"Gazeta Wyborcza" dotarła od informacji ze śledztwa. Prokuratorzy chcą postawić szefowi Samoobrony dwa zarzuty: - że w związku z pełnieniem funkcji publicznej posła, wspólnie i w porozumieniu ze Stanisławem Łyżwińskim, stosując przemoc w celu zmuszenia do określonego zachowania, czerpał korzyści osobiste w postaci usług seksualnych od Anety Krawczyk, - że w czerwcu 2002 r. usiłował doprowadzić do obcowania płciowego szefową młodzieżówki Samoobrony w Lublinie w zamian za obietnice korzyści zawodowej, jednak celu nie osiągnął ze względu na odmowę poszkodowanej. Za obydwa te zarzuty Lepperowi grozi 10 lat odsiadki. Lepper odpowie zatem za informacje, które w grudniu ub, roku na łamach "Gazety Wyborczej" ujawniła Krawczyk. Już po artykule do prokuratury zgłosiła się też Agnieszka K. z Lublina, która ujawniła, że Lepper i Łyżwiński próbowali ją molestować obiecują karierę w partii. Ale kobieta odmówiła i wystąpiła z szeregów partii. - Grozi mi 10 lat, a może 140 lat? To już kompletne bzdury, skąd oni mają te informacje? Jeśli jestem niewinny, to jak mogę być skazany? - komentował informacje "Gazety Wyborczej" Lepper. - Czy "Wyborcza" już nie ma co pisać? Jak nie mają nic na Samoobronę, to takie bzdury wymyślają i to jeszcze przed wyborami - podkreślił. Zapewnił jednocześnie, że jest "całkowicie" niewinny, a zarzuty w stosunku do niego są "polityczne". Łódzka Prokuratura Okręgowa, która prowadzi śledztwo w sprawie tzw. seksafery nie chce komentować publikacji "Gazety Wyborczej". - Prokuratura nie udziela żadnych informacji co do zakresu prowadzonych przez nią czynności w tej sprawie. Śledztwo jest w toku i wszystkie okoliczności, które wymagają wyjaśnienia, będą wyjaśniane - powiedział w piątek rzecznik prokuratury Krzysztof Kopania.