W czwartek przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie wygłoszono mowy końcowe w głośnej "aferze bakszyszowej". Wyrok zapadnie 14 listopada. To drugi proces w sprawie, która wyszła na jaw, gdy w lutym 2005 r. aresztowano dwóch oficerów wracających z Iraku. Znaleziono przy nich 90 tys. dolarów, z których nie potrafili się wytłumaczyć. Byli oni z grupy CIMIC (współpracy cywilno-wojskowej), zajmującej się m.in. doborem prac przy odbudowie prowincji Babil i Diwanija oraz wyborem wykonawców. Po ujawnieniu sprawy zapowiedziano, że kolejne kontrakty będą podpisywane w obecności oficerów Żandarmerii Wojskowej i kontrwywiadu wojskowego. Według prokuratury wojskowej żołnierze III zmiany polskiego kontyngentu w Iraku mieli pobierać do 10 proc. wartości danego kontraktu od irackich przedsiębiorców, którym potem "umożliwiano" wygrywanie przetargów przez m.in. fałszowanie ich ofert. Polacy mieli zagarnąć w sumie ok. 780 tys. dolarów. Oskarżeni (część sądzonych żołnierzy jest już dziś poza wojskiem) odpierają zarzuty, za które grozi nawet do 12 lat więzienia. Jeszcze w 2005 r. siedmiu oskarżonych dobrowolnie poddało się karze - od 2,5 roku więzienia bez zawieszenia do 1,5 roku więzienia w zawieszeniu plus grzywny. W 2006 r. WSO wydał zaś wyroki skazujące wobec siedmiu pozostałych oskarżonych - na kary od 4 do 2,5 lat więzienia, ograniczenie wolności, wydalenie z wojska i wysokie grzywny (powyżej 200 tys. zł). WSO uznał, że oskarżeni podważyli zaufanie do polskiego wojska oraz intencje misji stabilizacyjnej w Iraku. Sąd przyjął, że łączne straty wyniosły 724 tys. dolarów. WSO podkreślał, że grzywny mają doprowadzić do tego, by podsądni nie skorzystali z owoców przestępstwa. W wyniku apelacji oskarżonych w 2007 r. Sąd Najwyższy uchylił ten wyrok. Nakazał WSO ponowny proces, z poleceniem zbadania m.in. działań w tej sprawie Wojskowych Służb Informacyjnych, co do których legalności - jak ocenił SN - "można mieć bardzo poważne wątpliwości". Zdaniem SN WSO zbagatelizował też, że do czynów doszło w warunkach wojennych. Za nierealne SN uznał ponadto, by sposób gospodarowania pochodzącymi od USA środkami będącymi w dyspozycji CIMIC był oceniany przez pryzmat polskich przepisów o przetargach. W czwartek WSO zamknął przewód sądowy i udzielił głosu stronom. Uprzedził o możliwości zmiany kwalifikacji prawnej czynów zarzucanych podsądnym. Prokurator wojskowy Dariusz Raczkiewicz powiedział w mowie końcowej, że materiał dowodowy potwierdza popełnienie przestępstw przez wszystkich oskarżonych. Zarazem zmodyfikował nieco kwalifikację prawną, eliminując zarzut działania przez nich w zorganizowanej grupie przestępczej, co wpłynęło na obniżenie wysokości żądanych kar w porównaniu z poprzednim procesem. Wniósł dla głównego oskarżonego płk. rez. Mariusza S., który dowodził grupą CIMIC, o karę 3 lat więzienia, 245 tys. zł grzywny oraz o przepadek "uzyskanych korzyści". Mówił, że S. obciążają zeznania świadków, którym w Iraku mówił m.in., że mogą "dużo zarobić" i proponował przewóz tysięcy dolarów do Polski. Prokurator uznał, że nie można jednak przypisać mu kierowania "zorganizowaną grupą przestępczą". Dla ówczesnego mjr Tomasza K., który odpowiadał za przydzielanie kontraktów, prokurator zażądał 2 lat więzienia, 90 tys. zł grzywny i utraty korzyści. Wobec tłumacza języka arabskiego Saida al-K. prokurator chce 2 lat więzienia, 200 tys. zł grzywny i utraty korzyści. Zdaniem oskarżyciela jako szef grupy tłumaczy był on pomocny w procederze, bo znał mentalność Irakijczyków, z którymi Polacy "krępowali się rozmawiać o bakszyszach". Dla Wojciecha S. (był cywilem) oskarżenie wnosi o 2 lata więzienia i 172 tys. zł grzywny. Osoby, które przepisywały fałszowane oferty przetargowe - dwaj porucznicy Jarosław R. i Dominik K. oraz st. sierż. sztab. Wit C. - powinny, według prokuratury, dostać kary roku ograniczenia wolności oraz przepadku korzyści. Cała ta trójka nadal jest w wojsku. Wnosząc o uniewinnienie Mariusza S. z braku dowodów, jego obrońca mec. Jacek Krupa nazwał całą sprawę "kuriozalną". Podkreślał, że nie można tu mówić o korupcji, a co najwyżej o przywłaszczeniu. Mówił, że świadkowie oskarżania są niewiarygodni, a ława oskarżonych za krótka; nie ustalono nawet, kto wręczał Polakom korzyści majątkowe. Adwokat pytał też, kto jest pokrzywdzonym w tej sprawie i na czyją rzecz należałoby orzec "przepadek korzyści" - rządów Polski, USA czy Iraku. - Tam była wojna wywołana przez USA, w której Polacy uczestniczyli, narażając życie i zdrowie. Oskarżeni służyli dla kraju; podziękowano im procesem - dodał. Mec. Krupa podkreślił, że USA nie przekazały Polsce oryginałów dokumentów przetargów, które - jak powiedział - "zostały rozliczone bez uwag przez władze USA". - Jak rząd USA chce coś ujawnić, to robi to w kilkadziesiąt godzin, a tu przez 6 lat nie odpowiedział na pytania strony polskiej w tej sprawie - oświadczył adwokat. Przypomniał, że w Ameryce pisano, iż w Iraku "przepadło" w sumie ponad 8 mld dolarów z budżetu USA. - O wszystkim wiedzieli "chłopcy z WSI", to znaczy wszystko dzieje się niejako za przyzwoleniem - tak rozumowanie podsądnych przedstawiał inny adwokat mec. Józef Szewczyk. Dodawał, że gdyby ktoś z dowództwa dywizji lub z WSI powiedział im, że robią coś złego, odstąpiliby od tych działań. Wniósł o zawieszenie kary więzienia dla swego klienta Tomasza K. O uniewinnienie tłumacza Saida wniósł jego obrońca mec. Czesław Jaworski. Podkreślał, że III zmiana dostała od poprzedniej zmiany listę tych przedsiębiorców, którzy "mają wygrywać przetargi". Dowodził, że świadkowie pomawiający jego klienta zostali do tego nakłonieni, np. by "uratować" swe wojskowe emerytury. "Mojego klienta wykluczano z negocjacji w tych przetargach, gdzie miały być szczególnie duże prowizje" - dodał adwokat, powołując się na słowa świadka: "Ten Arab nie jest nam do niczego potrzebny". Według mec. Andrzeja Lemieszka - obrońcy tych podsądnych, którzy mieli fałszować dokumenty przetargu - nie mieli oni ani świadomości, ani zamiaru fałszowania akt przy ich przepisywaniu. - Dostawali za to pieniądze, ale to też nie świadczy, że popełnili przestępstwa korupcyjne - dodał. - Czuje się niewinny; moje decyzje wynikały z potrzeb służbowych i specyfiki służby w Iraku - powiedział w ostatnim słowie Mariusz S. Zapewnił, że nic nie wiedział o fałszowaniu przetargów, a ich kontrolowanie należało do innych osób. Także pozostali oskarżeni wnosili o uniewinnienie. Jeden z nich mówił, że wskutek oskarżenia wciąż jest bez pracy, a komornik zlicytował mu mieszkanie. Inny wciąż ma traumę po ataku, jaki przeżył niedawno w Afganistanie. Współdziałanie grupy CIMIC z WSI wpływało na większe bezpieczeństwo żołnierzy - mówił w sądzie w 2008 r. Mariusz S. - Bywało, że szef WSI przekazywał informacje, iż grupa CIMIC ma wydać określoną pulę na konkretny cel; byliśmy proszeni o "opracowanie" tego w sensie dokumentacyjnym tj. znalezienie sposobu na rozpisanie kwot - dodawał S. Mówił, że był proszony, aby informować WSI o wszystkich kontraktach powyżej 100 tys. dolarów. Przystał na to, prosząc jedynie by kontakty z "kontraktorami" były "dyskretne". S. dodał, że "pewnego dnia wracając z campu znalazł na łóżku kopertę z pieniędzmi - ok. 8 tys. dolarów, które przyjął, bo potraktował je jako wynagrodzenie za pomoc dla WSI".