Ujawnił on, że policjanci, z którymi utrzymywał służbowy kontakt, gdy od kwietnia 2003 r. do czerwca 2004 r. prowadził śledztwo ws. uprowadzenia Olewnika, zapewniali go, że ich działania operacyjne - na które wydali wtedy już 200 tys. zł - dają podstawy do utrzymywania wersji o samouprowadzeniu, ale badano też inne wersje. - Śledztwo było w sprawie porwania, ale zawsze - rutynowo - są też badane wątki ewentualnego samouprowadzenia. W ówczesnym etapie były też podstawy, by zakładać, że porwany - w związku ze sprawami biznesowymi i towarzyskimi - mógł się przyczynić do tego, że został porwany - mówił Skawiński. Pytany o sporządzone do śledztwa przez Instytut Ekspertyz Sądowych profile sprawców (wynikało z nich, że jedna osoba może być związana z policją lub wymiarem sprawiedliwości), Skawiński przyznał, że "wzbudziło to jego zastanowienie". - Ale nie wiem, co właściwie miałbym zrobić z tą informacją - dodał. Przygotował on projekt przedstawienia zarzutu porwania Olewnika jednemu z rzeczywistych sprawców zbrodni - Sławomirowi Kościukowi. - Jako prokurator, który w tamtym czasie był delegowany do Prokuratury Okręgowej z Prokuratury Rejonowej, sporządziłem notatkę służbową dla kierowniczki mego działu, naczelniczki i szefowej prokuratury. One miały na ten temat inną opinię i ostatecznie nie postawiliśmy mu wtedy zarzutów, lecz przesłuchaliśmy jako świadka - powiedział.