Robert Mazurek, RMF FM: Dzień dobry. Dzisiaj gość bardzo dobry, bo profesor Andrzej Zybertowicz, kłaniam się nisko. Andrzej Zybertowicz: - O tej porze jestem jeszcze średnio mądry, panie redaktorze. Będą bardzo mądre i bardzo poważne pytania. Zaczynamy od najmądrzejszego i najważniejszego z nich. Dzisiaj jest Dzień Emotikona. Pytanie jest takie - czy pan używa? - A proszę wyjaśnić mojemu pokoleniu, moim kolegom starszym, profesorom i profesoressom, co to jest emotikona. Szanowni państwo akademicy, państwo też wysyłacie SMS-y. Na końcu, jak chcecie np. pokazać, że to, co pisaliście, to był żart, to był sarkazm, proszę tego nie brać dosłownie, to się taki uśmieszek np. wysyła. To jest emotikona. - Mnie wytłumaczono, że jeśli na Twitterze się żartuje, to trzeba koniecznie zrobić uśmiechniętą buźkę, bo większość ludzi nie wie, kiedy się żartuje. Pan te uśmiechnięte buźki wysyła czy nie? - Wysyłam dwukropek z półokrągłym nawiasem. Ale jakiś system czasami w takie straszne buźki, mrugające, skaczące zamienia. Żonie wysyła pan np. serduszko albo coś takiego? Że pan kocha. - Nie. Nie wysyłam serduszek. Dobrze W takim razie zostawmy to. Okazuje się pan całkowicie nieprzygotowany do tej części rozmowy. Może z resztą pójdzie panu lepiej. Andrzej Duda leci do Nowego Jorku, ale my spodziewamy się raczej wizyty Donalda Trumpa w Warszawie. Wiemy już, kiedy będzie? - Nie. Data nie jest ustalona. W Nowym Jorku, jak rozumiem, prezydent Polski nie spotka się z amerykańskim, bo jedzie tam na sesję ONZ? - Nie wykluczam. Dla Andrzeja Dudy to jest business as usual. Jest bardzo aktywny na arenie międzynarodowej. Przy każdym takim wyjeździe odbywa szereg spotkań bilateralnych z innymi przywódcami. Ja może dam pewien przykład z okresu warszawskiego szczytu NATO. Gdy on się tu odbywał, Andrzej Duda osobiście już lepiej poznał większość uczestników tego szczytu - odwiedził ich w różnych krajach, zbudował relacje, dzięki którym to przedsięwzięcie poszło bardzo płynnie. To jest bardzo ważne, żeby prezydent przy okazji - poza innymi sprawami oficjalnymi, przemówieniami - nawiązywał relacje, dzięki którym rozumiemy lepiej... Spytać, jak tam córka w szkole. - Czasami prezydenci rozmawiają między sobą o dzieciach, tak. To jest small talk wtedy. - Lech Kaczyński opowiadał kiedyś, że z innymi prezydentami rozmawia o tym, że w sytuacji, gdy politycy generalnie są ludźmi ubogimi w porównaniu z oligarchami biznesu, nawet prezydenci czy premierzy, to wytwarza pewną nierównowagę i zagrożenie dla demokracji. Dobrze, to porozmawiajmy o polityce teraz. Nie ma pan takiego wrażenia, że ta kampania pozbawiona jest takich ogromnych emocji? Czy to dlatego, że ludzie już wychodzą z założenia, że wszystko już jasne, wszyscy wiedzą, że średnia sondaży jest taka: PiS - 48 proc., KO - 28, wchodzi SLD - mniej więcej koło 13, i jeszcze PSL się załapie. W zasadzie i tak wszyscy myślą: Dobra, niech będą te wybory, już idziemy dalej. - Coś w tym jest, ale myślę, że ta pewna nierównowaga, ta przewaga PiS jest nie tylko efektem polityki transferów socjalnych, co na pewno przyczyniło się do tej przewagi. Ja sądzę, że jest efektem czegoś innego.Mianowicie?- Mianowicie, muszę element osobisty, biograficzny przywołać. Jak PiS było przez osiem lat w opozycji, to cała gromada intelektualistów sympatyzujących z tym ugrupowaniem - prof. Nowak, prof. Krasnodębski... Takie nazwiska można mnożyć... I takie osoby jak ja - jeździliśmy po Polsce, do tego, co można określić archipelagiem polskości, na spotkania, w klubach "Gazety Polskiej", spotkania z rodziną Radia Maryja, w rozmaitych fundacjach, grupach rekonstrukcyjnych. Istniało zapotrzebowanie na rozmowę o Polsce tam gdzieś w terenie. Gdy Platforma znalazła się w opozycji, uruchomili kluby obywatelskie, ja bardzo patrzyłem w relacjach, jak wygląda widownia. Często nie pokazywali tego zdjęcia z prezydium, nie pokazywali zdjęcia z sali. Mam wrażenie, że nie ma w polskiej tradycji podglebia kulturowego, do którego Platforma mogłaby nawiązać. Ja pana pytam, czy wszystko jest już jasne, a pan mi o klubach?- Nie, nie jest jasne. Żyjemy w czasach zamętu i dezinformacji. Chce pan powiedzieć, że jeszcze nie wiemy, kto wygra wybory? - Myślę, że wybory wygra Prawo i Sprawiedliwość, natomiast, po pierwsze, nie wiemy, czy uzyska zdolność do sprawnego, niekoalicyjnego rządzenia. A po drugie, trzeba się liczyć z tym, że ponieważ żyjemy w epoce fake newsów, to będą próby podjęte, by wstrząsnąć opinią publiczną. Pewnie będą, w końcu jeszcze miesiąc do wyborów. - Powiem ciekawostkę. Rozmawiałem z doradcą obecnego prezydenta Zełenskiego między pierwszą a drugą turą wyborów na Ukrainie. Spytałem się, czy nie boją się wyciągania jakiś brudów przeciwko Zełenskiemu. Jego doradca powiedział: "U nas wszyscy przeciwko wszystkim tak te brudy wyciągali, że to już w ogóle nie działa na opinię publiczną".To chyba w Polsce jest podobnie jednak?- Może w innej skali, tak.Mam wrażenie, że się ludzie trochę uodpornili, bo co możemy usłyszeć. Ja mam jeszcze pytanie o Małgorzatę Kidawę-Błońską. Czy to był zręczny pomysł Platformy, żeby zmienić trochę tę szachownicę?- Nie widzę negatywów tego pomysłu, ale on byłby skuteczny, gdyby to było co najmniej pół roku wcześniej. Bo trzeba wejść jakby w buty lidera. W momencie, gdy się odbywa spotkania w kraju, to nie można powiedzieć: "Od dzisiaj ktoś jest przywódcą". Nie, trzeba zbudować swoje mentalne nastawienie i pewien typ kompetencji. Ja pamiętam, jak były budowane kompetencje Piotra Glińskiego, gdy był wytypowany na tzw. premiera technicznego. To on dokształcał się w tzw. politykach sektorowych, bo premier może mieć ogólny, ale musi mieć ogląd wszystkich kluczowych sektorów państwa. Dobrze. Czy Lewica coś uszczknie Koalicji Obywatelskiej? Oni się tam jakoś zrównają? - Spotkałem się z takim głosem dziennikarza sympatyzującego z opozycją, że właśnie postać Kidawy-Błońskiej sprawi, że raczej głosy lewicowe dostanie Platforma niż głosy potencjalnych wyborców "dobrej zmiany". Jak pan patrzy na to, co robi Polska Fundacja Narodowa, to ma pan wrażenie, że wpisuje się to w to, co pan kiedyś nazwał "MaBeNą", czyli Maszyną Bezpieczeństwa Narracyjnego? - Niektóre elementy na pewno. A to, że 5,5 miliona dolarów wydali na amerykańską firmę PR, która miała robić konta społecznościowe? Skończyło się na jakiejś kompromitacji, bo tych kont nikt nie śledzi, są tam jakieś bzdety. - Zaraz, zaraz. Nie wiem, czy to konta społecznościowe były punktem ciężkości tego przedsięwzięcia. Gdyby było tak, że dostali honoraria za prowadzenie kont społecznościowych, które mają niską ilość śledzących, to byłby problem. Natomiast jeśli był inny, znacznie szerszy wachlarz działań, to dopóki nie poznamy tego, to nie można ocenić pochopnie. Wie pan, cztery lata, w przypadku PFN trochę mniej, ale jednak czas powiedzieć: po owocach ich poznacie. Czy pan ma wrażenie, że po rządach PiS, po tych czterech latach, i po mniej więcej trzech latach działalności PFN, może pan powiedzieć, że Polska ma znacznie lepszą pozycję w świecie? Znacznie lepiej mówi się i myśli o Polsce? - Myślę, że pewne zagrożenia zostały z sukcesem zneutralizowane. Robert Mazurek