PK podała, że sprawa została przekazana do Prokuratury Regionalnej w Poznaniu celem wyznaczenia prokuratury, która będzie to postępowanie prowadzić. Rzecznik prasowy poznańskiej prokuratury prok. Jacek Pawlak powiedział w piątek PAP, że decyzją prokuratora regionalnego, materiały zostaną przekazane do Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze. Chodzi o opublikowany przez Wałęsę dokument UOP z 1990 r. - sygnowany jako "tajne" - pismo szefa UOP w Gdańsku Adama Hodysza do ówczesnego szefa UOP Andrzeja Milczanowskiego. Z pisma wynika, że Biuro Studiów MSW kupiło działkę obok posiadłości szefa NSZZ Solidarność w Zdunowicach (woj. pomorskie) do prowadzenia "kontroli operacyjnej" Wałęsy. ABW po przeanalizowaniu sprawy oceniła, że istnieje podejrzenie popełnienia czynu, polegającego na ujawnieniu lub wykorzystaniu wbrew przepisom ustawy informacji niejawnych o klauzuli "tajne" lub "ściśle tajne". We wtorek rzecznik koordynatora ds. służb specjalnych Stanisław Żaryn mówił PAP, że ABW wystąpiła do prokuratora krajowego z wnioskiem o rozważenie wszczęcia w tej sprawie śledztwa. Za czyn ten grozi od 3 miesięcy do 5 lat więzienia. Z ustaleń ABW wynika, że w internecie opublikowano drugi egzemplarz pisma. "Publikowanego egzemplarza nie odnaleziono w archiwach ABW. W Agencji znajduje się egzemplarz 1 dokumentu, który wciąż ma naniesioną klauzulę niejawności na poziomie +tajne+" - wyjaśniał Żaryn. W niedawnym wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Wałęsa mówił, że dokumenty pochodzą "z IPN oraz od dziennikarzy z lat 90". Zapewniał, że ma je legalnie. Zaprzeczył, by były to dokumenty pochodzące z jego teczki, którą wypożyczył w trakcie prezydentury i "oddał zdekompletowaną". W lutym 2016 r., w wyniku przeszukania prokuratorów IPN w domu zmarłego b. szefa komunistycznego MSW gen. Czesława Kiszczaka znaleziono teczki TW "Bolka", którym miał być Lech Wałęsa. W styczniu IPN podał, że z opinii biegłych wynika, że zobowiązanie do współpracy z SB, pokwitowania odbioru pieniędzy oraz przeważającą część doniesień podpisał własnoręcznie Wałęsa. B. prezydent neguje autentyczność dokumentów znalezionych przez IPN u wdowy po Kiszczaku.