W książkowym wywiadzie, który ukaże się jutro nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka, Religa ujawnia m.in. dlaczego został ministrem zdrowia w rządzie PiS. Przyznał, że zdecydował się na to po rozmowie z prezydentem Lechem Kaczyńskim. W rozmowie, którą przeprowadził dziennikarz związany m.in. z "Newsweekiem" Jan Osiecki, na pytanie dlaczego w 2005 roku zrezygnował z kandydowania w wyborach prezydenckich i znalazł się w komitecie poparcia Donalda Tuska, profesor odparł: "Uważałem, że zarówno charakter Donalda Tuska, jak i jego program są mi bardzo bliskie". Dopytywany czemu w takim razie zdecydował się wejść do rządu tworzonego przez PiS przypomniał, że efektem wyborów parlamentarnych 2005 r. miał być koalicyjny rząd PO-PiS. Jak mówił, wspólnie z Elżbietą Radziszewską i Andrzejem Sośnierzem był w grupie wyznaczonej przez Jana Rokitę, która negocjowała sprawy związane ze służbą zdrowia. "Mieliśmy przygotować koalicyjny program dla tego resortu wspólnie z Bolesławem Piechą" - zaznaczył. "Doszło do kilku spotkań. Trochę dyskutowaliśmy. Tyle że PO-PiS nigdy nie powstał. I sprawa skonstruowania rządu pozostała otwarta. W pierwszej chwili nie było wiadomo, kto będzie tworzył gabinet" - zaznaczył. Religa dodał, że gdy tylko pojawiła się kandydatura Kazimierza Marcinkiewicza na premiera dostał od niego propozycję objęcia resortu zdrowia. "Ale odmówiłem" - oświadczył. "Bo czułem się związany z Platformą. Chociaż miałem poczucie, iż moja lojalność wobec PO powoduje, że odrzucam coś, co jest słuszne. Myślę, że byłem przygotowany do pełnienia tej funkcji" - tłumaczył. Jak mówił, kilka dni po odrzuceniu propozycji Marcinkiewicza, w jego domu "około północy zadzwonił telefon". "To był Jerzy Milewski, który powiedział: łączę z prezydentem Lechem Kaczyńskim". Zaznaczył, że z Milewskim znał się znacznie wcześniej, razem łowili ryby. Przyznał też, że nie spodziewał się takiego telefonu. "To był dla mnie szok. Proszę pamiętać, że kilkanaście tygodni wcześniej byłem przeciwnikiem Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich" - zauważył. Przyznał, że prezydent namawiał go do przyjęcia propozycji Marcinkiewicza. "Prosił, żebym zrobił to dla dobra Polski. Byłem bardzo zdziwiony i zaskoczony tym, że dzwoni do mnie przeciwnik polityczny. Uznałem, że skoro osoba, z którą rywalizowałem jest w stanie ugiąć się i prosić, abym wszedł do rządu, to sprawa jest poważna" - relacjonuje trwającą kilkanaście minut rozmowę. "Powiedziałem: dobrze, panie prezydencie, skoro pan tak uważa i używa takich argumentów, to ja wejdę do rządu Kazimierza Marcinkiewicza" - zaznaczył profesor. Dopytywany czy nie miał poczucia zdrady, odparł: "Nie, nie miałem żadnych obiekcji. Był to już ten czas, kiedy stwierdziłem, że nie będę należał do żadnej partii". "Czy zdradziłem PO i Tuska? Nie, takiego poczucia nie mam. Czułem, że jestem przygotowany do pracy w resorcie zdrowia. Najwyższa funkcja w państwie była dla mnie niedostępna. Nie lubię marnować czasu i uznałem, że niezależnie czyj to rząd, podejmę próby naprawienia systemu ochrony zdrowia. Wykorzystam wiedzę, którą mam" - podkreślił Religa. Religa powiedział, że ma jedynie dwóch przyjaciół wśród polityków: Aleksandra Halla i Artura Balazsa. Obydwaj - tak jak on - należeli do Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego. Były minister zdrowia nie ukrywał w wywiadzie, że ma żal do innych osób z tego środowiska, m.in. do obecnego marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego. "Mam wrażenie, że on teraz nie zawsze mówi i działa zgodnie z tym, co myśli naprawdę. Raczej robi to, żeby być w Platformie. I to budzi moje obrzydzenie" - mówił Religa. "Powiem szczerze: patrząc na ten cały parlament, nie mam ochoty z nikim zawierać tam przyjaźni" - zaznaczył. "Muszę za to podkreślić, że jestem pełen podziwu dla zdolności politycznych Jarosława Kaczyńskiego. Ale to nie ma nic wspólnego z przyjaźnią. To raczej uznanie dla jego talentów politycznych. Ten człowiek wie, co w danym momencie jest istotne i czym się trzeba w danej chwili zainteresować. Umie w odpowiednim momencie zająć się najważniejszą sprawą" - dodał. Pytany czy nie ceni nikogo z Platformy odparł, że nie. "To co działo się w Platformie napawa mnie obrzydzeniem. Chodzi zwłaszcza o wykańczanie najlepszych ludzi, takich jak Maciej Płażyński czy Jan Rokita. Mogę powiedzieć szczerze, że nigdy nie miałem przyjaciół w Platformie i nie chcę ich mieć. Zresztą nigdy nie poparłem PO, tylko Donalda Tuska" - mówił. Przyznał jednocześnie, że bardzo się rozczarował Tuskiem. "Zwłaszcza jego bezwględnością. Choć trzeba przyznać, że działał bardzo mądrze i wiele osób nie zauważało jak utrąca ludzi, którzy mogą stanowić dla niego zagrożenie" - dodał Religa. Jak podkreślił, poparł Tuska w wyborach prezydenckich w 2005 r., bo wydawało mu się, że głoszone przez niego poglądy są mu bliższe niż to co proponował Lech Kaczyński. "Dziś wiem, że Tusk nie nadaje się na prezydenta i nie chciałbym, aby nim kiedykolwiek został" - powiedział profesor.