojść do podpalenia. "Ale ostatecznie musi się jak zawsze w takich sytuacjach wypowiedzieć biegły z zakresu pożarnictwa" - powiedział Krupa. Dodał, że pewnie będzie również zasięgana opinia dotycząca strat przyrodniczych, które spowodował pożar, ale będzie o tym decydować prokuratura. Marcin Janowski z Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Białymstoku powiedział, że o godz. 17.00 w niedzielę formalnie straż przekazała zarządzanie nad pożarzyskiem dyrekcji parku, akcja zakończyła się. Pytany o ewentualne przyczyny pożaru Janowski mówi, że wiele wskazuje na działanie człowieka. "W takiej sytuacji, przy tej skali pożaru, możemy tylko powiedzieć, że tutaj brał na pewno udział (w powstaniu pożaru) człowiek. Natomiast, czy to było umyślne, czy nieumyślne, czy przypadkowe, przez nieostrożność czy głupotę, to nie jesteśmy (w stanie) tego na chwilę obecną stwierdzić" - powiedział Janowski. Dodał, że na pewno przyczyną pożaru nie były np. wyładowania atmosferyczne czy awaria sieci energetycznej, zwarcie w instalacji elektrycznej, bo na terenie pożaru nie było burzy, nie ma też linii energetycznych. 10 tys. zł nagrody za wskazanie podpalacza Dyrektor Biebrzańskiego PN Andrzej Grygoruk potwierdził w niedzielę, że wyznaczył 10 tys. zł nagrody - jak to określił - "dla tego, kto podpalacza wskaże" i powtórzył, że przyczyną pożaru mogło być podpalenie. "Innej możliwości tutaj nie ma. Ja nie widzę tutaj żadnej innej przyczyny pożaru" - uważa dyrektor parku. Wcześniej była także mowa o tym, że pożar może być skutkiem wypalania traw. Dyrektor poinformował także, że mieszkańcy wsi Kopytkowo w rejonie pożarzyska zgłosili, że na miejsce po pożarze przyjeżdża w niedzielę dużo ludzi, co jest, jak mówi, niebezpieczne ze względu na to, że należy zachować w tym miejscu szczególną ostrożność, jak również ze względu na epidemię koronawirusa. Dyrektor mówi, że poinformował o tym policję i podkreśla, że teren parku na północ od Kopytkowa w kierunku Grzęd jest zamknięty, a chodzi o to, by nie powodować w tym miejscu dodatkowego zagrożenia. "Po tym pożarze nie chcemy, żeby tam się ktoś kręcił, bo ludzie szukają jakiejś sensacji, a tej sensacji po prostu tam nie ma" - powiedział Grygoruk. Zapowiada patrole służb parku i karanie mandatami osób, które próbują wchodzić na teren po pożarze. Dyrektor dodał, że jeżeli ludzie nie będą się do tego stosować, zastanowi się nad wprowadzeniem zakazu wstępu do parku "do odwołania". "Do końca roku zamknę park, jeżeli będzie taka indolencja ludzi"- dodał dyrektor Biebrzańskiego PN.