Prof. Wawrzyk oceniając poniedziałkowe wystąpienie Andrzeja Dudy, w którym prezydent poinformował o zawetowaniu dwóch ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa, powiedział PAP, że tą decyzją "uzyskał głosy tzw. miękkiego elektoratu opozycji". Możliwa druga kadencja? "Na pozyskanie twardych wyborców politycznych rywali PiS nie miał szans, ale chodzi tu o głosy 'chwiejnego' elektoratu, który brał udział w protestach przeciwko reformom w sądownictwie pod wpływem chwili i nie podobały mu się jedynie uchwalone ostatnio przez parlament zmiany w wymiarze sprawiedliwości. To rozstrzygnięcie prezydenta niewątpliwie sprawiło, że ci wyborcy zagłosują na niego w 2020 roku" - tłumaczył. Dodał, że w efekcie oznacza to, iż prezydent Duda zapewnił sobie drugą kadencję. Wzmocnienie autorytetu prawicy Jednocześnie zwrócił uwagę, że "może rozczarowani są twardzi wyborcy prawicy, lecz Andrzej Duda swoją decyzją sprawił, że - ze względu na wysokie poparcie - prawica nie będzie mogła wystawić innego kandydata i w efekcie i tak uzyska on ich głosy". "Gdyby zdarzyło się tak, że będzie drugi kandydat prawicy, to głosy się rozbiją, co może dać np. ewentualne zwycięstwo Donaldowi Tuskowi" - zaznaczył politolog. Zdaniem prof. Wawrzyka dla prezydenta kluczowe przy podjęciu decyzji o zawetowaniu dwóch z trzech przesłanych do Kancelarii Prezydenta RP ustaw dotyczących zmian w wymiarze sprawiedliwości miała kwestia wzajemnych relacji pomiędzy KRS i SN, o czym Andrzej Duda wspominał w zeszłym tygodniu. "Chodzi de facto o sposób wybierania sędziów Sądu Najwyższego. Gdyby zawetował tylko ustawę o SN, to tym samym w ustawie o KRS nie znalazłaby się jego poprawka z ubiegłego tygodnia mówiąca o wybieraniu sędziów trzech piątą głosów posłów. Dlatego chcąc być konsekwentnym i uzyskać ten efekt, musiał zawetować obie ustawy" - ocenił. Decyzja prezydenta rozbije układy w sądach? Zauważył, że ustawa o sądach powszechnych, którą prezydent zamierza podpisać dotyczy najbardziej przyziemnego dla zwykłego obywatela elementu reformy sądownictwa. "Został on utrzymany. To wciąż pozwala na rozbicie tych układów i układzików w sądach na najniższym szczeblu. Ta reforma od tego się zaczęła, ale - po decyzji prezydenta Dudy - nie sięgnęła dwóch pozostałych elementów, czyli sposobu powoływania KRS i ustawy o SN. Do bieżącego funkcjonowania sądów pierwsza część reformy zostanie więc wprowadzona, ale możliwości przewietrzenia środowiska i wprowadzenia do niego osób spoza układów nie ma" - powiedział. Prof. Wawrzyk zaznaczył, że prezydenckie weto wobec kluczowych dla rządzącej partii ustaw wytrąca argument opozycji w kilku wymiarach - m.in. w tym, że "prezydent jest prezydentem malowanym i idzie na pasku Prawa i Sprawiedliwości". Prezydent odbiera opozycji argumenty "Nie pierwszy raz prezydent wetuje ustawę przyjętą przez PiS, odbierając tym samym argumenty opozycji do krytykowania. Opozycyjni politycy oczywiście dalej będą to robić, ale miękki elektorat nie będzie miał powodów i argumentów do krytyki, skoro zawetował tak ważne i symboliczne ustawy dla partii rządzącej" - wyjaśnił politolog. Wskazał, że dla PiS to trudny moment, ponieważ - jak mówił - jedne z głównych ustaw reformujących państwo zostały zawetowane. "Teraz trzeba nie obrażać się wzajemnie na siebie, tylko bardzo szybko przygotować wspólnie nowe projekty ustaw, które zaraz po wakacjach można byłoby wdrożyć" - nadmienił. Czas na realny dialog Prof. Wawrzyk dodał, że nie liczy na to, by przy tych pracach możliwy był wartościowy merytorycznie dialog z "totalną opozycją". Tłumaczył, że nie jest on realny, ponieważ dla drugiej strony jedyny dialog polega na tym, że "nic się nie zmieni i będzie, tak jak było". Na pytanie, czy może być to początek konfliktu w obozie rządzącym, odpowiedział, że niepotrzebne były wypowiedzi prezydenta odnośnie Prokuratora Generalnego. W swoim wystąpieniu Duda mówił m.in., że w polskiej tradycji konstytucyjnej Prokurator Generalny nigdy nie miał żadnego nadzoru nad Sądem Najwyższym, ani nigdy nie decydował "w przemożnym stopniu" o tym, kto może być sędzią SN. "Te słowa były całkowicie zbędne i nic nie wnosiły merytorycznie do sprawy. To był niepotrzebny ruch. Uzasadnienie mogło się odbyć bez tego" - zauważył. Podkreślił jednak, że obie strony są na tyle na siebie skazane i mają tego świadomość, że w jego ocenie do głębszych konfliktów nie powinno dojść.