Marcin Zaborski, RMF FM: Komu Grzegorz Schetyna zafundował bezsenne noce, ogłaszając, że nie chce być premierem? Komu pokrzyżował plany w kampanii wyborczej?Prof. Antoni Dudek: - Ja mam wrażenie, że w sposób zasadniczy to nikomu nie pokrzyżował planów, natomiast wykonał pewien ruch, który - jak rozumiem - ma obniżyć koszty nadciągającej katastrofy, która go czeka. Czyli on już wie, że przegra wybory i dlatego wystawia kogoś innego na premiera? - Wydaje mi się, że tak, ale tu nie chodzi tylko o to, bo proszę pamiętać, że nazajutrz, po 13 października, jeśli PO nie wygra tych wyborów - a nic na razie na to nie wskazuje - Grzegorz Schetyna wyjdzie i powie: Słuchajcie, przegraliśmy, ale przed nami jeszcze jedna szansa: wybory prezydenckie. I Małgorzata Kidawa-Błońska ma być kandydatem PO na prezydenta, a nie na premiera tak naprawdę?- Jeżeli zrobi dobry wynik w Warszawie, zwłaszcza znacząco lepszy niż Jarosław Kaczyński, a tego się można spodziewać, to tak. Tymczasem Schetynie groziło coś gorszego, że w Warszawie, bastionie PO, mógł dostać jako lider tejże partii gorszy wynik niż od Jarosława Kaczyńskiego. To byłaby totalna klęska tego polityka. Więc żeby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, ucieka ze zderzenia czołowego z warszawskim elektoratem, jemu osobiście niechętnym, choć platformerskim, a z drugiej strony testuje prawdopodobną kandydatkę PO w wyborach prezydenckich. A to zderzenie: Małgorzata Kidawa-Błońska i Andrzej Duda - jakby się mogło skończyć dla kandydatki PO?- Tego nie wiemy, Dlatego że tak naprawdę dopiero teraz Małgorzata Kidawa-Błońska zacznie bardzo często występować w mediach, mieć coraz więcej kontaktów z ludźmi, no i przede wszystkim zobaczymy, jaki będzie miała wynik w Warszawie. Ona teoretycznie powinna mieć znakomity wynik. I wtedy dopiero, jeśli ten wynik naprawdę będzie znakomity, to będziemy mówili o niej jako o pretendentce poważnej. Do tego momentu to jest wyłącznie moja spekulacja, ale ona ma moim zdaniem pewne oparcie, bo Platforma nie ma ewidentnego kandydata swojego w wyborach prezydenckich, a będzie musiała go znaleźć natychmiast po 13 października. Po co Mateusz Morawiecki mówi, że lepszym od niego kandydatem na premiera byłby Jarosław Kaczyński?- No bo nie można inaczej w PiS-ie odpowiedzieć. Każdy polityk PiS-u, który odpowiedziałby, że Jarosław Kaczyński nie jest najlepszym kandydatem na premiera, wieszczy sobie koniec kariery w tej partii.Ale dzisiaj Jarosław Kaczyński może zostać premierem po wyborach 13 października?- Nie, nie sądzę. To znaczy bardzo bym się zdziwił, gdyby Jarosław Kaczyński chciał wrócić do tej roli, ponieważ ten model, który wypracował przez 4 lata jest dla niego optymalny, jest kimś w rodzaju "nadpremiera". To znaczy, ma wszystkie kluczowe decyzje w swoim ręku, natomiast nie musi się zajmować tą częścią obowiązków premiera mało efektowną, bardzo męczącą, czyli różnego rodzaju uroczystości, oficjalne obchody, to zajmuje ogromną ilość czasu, te reprezentacyjne funkcje... Fun z rządzenia to jest to, co Jarosław Kaczyński już ma i wygląda na to, że będzie miał przez czas jakiś dłuższy. No to spoglądamy na sondaże i rzeczywiście widzimy: Prawo i Sprawiedliwość absolutnie na czele. Afera hejterska w Ministerstwie Sprawiedliwości, wcześniej np. ujawnienie powietrznych taksówek marszałka Kuchcińskiego nie wywracają stolika. Pan przy tej okazji studził zresztą emocje opozycji i mówił, że na wielkie zmiany w sondażach nie ma co liczyć. Afery nie zmieniają sondaży? - Po pierwsze, te afery nie są tej skali i tej rangi, żeby mogły zniechęcić elektorat PiS-owski do głosowania na partię - i przede wszystkim, trzeba sobie zdawać sprawę, że Polacy są po 4 latach bardzo udanych, to znaczy: liczba Polaków, którym się poprawiło w sensie materialnym zdecydowanie przeważa nad tymi, którym się nie poprawiło. Prawdą jest to, co mówi marszałek Bielan, kiedy przekonuje, że wyborcy oceniają całe cztery lata, a nie tylko jakieś incydenty, które się zdarzyły po drodze? - Oczywiście jest pewna grupa zdeklarowanych przeciwników PiS-u i oni są już od dawna żelaznym elektoratem Platformy Obywatelskiej czy lewicy... ...i oni wiedzą, jak mają głosować. - Tak. Jest natomiast rzeczywiście to, o co się toczy gra. O co się toczy gra przez te najbliższe tygodnie? O to, czy PiS będzie miał samodzielną większość, a jeśli tak, to jaką. To się toczy na dwóch głównych frontach. Jeden to front związany z tym, czy PiS-owi się nie wydarzy w ostatnich dosłownie dniach przed 13 października jakaś historia, która sprawi, że część z tych mniej więcej 10 procent niezdecydowanych jednak nie zagłosuje na PiS. Bo to są potencjalni ich wyborcy, ale którzy ostateczną decyzję podejmą 13 października albo tuż przedtem. Ich jakaś drobna rzecz może zniechęcić.... I drugi front, który wydaje się na pozór mniej istotny, ale on jest równie ważny, to jest walka PSL i Kukiza o przekroczenie progu. No właśnie....- Jeżeli tego progu nie przekroczą, to jest prezent dla PiS-u przede wszystkim.Aleksander Kwaśniewski, były prezydent, mówi, że PiS wybory wygra i to jest pewne. Jego zdaniem nie jest tylko pewne, czy PiS będzie rządził sam, czy właśnie z PSL i Kukizem.- Dokładnie tak, przy czym ja mam inną ocenę trochę - znaczy, to nie będzie normalna koalicja - proszę pamiętać. Załóżmy na chwilę, że PiS dostaje poniżej 231 mandatów, wtedy rzeczywiście wchodzi PSL automatycznie - to jest niemal prawdopodobne. I co, wtedy wyciąga pojedynczych posłów? - Dokładnie! Wtedy zgodnie z Konstytucją, prezydent Duda powierza kandydatowi PiS-u misję tworzenia rządu. Jeśli PiS-owi będzie brakowało kilku, a nawet kilkunastu posłów, to jestem przekonany, że prezes Kaczyński zna sposoby, żeby z PSL bądź z innych klubów znaleźć tych kilku, kilkunastu posłów, którzy poprą rząd. A to małżeństwo z rozsądku, ludowcy plus Kukiz, to jest taka historia z cyklu i żyli długo i szczęśliwie? - A to zobaczymy. Oni nie będą raczej żyć długo i szczęśliwie. To jest raczej sytuacja w której dwa byty polityczne znalazły się za burtą i uznali, że wspólnie dopłyną do brzegu. I teraz nie wiemy czy dopłyną do brzegu, oni też nie wiedzą. Nikt z nas nie wie. Natomiast od tego zleży w dużym stopniu skala bonusu dla PiS, bo PiS jako partia, która prowadzi, dostanie tę premię za tych, którzy nie wejdą. Ale elektoraty PSL-u i Kukiza nie sumują się tak po prostu. Nie wszyscy muszą rozumieć ten mariaż. - Ja myślę, że nawet większość nie rozumie. I na tym polega problem, gdyby one się sumowały, można by powiedzieć, że nie ma żadnego problemu - PSL z Kukizem ma gwarantowane 6-8 procent. Tymczasem, ponieważ nie wiemy, jak wielu się zniechęci po stronie PSL i po stornie Kukiza - co tu kryć - do tego bardzo egzotycznego mariażu. Nie wiemy jaki będzie wynik tej listy wyborczej. A kiedy wczytuje się pan dzisiaj w sondaże w ostatnich tygodniach i miesiącach, to jak odpowiada pan sobie na pytanie, czy Prawo i Sprawiedliwość może sięgnąć w tych wyborach po większość konstytucyjną? - To wydaje mi się bardzo mało prawdopodobne. Bo to by wymagało jednak tego, żeby nie tylko PSL przepadło, ale prawdopodobnie również lewica. To znaczy PiS ma czterdziestokilkuprocentowe poparcie i to można zobaczyć, czy to będzie 42, czy 47 procent. Daje to 231 - 260 - 270 mandatów. Natomiast większość konstytucyjna to jest 307 mandatów. To jest moim zdaniem poza zasięgiem PiS-u. To byłoby możliwe tylko w sytuacji systemu jednomandatowego, takiego jak mamy w Senacie i jakiejś ogromnej klęski Platformy. Gdyby nie było żadnych innych graczy, ale ponieważ takiego sytemu wyborczego nie mamy i lewica dzisiaj stoi bardzo mocno. Widziałem nawet sondaż, gdzie się przewiduje, że oni będą mieli 60 mandatów kosztem oczywiście głównie Platformy a nie PiS-u. To pokazuje, że możemy mieć do czynienia z wielkim powrotem lewicy do polskiej polityki.