- Tragedia taka jak ta sprzyja uproszczeniom. Chcę dowieść, że to moja praca doprowadziła do uporządkowania sprawy i ujęcia rzeczywistych sprawców tej zbrodni - oświadczył prok. Wasilewski na wstępie przesłuchania. Prowadził on śledztwo w sprawie uprowadzenia Krzysztofa Olewnika do maja 2006 r., gdy sprawę przekazano specjalizującej się w wykrywaniu porwań Prokuratorze Okręgowej w Olsztynie. Przejął ją od prok. Roberta Skawińskiego, któremu komisja wytykała nieudolność. To w czasie, gdy śledztwo nadzorował Skawiński, porywacze zabili Krzysztofa Olewnika, policja nie zabezpieczyła też operacji przekazania porywaczom okupu przez rodzinę - przez to pieniądze przepadły. O Radosławie Wasilewskim członkowie komisji wyrażali się pozytywnie - podkreślając, że pchnął śledztwo naprzód. Krytykowali go natomiast za to, że akceptował i ufał wszystkim działaniom policji, podczas gdy powinien był żądać postępowań dyscyplinarnych za to, czego policja nie zrobiła. Wasilewski mówił, że zamiast tego starał się naprawiać i nadrabiać popełnione wcześniej błędy oraz zaniedbania. - Nie mogę się pogodzić, że w mediach mówiono, iż w Olsztynie w kilka miesięcy udało się znaleźć sprawców, a w Warszawie nie zrobiono nic - mówił Wasilewski dodając, że ma za złe ówczesnemu Prokuratorowi Krajowemu Januszowi Kaczmarkowi, że "bez uzasadnienia" przeniósł sprawę do Olsztyna. Wasilewski podkreślił, że to on - po zbadaniu wszystkich możliwych wątków - wykluczył wersję sfingowania przez Olewnika swego porwania i przyjął za jedyną - porwanie dla okupu. Pracował z nową grupą śledczą powołaną z CBŚ i - jak zaznaczył - do dziś jest przekonany o "profesjonalizmie i czystości intencji" członków tej grupy. - Zbadałem anonim przesłany do prokuratury (wskazywał on porywaczy już na początkowym etapie sprawy, ale śledczy nie robili z niego wcześniej użytku) i billingi rozmów, co doprowadziło do zatrzymania porywaczy - dodał warszawski prokurator. Zarazem Wasilewski podkreślił, ze skala dezinformacji i tzw. wrzutek, jakie prowadzący śledztwo ws. Krzysztofa Olewnika musieli weryfikować, była olbrzymia i precedensowa w polskim wymiarze sprawiedliwości. - Zastanawiałem się wiele razy, kto miał tyle sił, środków i możliwości, by dokonywać tych "wrzutek" - zeznał prok. Wasilewski. Zauważył, że chodzi tu nie tylko o fałszywe informacje pozyskiwane przez policjantów drogą operacyjną, ale i świadków składających nieprawdziwe zeznania i kierujących śledztwo na ślepy tor. Prokurator przyznał, że jeden z członków policyjnej grupy śledczej przez dłuższy czas wstrzymywał się z przekazaniem prokuraturze ważnej wiadomości o istnieniu nagrania z kamery przemysłowej, na której może być widać, kto kupuje telefon, z którego sprawcy porwania dzwonili do rodziny Olewnika. Dopiero w 2006 r., już po zabiciu porwanego, sprowadzono te dowody i zatrzymano skazanych później Sławomira Kościuka oraz innych. Pytany przez wiceszefa komisji Zbigniewa Wassermanna (PiS) zeznał, że prowadząc śledztwo nie zajmował się wyciąganiem konsekwencji wobec tego policjanta. - Nie mieliśmy na to czasu. Prowadziłem śledztwo w przekonaniu, że Krzysztof Olewnik żyje. Miałem zaufanie i uznanie dla pracy policji, dzięki której za moich czasów doszło do przełomu w tej sprawie - dodał Wasilewski. W swoich zeznaniach często powoływał się on na tajemnicę śledztwa - dlatego będzie jeszcze przesłuchany za zamkniętymi drzwiami. Drugim przesłuchiwanym we wtorek świadkiem był prok. Jacek Dąbrowski z Prokuratury Okręgowej w Płocku, który od 2001 r. przez kilkanaście miesięcy nadzorował pierwsze śledztwo, wszczęte w 2001 r. przez Leszka Wawrzyniaka w Prokuraturze Rejonowej w Sierpcu. - Wersja samouprowadzenia dla mnie praktycznie nie istniała - zapewniał dziś komisję Dąbrowski. Posłowie w swoich pytaniach wskazywali jednak, że policja oraz prokuratura lansowały wersję samouprowadzenia. - Prokurator nie pojechał nawet na oględziny miejsca porwania. Nie było go też tam, gdzie znaleziono skradziony samochód, który posłużył do uprowadzenia. Pan - jako nadzorujący śledztwo - nie dał wytycznych prokuratorowi prowadzącemu - mówił wiceszef komisji Zbigniew Wassermann (PiS). W opinii szefa komisji Marka Biernackiego (PO) nadzór nad śledztwem w wykonaniu prok. Dąbrowskiego był wręcz iluzoryczny. Krzysztofa Olewnika porwano w 2001 r. Sprawcy więzili go przez wiele miesięcy, potem postanowili zabić. Już po tym jak został zamordowany, jego rodzina - upewniana przez bandytów, że Krzysztof żyje - zapłaciła 300 tys. euro okupu za jego uwolnienie. Rodzina ma największe pretensje do władz o to, że na początkowym etapie sprawy prowadzono ją niefrasobliwie, zajmowano się pobocznymi wątkami i forsowano wersję o tym, że Olewnik - mając problemy w biznesie i życiu osobistym - sfingował swoje porwanie. Dopiero po kilku latach śledczy uwierzyli, że tak nie było.