Według profesora w nagłośnionym przez media przypadku nic nie wskazuje na to, że dziecko umrze po porodzie. Dyrektor szpitala odpiera też zarzuty swojej pacjentki przytoczone przez tygodnik "Wprost". Kobieta sugerowała, że lekarz celowo opóźniał procedury i zlecał kolejne badania, aby przeciągnąć sprawę i uniemożliwić aborcję. - Nie jest prawdą, że opóźniałem procedury. Przeciwnie. Od momentu kiedy pani złożyła pismo z prośbą o aborcję do dnia kiedy otrzymała odpowiedź minęły dwa dni. Nawet mam żal do siebie, że tak krótko z nią rozmawiałem. Może gdyby ta rozmowa była dłuższa lub było ich kilka, być może udałoby mi się przekonać ją, że szczęścia nie buduje się poprzez śmierć dziecka - powiedział profesor.Jak wyjaśnia, mimo burzy, jaka rozpętała się po wywiadzie dla tygodnika, kobieta nadal pozostaje pacjentką szpitala Świętej Rodziny. - Nadal nam ufa - podkreśla lekarz i dodaje, że z jego wiedzy wynika, że stan zdrowia dziecka nie jest aż tak dramatyczny, jak zostało to przedstawione. W jego placówce trwa w tej chwili kilka kontroli. - W tej chwili w szpitalu są cztery kontrole - to przekroczenie prawa, powinna być jedna - zaznacza Bogdan Chazan. - Dotąd krajowy konsultant kontrolował sprawę kiedy dziecko umarło. Tym razem dziecko żyje. To postawienie spraw na głowie - mówi.