- W zasadzie chciałoby się rzec, że niezbyt jest co oceniać, ponieważ mamy do czynienia z daleko posuniętą reżyserią debaty przez sztaby kandydatów. Zarówno w sensie ograniczeń dotyczących formy tej debaty - długości wypowiedzi itd. - jak i z perfekcyjnym przygotowaniem głównych kandydatów, mających precyzyjnie opanowaną treść odpowiedzi. Można odnieść wrażenie, że w czasie tych jednominutowych wypowiedzi recytują przygotowane wcześniej formułki, co wiąże się z generalnym przerostem marketingu nad realną polityką - podkreślił ekspert. Zdaniem prof. Chwedoruka całą sytuację w dużym stopniu zdeterminowały same sztaby wyborcze, szczególnie dwóch głównych kandydatów, które - jak podkreślił ekspert - za wszelką cenę usiłowały uniknąć jakiejkolwiek wpadki przed ostateczną rozgrywką. - Główni kandydaci niewiele mogli zyskać tą debatą. Mogli natomiast dużo stracić, gdyby popełnili jakikolwiek poważniejszy błąd. Dlatego wypowiedzi zarówno Andrzeja Dudy, jak i Rafała Trzaskowskiego cechowała daleko posunięta ostrożność - stwierdził politolog. - Trochę przypominało to ostatnią kolejkę piłkarskiej ekstraklasy, która gra dość dziwnym systemem i wszystkie mecze w zasadzie nie miały żadnego znaczenia w kontekście dalszej części rozgrywek. Podobnie było z tą debatą. Nie stało się w niej nic istotnego, co mogłoby zmienić bieg tych wyborów - mówił prof. Chwedoruk. Kontrowersje dotyczące pytań Sporo kontrowersji wywołały pytania, które padły podczas środowej debaty. Wśród komentatorów pojawiło się wiele głosów oburzenia. Zdaniem prof. Rafała Chwedoruka w oczy rzucała się asymetria pomiędzy stanem społecznej świadomości a treścią pytań. - Dla większości obywateli kwestie kulturowe nie są wiodącymi, a w debacie mieliśmy do czynienia z ich przesytem. Polskie społeczeństwo oczekuje od polityków zajmowania się kwestiami gospodarki czy bezpieczeństwa, a samo wmontowanie kwestii adopcji dzieci przez pary jednopłciowe w tematykę polityki społecznej było ryzykowne intelektualnie, raczej jest to problem z nieco innej dziedziny - zaznaczył ekspert. Zwrócił także uwagę na kwestię asymetrii pytań w stosunku do uprawnień prezydenta: - Tak naprawdę przeceniamy znaczenie głowy państwa. W polskiej konstytucji jest ona dużo mniejsza niż to, co możemy usłyszeć w kampaniach wyborczych, więc być może taka formuła debaty powoli się wyczerpuje i bardziej niż debata, była to prezentacja. Debata nic nie zmieni? Zdaniem eksperta, w nadchodzących wyborach większość uczestników nie osiągnie celów zakładanych na początku kampanii, a środowa debata w TVP strategicznie nic nie zmienia. Niczym szczególnym - w opinii politologa - nie wyróżnili się także pretendenci do poważniejszych ról - Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz. - Każdy, kto śledził wiele debat, może dostrzec coś na kształt desperacji w ich działaniach - stwierdził prof. Chwedoruk. - Natomiast większość kandydatów, których społeczne poparcie jest minimalne, delikatnie mówiąc, nie zaliczy tego dnia do udanych. Można by się poważnie zastanowić, czy bariera 100 tysięcy podpisów nie jest barierą zbyt łatwą do pokonania - zaznaczył. - Mieliśmy do czynienia z inflacją omnibusów proponujących wzrost wydatków budżetowych i obniżenie lub niemal likwidację niektórych podatków czy pokaz "geniuszy szczepionkowych" itd. Zdecydowanie nie służy to powadze państwa polskiego i myślę też, że do pewnego stopnia ogranicza możliwości kandydatów popieranych przez poważne partie - komentował politolog. W opinii prof. Chwedoruka Andrzej Duda i Rafał Trzaskowski toczą już kampanię przed drugą turą, co oznacza drogę do centrum i umiar, widoczne w odpowiedziach kandydata KO, a jedynym istotnym komunikatem była próba wejścia Szymona Hołowni na pole opuszczone przez Trzaskowskiego. - Szymon Hołownia próbował odebrać nieco bardziej liberalnych światopoglądowo wyborców np. wyrazistym przekazem dotyczącym rozdziału państwa od Kościoła. To oczywiście samo w sobie jest pewnym rechotem tej kampanii, bo Hołownia raczej nie kojarzył się z antyklerykalizmem - mówił ekspert. "Paradoks" prawicy Prof. Chwedoruk zwrócił też uwagę, że na tym tle uwidocznił się inny paradoks: - Kandydaci prawicy - Andrzej Duda i w jakimś sensie Marek Jakubiak - okazują się być obrońcami konstytucji. - Kilka lat temu, w czasie debat o potrzebie zmiany konstytucji, pozwoliłem sobie na prognozę, że w związku ze zmianami świadomości społecznej w Polsce z wielu powodów Prawo i Sprawiedliwość dołączy do grona obrońców treści obecnej ustawy zasadniczej, ponieważ każda jej zmiana oznaczałaby prawdopodobnie perspektywę rozluźnienia relacji państwa z Kościołem - powiedział prof. Chwedoruk. Witkowski "objawieniem" debaty? Tuż po debacie pojawiły się głosy, że jej odkryciem stał się Waldemar Witkowski. Zdaniem prof. Chwedoruka takie komentarze mogą wynikać z dwóch rzeczy: - Po pierwsze, w porównaniu do wszystkich głównych kandydatów jest to człowiek od nich starszy. Wiodące partie polityczne uznały, że pokolenie millenialsów jest aktualnie najważniejsze i trzeba wystawić polityka z tego pokolenia. - Po drugie, jest to konsekwencja katastrofy kampanii Roberta Biedronia. Dlatego pojawienie się kogoś starszego, kto dodatkowo jest drugim kandydatem o lewicowych poglądach, mogło wzbudzić zainteresowanie, choć nie należy mu raczej wróżyć sukcesu - ocenił politolog. Z kolei w odniesieniu do szeroko komentowanych słów innego kandydata - Stanisława Żółtka - prof. Chwedoruk stwierdził, że jego wystąpienie było zwyczajnym happeningiem. - Nie przeczy to jednemu, że słuchając niektórych z grona mniej rozpoznawalnych kandydatów myślę, że to co powiedział pan Żółtek, czyli "menelowe plus" powinno się takim osobom wypłacić choćby po to, żeby już więcej w debatach nie uczestniczyły - podsumował prof. Rafał Chwedoruk.