W najbliższym czasie PiS chce złożyć wniosek o konstruktywne wotum nieufności wobec rządu z prof. Glińskim jako kandydatem na premiera. Według prezesa tej partii Jarosława Kaczyńskiego wniosek zostanie złożony jeszcze w tym tygodniu. W rozmowie z PAP prof. Gliński mówi o powodach złożenia wniosku o konstruktywne wotum nieufności, o swoich planach i propozycjach w polityce. PAP: Przed Panem historyczne wyzwanie - Sejm po uchwaleniu w 1997 roku konstytucji nie rozpatrywał wniosku o konstruktywne wotum nieufności wobec rządu. Dlaczego należy odwołać rząd Donalda Tuska? Prof. Piotr Gliński: - Rząd Donalda Tuska nie przygotował Polski na kryzys, nie rozwiązuje podstawowych problemów społecznych i politycznych. Polacy masowo wyjeżdżają z kraju w poszukiwaniu lepszego życia dla siebie i swoich dzieci. Jest potrzebna spokojna, poważna, merytoryczna debata w Sejmie, w Polsce, o stanie polskiego państwa - tego brakuje. Ale potrzebne są przede wszystkim szybkie działania naprawcze. Jak będą wyglądały konsultacje z klubami przed sejmową debatą nad wnioskiem o konstruktywne wotum nieufności? - Będę chciał doprowadzić do spotkań z każdym z klubów parlamentarnych - może z jednym wyjątkiem. Oczywiście rozmowa z klubem PO może być trudna, być może ten klub, jako dominujący nie będzie chciał ze mną rozmawiać. Będę przedstawiał swoje argumenty i propozycje programowe. Spotkania indywidualne też są możliwe, ale przede wszystkim będę dążył do rozmów z klubami. Będę się odwoływał w jakimś sensie do każdego z 460 posłów i posłanek, którzy, zgodnie z art. 104 konstytucji, obdarzeni są wolnym mandatem i reprezentują naród, a nie poszczególne partie polityczne. Jak Pan chce przekonać posłów klubu PO, a także PSL do poparcia wniosku o odwołanie rządu? Próba ich przekonania to daremny trud... - Powtarzam, będę chciał z nimi rozmawiać. Wniosek o konstruktywne wotum nieufności jest normalną, konstytucyjną procedurą, a także częścią debaty publicznej, która jest solą demokracji. Chciałbym też używać argumentów odwołujących się do wspólnoty. Polska jest rozdarta wielkim konfliktem, który jest wyniszczający, jest czymś więcej, niż zwykłym sporem politycznym. Powoduje, że Polacy są zniechęceni polityką, przestają być obywatelami. Musimy odbudować wspólnotę, realizować wspólne programy, które będą "skomunikowane" ze społeczeństwem. Albo zdecydujemy się na porozumienie dotyczące najważniejszych spraw, albo zostaniemy przy tej metodzie prowadzenia polityki co dotychczas. A jest ona oceniana przez społeczeństwo zdecydowanie negatywnie, podobnie jak i obecny rząd i premier. Jaką propozycję chce Pan przedstawić klubom? - We wniosku o konstruktywne wotum nieufności jest propozycja trzech formuł rządu eksperckiego. Po pierwsze, rząd złożony z polityków partii, które zdecydują się poprzeć ten projekt. Po drugie, rząd złożony z ekspertów delegowanych przez poszczególne partie. Po trzecie rząd autorski, czyli zespół ekspertów, których ja powołam. We wniosku grupa posłów, która mnie deleguje, nie wyklucza poparcia do końca kadencji. Jest więc możliwe, że ten rząd przygotowałby kraj do następnych wyborów parlamentarnych i - godząc, a nie dzieląc - próbował rozwiązywać najważniejsze problemy. Kiedy poznamy ekspertów, którzy weszliby do Pana autorskiego rządu? - Nie przed wstępnymi chociażby konsultacjami z klubami parlamentarnymi. Muszę zrobić rozeznanie, jak poszczególni politycy zapatrują się na te trzy koncepcje. Ale chciałbym jak najszybciej przedstawić zespół. Ten zespół będzie wzmocnieniem naszej propozycji. Czy w swoim rządzie widziałby Pan kogoś z obecnych ministrów? - Różnicuję obecnych ministrów, jeśli chodzi o ich kompetencje i dokonania. Jedni wydają się osobami znacznie lepiej pracującymi niż inni. Nie chcę jednak podawać nazwisk. Czy przedstawi Pan parlamentarzystom pakiet projektów ustaw? W jakich dziedzinach? - W czasie kryzysu podstawową kwestią jest gospodarka i praca, ale mam też propozycje dotyczące innych dziedzin. Na pewno przedstawię założenia zestawu ustaw antykryzysowych, które mają pobudzić gospodarkę. Konieczna jest zmiana funkcjonowania urzędów pracy, uruchomienie środków z Funduszu Pracy, ulgi inwestycyjne, składkowe i inne środki pobudzające produkcję i zatrudnienie. Także dalsze, ale rozważne, kroki deregulacyjne. Zachęcanie do inwestycji prywatnych, z drugiej strony zaś mądre zaangażowanie państwa w inwestycje publiczne, m.in. budowa polskiej "marki", przełamanie niemocy innowacyjnej, uszczelnienie systemu podatkowego, w tym VAT, w jak najszybszej perspektywie - jego radykalne uproszczenie. Potrzebny jest też jak najszybciej pakt społeczny ze związkami zawodowymi i pracodawcami przy wykorzystaniu Komisji Trójstronnej. Regulowałby m.in. kwestie Funduszu Pracy, umów śmieciowych, czy zasady pracy nauczycieli. Chcę również zaproponować pakt samorządowy. Trzeba ustalić jak samorządy mogą wyjść z pułapki nadmiernego obciążenia zadaniami przy okrojonym finansowaniu. Ale szybkie i zasadnicze reformy są potrzebne prawie w każdej dziedzinie polityki i życia społecznego. Ich sensowne przeprowadzenie wymaga zaufania społecznego i odbudowy polskiej wspólnoty. Obecny rząd tego nie gwarantuje. Mówiąc o tych planach nie zapominam o niedawno ujawnionych zmowach przy budowie dróg i wstrzymanych miliardach złotych. Mam świadomość, że takich "niespodzianek" może być więcej. Przed przedstawieniem ostatecznego, szczegółowego programu rządu ekspertów konieczne będzie ustalenie, co ten rząd schował w szafie, a co pozamiatał pod dywan. Będzie Pan chciał zabrać głos w trakcie debaty nad wnioskiem o konstruktywne wotum nieufności? - Konstytucja nie wskazuje formy debaty w tej sprawie, regulamin Sejmu tego nie przewiduje; instytucja, o której mówimy będzie stosowana po raz pierwszy w Polsce po roku 1989. Zostanie więc złożony wniosek o możliwość mojego uczestnictwa w debacie. Ale znając kulturę polityczną niektórych polityków można przypuszczać, że nie zostanę dopuszczony do głosu. Może się okazać, że wskazany przez posłów - zgodnie z konstytucją - kandydat na premiera nie ma w Sejmie równych praw. Może się tak zdarzyć, że debata nad rządowym projektem ratyfikacji ustawy o unijnym pakcie fiskalnym odbędzie się na kilka dni przed debatą nad wnioskiem o konstruktywne wotum nieufności... - To bardzo dobrze - z punktu widzenia powodzenia konstruktywnego wotum - że będzie debata o pakcie fiskalnym, bo to jest taki problem, który jest dość kompromitujący dla obecnego rządu. Kwestie europejskie też wskazują, że trzeba jak najszybciej ten rząd zmienić. Czy Pana zdaniem Sejm powinien zgodzić się na ratyfikację paktu? - Pakt zastępuje europejską solidarność nieufnością i centralnym nadzorem. W polityce europejskiej powinniśmy być podmiotowi, a nie upraszać się o miejsce w instytucjach, w których i tak nie mamy nic do powiedzenia. To są mrzonki, że trzeba "wejść" do Paktu, żeby móc decydować. Jeżeli ktoś chce korzystać z naszego rynku - np. budować tu drogi, kupować przedsiębiorstwa, sprzedawać swoje towary i usługi, korzystać z naszej, wciąż jeszcze względnie taniej i fachowej, siły roboczej czy remontować koleje - musi się liczyć z naszymi interesami. Nie stać też Polski na konsekwencje, które wiążą sie z Paktem, czyli wszystkie działania związane z ratowaniem strefy euro. Dlaczego już teraz przekazaliśmy część naszych rezerw walutowych na stabilizację budżetów państw bogatszych od nas? Gdzie sens? Jeżeli rząd chce o tym dyskutować, niech najpierw poda cenę. Ile to będzie Polskę kosztowało? I czy czasem to nie my zaczniemy dopłacać do bogatej i sytej Europy? Premier zapowiedział też rozpoczęcie debaty na temat przystąpienia Polski do strefy euro. Jakie jest Pana zdanie w tej sprawie? Kiedy Polska może spełnić warunki przystąpienia do wspólnej waluty europejskiej? - Kampania na rzecz szybkiego pozbycia się przez Polskę własnej waluty ignoruje trzy ważne fakty. Po pierwsze nie spełniamy warunków, po drugie nie pozwala na to konstytucja, po trzecie nie chcą tego Polacy. Euro jest projektem politycznym, a nie ekonomicznym. Wspólna waluta na niejednorodnym obszarze gospodarczym zawsze będzie rodzić problemy, zwłaszcza dla gospodarek słabszych strukturalnie i mniej konkurencyjnych, czyli takich jak polska. Pozbawiłaby nas też możliwości obrony przed kryzysami za pomocą niezależnej, elastycznej polityki kursowej. Wprowadzenie euro to także - zawsze - zwykle podwyżki cen i spadek poziomu życia - i tak przecież relatywnie biednych - polskich rodzin. Wystarczy spojrzeć na bazary przy granicy ze Słowacją. Słowacy kupują u nas wszystko od proszku do prania po konserwy, bo u nich jest drożej. Dodatkowo te miliardy na Fundusz Stabilizacyjny! Z czego? Dlatego nie tylko prawicowa opozycja, ale także wielu niezależnych ekspertów jest przeciwnych jakiemukolwiek pośpiechowi w kwestii euro. Ostatnio zdaje się do nich dołączać prezydent. Rząd pracuje nad reformą służb specjalnych m.in. ABW. SLD zamierza złożyć projekt ustawy o likwidacji CBA. Czy ma Pan swoją wizję funkcjonowania tych służb? - Dla opinii publicznej nie są jasne przyczyny tych zmian. Czy u ich podstaw leży osobiste rozdrażnienie premiera Tuska zlekceważeniem przez ABW pracy jego syna w liniach lotniczych należących do szefa Amber Gold, czy też racje rangi państwowej? Gdyby chodziło o to drugie, reformy powinny być podjęte już w pierwszej kadencji rządów PO-PSL. CBA oczywiście powinno zostać, ale działać bardziej dynamicznie. Konieczna jest też spójna polityka antykorupcyjna państwa, której nie ma - nie spełniamy chociażby wytycznych antykorupcyjnej Konwencji ONZ z 2002 roku, mimo że ją ratyfikowaliśmy. Wszystkie służby oczywiście powinny być koordynowane przez ośrodek premierowski, a kontrolowane przez Sejm - co wymaga zwiększenia uprawnień sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych - umocowanej tylko na poziomie regulaminu Sejmu. Nie jest podstawowym problemem szerokość kompetencji służb, ale ich właściwa koordynacja i nadzór. Z tym nasz kraj nie potrafi sobie poradzić od samego początku transformacji. Nie ulega wątpliwości, że potrzebne są w tym zakresie rozwiązania kompleksowe. Nie skończą się jednak one sukcesem bez włączenia opozycji w proces diagnozy obecnej kondycji służb i wspólnego wynegocjowania ścieżki ich reform. Tymczasem Platforma od momentu objęcia władzy porzuciła wcześniej respektowany przez wszystkie ugrupowania rządzące dobry demokratyczny standard, że przewodniczącym tej komisji jest zawsze przedstawiciel opozycji. Dotyczy to zresztą także np. komisji skarbu. Bez zmiany podejścia na poziomie stosunku do opozycji wszelkie rozważania o reformie służb sprowadzą się do organizacyjnej fikcji. Po odrzuceniu przez Sejm trzech projektów ustaw ws. związków partnerskich - dyskusja na ten temat na pewno wróci ponownie - SLD już złożył projekt w tej sprawie, głos zabrał prezydent. Jak pana zdaniem należy uregulować problemy nieformalnych par - m.in. sprawę dostępu do informacji o zdrowiu, kwestie majątkowe itp.? - Ależ konkubinaty heteroseksualne, jeżeli chcą poważnie traktować swój związek mogą skorzystać z możliwości ślubu cywilnego; to żadna fatyga a chroni dzieci i oboje partnerów oraz najlepiej zabezpiecza interes społeczny. Nie może być tak, że ktoś żąda dla siebie praw, a nic nie chce dać od siebie wspólnocie, w której żyje i korzysta z jej trwania. Mnożenie bytów prawnych też nie sprzyja sensownemu funkcjonowaniu społeczeństwa. Zresztą sprawy, o których pan mówi są sztucznie - ideologicznie, taktycznie i propagandowo - wyolbrzymiane, i można je - jeżeli ktoś tylko tego naprawdę chce - rozwiązać na gruncie umów cywilnych, notarialnych itp. Orzecznictwo sądów jest też sprzyjające konkubinatom. To samo dotyczy par homoseksualnych. Mogą korzystać z prawa cywilnego. Natomiast ponieważ nie mogą - z przyczyn naturalnych - pełnić pewnych istotnych funkcji społecznych, nie ma powodu, aby budować dla nich specjalne instytucje ochraniające takie związki. Ludzie mogą się kochać, czy mieć określone skłonności erotyczne - to kwestia ich wolnej woli, która może być realizowana w sferze prywatnej. Ale to jeszcze za mało, aby państwo miało prawnie zabezpieczać takie relacje i osłabiać tym samym pozycję ważnej dla społeczeństwa instytucji, jaką jest małżeństwo i rodzina. Państwo natomiast ma obowiązek zarówno stać na straży praw osobistych i sfery prywatnej każdego członka społeczeństwa, jak i chronić interes społeczny w sferze publicznej przed próbami przenoszenia tego co prywatne w sferę publiczną. Czy w przypadku niepowodzenia wniosku o konstruktywne wotum nieufności Pan pozostanie w polityce? - Zgodziłem się na to zadanie, które obecnie realizuję. Jeśli nie zostanie zakończone sukcesem politycznym, będę chciał ten potencjał programowo-personalny i społeczny, który powstał przez ostanie cztery miesiące, wykorzystać, jako instytucję ekspercką i miejsce poważnej debaty publicznej, funkcjonujące "przy polityce", jako coś w rodzaju, trochę nietypowego think-tanku, zabierającego głos w ważnych sprawach publicznych i - w jakimś sensie - stanowiącego swoistą alternatywę dla dominującego nurtu polskiej polityki. Mówi się o panu jako kandydacie na prezydenta - Nie interesują mnie plotki o moim ewentualnym starcie w wyborach prezydenckich. Na razie muszę skończyć ten jeden projekt, który uważam za istotny dla Polski, naszej demokracji i naszego życia politycznego. Chciałbym, aby uruchomił poważną debatę, dał Polakom wiarę, że pożądane przez nich zmiany są możliwe, a najlepiej gdyby doprowadził do powołania rządu eksperckiego. Dziękuję za rozmowę. Rozmawiał Tomasz Grodecki