Część zabezpieczonych przedmiotów, w tym aparat telefoniczny, posiada zabezpieczenia, których do chwili obecnej nie przełamano - dodała prokuratura. Onet opisał w poniedziałek, że wiceszef MS Łukasz Piebiak utrzymywał w mediach społecznościowych kontakt z kobietą o imieniu Emilia, która miała prowadzić akcje dyskredytujące niektórych sędziów, m.in. szefa Iustitii prof. Krystiana Markiewicza. Działania Emilii miały polegać na anonimowym rozsyłaniu, m.in. do mediów i sędziów, kompromitujących materiałów. Miało się to odbywać za wiedzą wiceministra. Po tych doniesieniach Piebiak podał się do dymisji. PO: Prokuratura zajęła sprzęt już w marcu Podczas czwartkowej konferencji prasowej wiceszef Platformy Obywatelskiej Borys Budka mówił, że na polecenie Prokuratury Regionalnej w Katowicach już w marcu br. został zajęty sprzęt elektroniczny "pani Emilii" i miało to związek z zawiadomieniem, złożonym przez jednego z sędziów "będących w tej słynnej grupie "Kasta"". "Rodzi się więc pytanie czy minister Zbigniew Ziobro nie skłamał wczoraj, mówiąc o tym, że to teraz, kilka dni temu, dowiedział się o tej sprawie" - dodał Budka. Według niego, na nośnikach są m.in. dane dotyczące pracowników MS, "którzy byli w tej słynnej grupie". Platforma Obywatelska, która domaga się dymisji ministra Zbigniewa Ziobro, chce też niezwłocznego podania do publicznej wiadomości wszystkich istotnych informacji, które ma w tej sprawie katowicka prokuratura i ujawnienia czy Ziobro był informowany o szczegółach sprawy. Jak argumentował Budka, wymaga tego interes społeczny. Co bada prokuratura? Prokuratura Regionalna w Katowicach w zamieszczonym na stronie internetowej komunikacie podała, że wszczęte w marcu śledztwo dotyczy "zaistniałego w okresie od czerwca 2018 roku do 11 marca 2019 roku w Gliwicach i Warszawie, uporczywego nękania zawiadamiającego, wzbudzającego u pokrzywdzonego uzasadnione okolicznościami poczucie zagrożenia i istotnie naruszającego jego prywatność". Chodzi przede wszystkim o kierowanie pod jego adresem - podczas kontaktów telefonicznych i za pośrednictwem komunikatorów - "gróźb ujawnienia innym osobom charakteru relacji wiążących go z osobą dopuszczającą się nękania, upublicznienia zdjęć pokrzywdzonego o stricte prywatnym charakterze oraz zdyskredytowania go w inny sposób, a także wielokrotnego ponawiania prób nawiązania kontaktu telefonicznego z pokrzywdzonym, jak też doprowadzenia do bezpośredniego spotkania z nim, wbrew woli pokrzywdzonego, tj. o tzw. przestępstwo stalkingu". Jak dodała prokuratura, ze złożonych przez pokrzywdzonego zeznań wynikało, że osoba, która dysponuje jego intymnymi zdjęciami i zapisem prywatnej korespondencji "groziła ich upublicznieniem, celem zdyskredytowania go w życiu zawodowym i prywatnym, jak również, dzięki możliwości dysponowania takimi zdjęciami i korespondencją, wymuszała na pokrzywdzonym utrzymywanie z nim dalszych kontaktów". W śledztwie przesłuchano w charakterze świadków osoby mogące dysponować istotnymi informacjami dotyczącymi na temat domniemanego stalkingu. Śledczy potwierdzili w komunikacie, że z uwagi na sposób popełnienia przestępstwa, w postępowaniu zabezpieczono m.in. elektroniczne nośniki danych "mogące zawierać informacje mające znaczenie dla przedmiotu postępowania". "Nośniki te poddano następnie stosownym badaniom przez biegłych oraz oględzinom, jednakże w zakresie stricte związanym z przestępstwem, podlegającym badaniu w śledztwie. Nośników tych nie badano w szerszym zakresie" - oświadczył Zespół Prasowy PR. Jak dodał, od osoby, która miała nękać zawiadamiającego zabezpieczono m.in. aparaty telefoniczne oraz inne nośniki elektroniczne, które poddano następnie specjalistycznym badaniom informatycznym w zakresie występku nękania. "Na podstawie opinii biegłych stwierdzono, że część z tych przedmiotów, w tym aparat telefoniczny, posiada zabezpieczenia, których do chwili obecnej nie przełamano, zaś Prokuratura Regionalna w Katowicach nie jest w posiadaniu kodów aktywujących, pozwalających na odczytanie zawartości tych nośników. Stąd nie było możliwe do chwili obecnej, dotarcie do danych zapisanych na wspomnianych nośnikach" - głosi komunikat. "Odnosząc się natomiast do informacji będących przedmiotem przekazów medialnych należy nadmienić, iż nie były one przedmiotem postępowania dowodowego prowadzonego przez prokuraturę, którego zakres został określony w postanowieniu o wszczęciu śledztwa, tj. zachowania polegającego na uporczywym nękaniu (stalkingu) pokrzywdzonego" - oświadczyła prokuratura. Poniedziałkowy tekst Onetu na temat Piebiaka nie był jedyny. We wtorek portal opublikował kolejny artykuł, w którym napisał, że współpracownik Piebiaka, sędzia Jakub Iwaniec, "dostarczał internetowej hejterce Emilii haki na Krystiana Markiewicza, szefa stowarzyszenia Iustitia". "W korespondencji podawał dokładne informacje o dziecku Markiewicza, a także wysyłał telefony jego rzekomej kochanki i jej męża" - podał portal. Rzecznik rządu Piotr Müller poinformował w środę w rozmowie w Rp.pl, że minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro skrócił delegację sędziego Jakuba Iwańca w resorcie. Z kolejnego artykułu opublikowanego w Onecie w środę wynika, że sędzia Konrad Wytrykowski, który jest członkiem Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, wpadł na pomysł akcji wysyłania pocztówek z wulgarnym napisem do I prezes Sądu Najwyższego Małgorzaty Gersdorf. Wytrykowski miał należeć do zamkniętej grupy na komunikatorze Whatsapp o nazwie "Kasta", która wymieniała się pomysłami na oczernianie niektórych sędziów. Według informatorów Onetu, członkami tej grupy mieli też być m.in. niedawny wiceszef MS Łukasz Piebiak, sędzia Jakub Iwaniec, a także Tomasz Szmydt z biura prawnego Krajowej Rady Sądownictwa oraz członkowie KRS: Maciej Nawacki i Jarosław Dudzicz.