Prof. Wojciech Maksymowicz wystąpił w środę w Olsztynie na konferencji prasowej w towarzystwie swojego pełnomocnika, radcy prawnego Sławomira Trojanowskiego. - Pojawiają się wobec mnie zarzuty nie tylko natury etycznej, ale i prawnej - argumentował obecność pełnomocnika i podkreślał, że w ostatnim czasie został na niego "przypuszczony bezpardonowy atak sugerujący nieetyczne zachowania w pracy zawodowej i naukowej". W pewnym momencie spotkania prof. Maksymowiczowi trudno było ukryć łzy. Maksymowicz poinformował, że zarzuty z ostatnich dni o tym, że zamiast być na dyżurze w szpitalu pracował w Sejmie, są efektem niezrozumienia, na czym polega jego praca w szpitalu uniwersyteckim w Olsztynie. Wyjaśnił, że z tą placówką wiąże go cywilnoprawny kontrakt, który zobowiązuje go do przepracowania w szpitalu 100 godzin miesięcznie - w rozliczeniu półrocznym. - To odpowiada połowie etatu - podał Maksymowicz i wyjaśnił, że za każdym razem, gdy jechał do Sejmu informował o tym dyrekcję szpitala. - A dyżur w tym roku miałem jeden i on nie został ujęty w grafiku - powiedział Maksymowicz. Jego pełnomocnik doprecyzował, że "plan pracy profesora był przygotowany przez administrację szpitala i w większości nawet nie był przez pana profesora podpisywany". "Szpital nie poniósł żadnej straty" - Jeśli chodzi o to, że w grafiku były dni, gdy miał być w szpitalu, a był w Sejmie, to po weryfikacji widzimy, że rzeczywiście tak się zdarzało, że był w Sejmie a według planu, harmonogramu miał być w szpitalu. Rzeczywiście były takie sytuacje. Natomiast to, że będzie w Sejmie było informacją znaną dyrekcji szpitala, dyrektor ds. lecznictwa (na koniec miesiąca otrzymywał faktury od profesora - red.) i potwierdzał płatności. Czas zgodnie z umową do wypracowania wypracowywał. Szpital nie poniósł żadnej straty, NFZ nie poniósł żadnej straty. Więcej - prof. przy okazji pracy w Sejmie lobbował na rzecz szpitala - poinformował Trojanowski. Maksymowicz dodał, że wykaz - ile godzin w jakim miesiącu przepracował na rzecz szpitala - przekazał w środę rektorowi olsztyńskiego uniwersytetu i NFZ, który przeprowadza w klinice neurochirurgii kontrolę. Maksymowicz wyraził nadzieję, że kontrola ta zakończy się szybko i klinika będzie mogła wrócić do pracy, bo aktualnie wszystkie zabiegi są wstrzymane. - A pacjenci czekają - dodał. Prof. Maksymowicz - zarzucono mu "niepokojące eksperymenty" Mówiąc o atakach na niego prof. Maksymowicz przypomniał też, że w kwietniu jemu i jego zespołowi zarzucono dokonywanie nieetycznych eksperymentów na płodach. Rzecznik prasowy ministerstwa zdrowia Wojciech Andrusiewicz 13 kwietnia poinformował, że do resortu wpłynęły "bardzo niepokojące informacje dotyczące możliwych eksperymentów medycznych wykonywanych na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim pod nadzorem profesora Maksymowicza". Maksymowicz stanowczo zaprzeczył wówczas wykonywaniu eksperymentów na płodach i jako wówczas członek "Porozumienia" odszedł z klubu parlamentarnego PiS. - Pula mojej skłonności do kompromisu skończyła się - oświadczył wtedy. Obecnie Maksymowicz jest w kole poselskim Polska 2050 Szymona Hołowni. - Jestem szefem katedry i kliniki neurochirurgii, więc chodzi o mnie. Wiedziałem, że ktoś zbiera na mnie haki. Zostałem o tym uprzedzony przez ludzi związanych z polityką. Usłyszałem, że skoro jestem aktywny, muszę się z tym liczyć - przekazał wówczas Interii wtedy jeszcze polityk Porozumienia. Eksperymenty na płodach. "Wyniki kontroli nie potwierdzają tez z donosów" Podczas środowej konferencji Maksymowicz poinformował, że przeprowadzona w sprawie rzekomych eksperymentów na płodach kontrola resortu zdrowia zakończyła się we wrześniu i wnioski z niej nie potwierdzają tez zawartych w donosach na niego. - Wojewódzki Szpital specjalistyczny przestrzegał wewnętrznych norm i zasad postępowania z ciałami dzieci martwo urodzonymi - odczytał wnioski z dokumentu, który - jak przyznał - przekazali mu pracownicy szpitala wojewódzkiego. - Nie można takich zarzutów robić dla człowieka, który ma swój światopogląd i wyznaje wartości chrześcijańskie - skomentował. Śmierć pacjentki w szpitalu Maksymowicz był też pytany o opisywaną w ostatnim czasie przez portale internetowe sprawę śmierci pacjentki, której w szpitalu uniwersyteckim przeprowadził zabieg lekarz na ostatnim roku specjalizacji, a prof. Maksymowicz, który miał asystować temu lekarzowi, był nieobecny przy stole zabiegowym. Rodzina zmarłej w procesie cywilnym otrzymała odszkodowanie. Maksymowicz powiedział, że biegli nie dopatrzyli się w jego działaniach złamania prawa, podkreślił, że młody lekarz, mimo braku specjalizacji, był jednym z najzdolniejszych w kraju i miał zgodę na samodzielną pracę od konsultanta krajowego. - Ten lekarz dziś przeprowadził dwa zabiegi ratujące życie, to bardzo dobry lekarz i na tym warto się skupić - ocenił prof. Maksymowicz i powiedział, że kobieta zmarła dwa tygodnie po zabiegu w wyniku powikłań innych, niż te wynikające z operacji.