W sprawie Katarzyny W. trudno mówić o bezpośrednich dowodach, sąd musi opierać się na poszlakach. Czy z pana praktyki wynika, że sądy często muszą stanąć przed takim zadaniem? Kazimierz Zgryzek: To bardziej kwestia możliwości uzyskania dowodu bezpośredniego. Poszlaka jest dowodem pod warunkiem, że współistnieje z innymi dowodami, z którymi wykazuje bardzo ścisły związek logiczny. Niewątpliwie trudno jest orzekać na podstawie poszlaki i z pewnością tzw. najwyższy wymiar kary - bo prasa mówi o dożywociu - będzie chyba sądowi trudno wymierzyć, jeżeli podstawą dowodową miałyby być wyłącznie poszlaki. Natomiast nie jest to sytuacja na tyle rzadka, że stanowi coś nietypowego. Mówi się, że aby wydać wyrok skazujący w oparciu o poszlaki, muszą one tworzyć nierozerwalny łańcuch, w którym wszystkie elementy tworzą logiczną i spójną całość. - To także kwestia oceny, czy rzeczywiście istnieje taki nierozerwalny łańcuch, czy też nie. Zawsze mamy do czynienia z oceną dowodów, w przypadku poszlaki jest to ocena podwójnie trudna. Czy pana zdaniem w tym procesie łatwo będzie obronie rozerwać ten łańcuch? - To zadanie obrony, by doszukiwać się dziur. Jeżeli będą takie dziury, niezaklajstrowane materiałem dowodowym, to efekt będzie taki, że sąd nie będzie mógł wydać wyroku skazującego. Tu niewątpliwie decydujące znaczenie będzie miała opinia biegłych, którzy mają stwierdzić, czy obrażenia są przyżyciowe (zaistniałe, gdy ofiara żyła - przyp. red.), czy też nie, czy było to celowe działanie, czy też był to jakiś przypadek. Będzie to niewątpliwie niezwykle trudny proces. Sam jestem ciekaw, jak sąd to rozstrzygnie. - Według niektórych mediów obrona być może będzie chciała w tej sprawie powołać się na depresję poporodową oskarżonej. Czy według pana to możliwa linia obrony w takiej sprawie? - Tzw. dzieciobójstwo jest wtedy, gdy działanie matki jest związane bezpośrednio z porodem, albo z przebiegiem porodu - to jest kwestia dni, a nie miesięcy. Jeśli dziewczynka miała pół roku, to nie wchodzi to w rachubę. Niektórzy obserwatorzy spodziewają się wyłączenia jawności rozprawy i wyproszenia z sali sądowej dziennikarzy. Czy uważa pan, że w takiej sprawie byłoby to uzasadnione? - Wokół tej sprawy narosło całe mnóstwo różnych historii, które w moim przekonaniu rodzić powinny wręcz konieczność wyłączenia jawności. Opinia publiczna, która z pewnością chciałaby poznać szczegóły, zwłaszcza drastyczne, działania pani Katarzyny W. nie może być zaspokojona w tej potrzebie z tego powodu, że skoro chce coś wiedzieć, to musi to wiedzieć. Jestem zdania, że sąd w takim przypadku powinien wyłączyć jawność. Nie wiem, dlaczego w ogóle sąd ujawnił akt oskarżenia w takich szczegółach. Czy obecność mediów na sali rozpraw może w jakiś sposób utrudnić prowadzenie procesu? - Sąd powinien z całą pewnością brać pod uwagę, jakie będzie zachowanie oskarżonej wobec kamer. Takie mam wrażenie, że była to osoba, która starała się stworzyć wokół siebie image gwiazdy, chociażby kilkudniowej. Jeśli to ma wpłynąć na jej zachowanie, to ja na miejscu sądu wyłączyłbym jawność, bo interes wymiaru sprawiedliwości wymaga spokoju, rzetelności i ciszy wokół tej sprawy.