Polscy eksperci pracują w Smoleńsku od 22 lipca. W czasie pobytu w Federacji Rosyjskiej biegli zabezpieczyli w sumie ponad 250 próbek. Pracowali z użyciem spektrometrów ruchliwości jonów. Pobrali próbki z foteli tupolewa oraz z innych elementów samolotu. Wyświetlacze spektrometrów, którymi badano wrak, pokazywały analogiczne pomiary do tych, które przeprowadzono jesienią ubiegłego roku - wyjaśnił podpułkownik Wójcik. Na wyświetlaczach pojawiły się symbole, które w pamięci urządzeń przypisano określonym materiałom wybuchowym. Trzeba jednak pamiętać, że są to badania przesiewowe. Dopiero analiza laboratoryjna da odpowiedź, czy mamy do czynienia z materiałami wybuchowymi. Jest duże prawdopodobieństwo, że próbki pobrane w trakcie obecnego pobytu w Smoleńsku, uda się przywieźć do Polski bezpośrednio. Do tej pory każdy materiał dowodowy sporządzony przez naszych ekspertów na miejscu katastrofy, trafiał do kraju później. Strona rosyjska najpierw musiała dostać zabezpieczony materiał od Polaków, a dopiero potem - w ramach pomocy prawnej - przekazywano go do Warszawy. Podpułkownik Janusz Wójcik pytany o to, czy pobrane próbki mogą potwierdzić hipotezę o zamachu powiedział, że są to na razie tylko medialne spekulacje i insynuacje niektórych polityków. Śledczy nie mogą na obecnym etapie jednoznacznie wypowiedzieć się w tej sprawie - dodał prokurator. Do potwierdzenia lub zaprzeczenia hipotezie o zamachu niezbędne jest połączenie kilku elementów. Trzeba przeanalizować próbki pobrane jesienią 2012 roku, próbki z foteli pobrane w trakcie obecnego pobytu w Smoleńsku, a także trzeba zbadać materiał biologiczny pobrany z ekshumowanych zwłok. Dopiero połączenie tych wszystkich elementów może dać jednoznaczną odpowiedź - podkreślił podpułkownik Wójcik. Jesienią ubiegłego roku biegli pobrali w sumie 258 próbek: część z gleby w miejscu katastrofy, a część z wraku. Ze względu na panujące wówczas w Smoleńsku warunki atmosferyczne, nie było możliwość pobrania próbek z foteli samolotu. Badanie pobranych wtedy próbek prowadzą specjaliści z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji w Warszawie. Naczelna Prokuratura Wojskowa w czerwcu poinformowała, że biegli nie wykryli pozostałości materiałów wybuchowych na elementach tupolewa, skąd pochodziły próbki.